Trudno, rodzice pewnie znowu będą zmuszeni wybrać się do kina - na ekrany wchodzi druga część przygód Carmen i Juniego Cortezów, czyli tytułowych małych agentów. W założeniu miał to być prawdopodobnie film familijny, czyli że zarówno dzieci, jak i dorośli powinni w nim znaleźć cos dla siebie. Zostało powiedziane: Szukajcie, a znajdziecie! - słowa te dotyczą chyba jednak czegoś zupełnie innego. Jako człowiek - bądź, co bądź - dorosły wynudziłem się straszliwie. Marną pociechą był dla mnie fakt, że wśród rekwizytów rozpoznałem posążek z "Poszukiwaczy zaginionej arki", czy skojarzyłem parę wypowiedzi odnoszących się do innych filmów. Ale to przecież film dla dzieci.
Drugim problemem jest zdecydowany przerost formy nad treścią - czytaj: lawiny pomysłowych rekwizytów, fantastycznych stworów itp. nad konkretną i wciągającą fabułą. Przygody Juniego i Carmen mogłyby nawet dorosłych wbić w siedzenia (w końcu nie co dzień spotyka się wężojaszczurki, czy pająkomałpy, rzadko też wpada się do wulkanów), lecz niestety - są po prostu nudnawe. Tak, jakby ktoś stwierdził, że zamiast porywającej historii wystarczą efekty specjalne. Ale może przesadzam - to tylko film dla dzieci.
Mali agenci 2 wydają się być odpowiedzią na pytanie, czy rzeczywiście agent jest wart tylko tyle, ile warte są gadżety, które posiada. Podobną opinię wygłasza bowiem Gary Giggles, inny mały agent, z którym przyjdzie się zmierzyć naszym bohaterom. Głównym zadaniem, jakie sobie postawił reżyser - scenarzysta - operator - kierownik produkcji - montażysta - autor muzyki w jednym, czyli Robert Rodriguez było udowodnienie, że tak nie jest. Dlatego najpierw wyposażył swoich bohaterów w we wszystko, co się da (odrzutowe buty są najbanalniejszym przykładem), by potem odciąć im zasilanie i zostawić na łasce losu. Oraz własnych umiejętności. Problem w tym, że dzieciaki w sumie nie robią niczego nadzwyczajnego. Przynajmniej jak na super-agentów przystało. Może jednak małym widzom to wystarczy? Bo przecież to film dla nich.
Pora na pewne zastrzeżenie - żeby nie było, że się czepiam, bo nie lubię filmów dla dzieci. Pierwszą część przygód małych agentów wspominam naprawdę miło. Pomysł, by stworzyć Jamesa Bonda w miniaturze (nawet w dwóch) wydał mi się bardzo udany. Niestety, druga część nie ofiarowuje niczego więcej, oprócz odgrzanego pomysłu. Być może źle się stało, że Robert Rodriguez obsadził siebie samego w we wszystkich kluczowych rolach - zabrakło kogoś, kto by go twórczo zainspirował. Ale może dzieciom film się spodoba. Wszak dla nich został zrobiony.
Dość narzekania. Film Mali agenci 2 - Wyspa Marzeń ma też z pewnością swoje dobre strony. Jednak aby je docenić trzeba być dzieckiem. Bo przecież w końcu to film dla dzieci!