Lynn Shelton nie żyje. Partner skomentował przyczynę śmierci
Lynn Shelton, jedna z najbardziej cenionych amerykańskich reżyserek, zmarła w wieku 54 lat. Pierwsze doniesienia mówiły, że zgon nastąpił w wyniku "niezdiagnozowanych wcześniej problemów zdrowotnych". Teraz głos w sprawie tragedii zabrał jej życiowy i zawodowy partner.
Lynn Shelton zmarła w Los Angeles w piątek 15 maja. Wiadomość o śmierci reżyserki, scenarzystki i aktorki szybko się rozeszła i wstrząsnęła amerykańskim środowiskiem filmowym, ale nikt nie wiedział, co się właściwie stało. Dopiero oficjalny komentarz Marca Marona rzucił nieco światła na tajemniczą sprawę. Maron był w związku z Shelton i wielokrotnie współpracował z nią przy różnych produkcjach ("Glow", "Little Fires Everywhere"). – Bardzo ją kochałem i wiem, że wielu z was też ją kochało. Jestem zdruzgotany, mam złamane serce, jestem w kompletnym szoku i nie wiem, jak w tym momencie iść naprzód. Chciałem, żebyście wszyscy wiedzieli – mówił pogrążony w żałobie Maron.
Filmowiec powiedział, że u Shelton nie zdiagnozowano wcześniej żadnej poważnej choroby. Przez ostatni tydzień narzekała jednak na samopoczucie. W piątek rano zemdlała i niestety na ratunek było już za późno. - To nie był Covid-19. Lekarze nie mogli jej uratować. Próbowali. Bardzo mocno - wyznał Maron.
Jak podaje "Deadline", przyczyną śmierci było niezdiagnozowane wcześniej zaburzenie krwi.
- Była piękną, miłą, kochającą, charyzmatyczną artystką. Jej duch był czystą radością. Uszczęśliwiała mnie, ja ją też. Byliśmy szczęśliwi. Zaczynaliśmy wspólne życie. Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, co się stało – dodał Marc Maron (na zdjęciu).
Lynn Shelton była głównie reżyserką i scenarzystką, ale miała też doświadczenie jako producentka i aktorka. Na swoim koncie miała takie filmy i seriale jak "Humpday", "Miecz zaufania", "GLOW", "Love", "Siostra twojej siostry", "Życie nie gryzie".
"Little Fires Everywhere" to jej ostatni miniserial. Był emitowany od marca do kwietnia 2020 r.