Maria Antonina, jakiej nie znaliście… Tylko w serwisie CANAL+ online
Ikona, której imię każdy z nas słyszał w życiu przynajmniej raz. Trendsetterka, znienawidzona i podziwiana, oklaskiwana i oczerniania, bohaterka skandali obyczajowych i hazardzistka, której długi zrujnowały Francję. Taki obraz Marii Antoniny znamy. I – choć jest w nim dużo prawdy – nie jest on pełny.
Międzynarodowa premiera, serial "Maria Antonina" w CANAL+ online.
Na długo przed aferą naszyjnikową, skandalem wokół chemise à la reine i spadającym ostrzem gilotyny była sobie przestraszona i niepewna swojego losu nastolatka. W wieku 15 lat niemal siłą spakowana do powozu i wysłana do obcego kraju, by rozmnażać się z obcym sobie (i równie przestraszonym) nastolatkiem. Rzecz jasna, ku chwale Austrii i Francji (w zależności od strony granicy kolejność ta mogła ulec zmianie). Pozbawiona przyjaciół i ukochanego pieska (jak sama potem powie "Mops nie miał paszportu"), swobodnie mogąca porozmawiać jedynie z austriackim ambasadorem, rzucona w sam środek dworskich intryg Wersalu w myśl zasady "utoń lub płyń".
Tą nastolatką była Maria Antonina (wspaniała w tej roli Emilia Schüle). Teoretycznie wygrała los na loterii. Jest czarująca i pełna wdzięku, śliczna jak z obrazka, urodzona w jednej z najpotężniejszych dynastii Europy, w przyszłości ma zostać królową wspaniałego królestwa, a jej przyszły mąż nie jest od niej ponad dwukrotnie starszy (co często spotykało śliczne i młode księżniczki). Wersal to pałac jak z bajki – otoczony rozległymi ogrodami, ociekający złotem i przepychem, pełen usłużnych dworzan gnących karki, rządzony przez życzliwego młodziutkiej Austriaczce Ludwika XV (James Purefoy). Co mogło pójść nie tak?
Otóż wszystko
Wersalskie ogrody i pałacowe korytarze to niebezpieczny labirynt (motyw wykorzystany zresztą w czołówce serialu), w którym jeden fałszywy lub niedostatecznie wdzięczny krok grozi śmiesznością lub wplątaniem się w skandal. Za olśniewającą przepychem fasadą kryją się odrapane korytarze, ciemne zaułki i tajemne przejścia, które odbierają jakąkolwiek prywatność.
Dworzanie gną się w ukłonach, ale zza wachlarzy i spod opuszczonych oczu nieustannie oceniają "tę austriacką s**ę" i nie są to oceny pochlebne. Młodziutki Ludwik (Louis Cunningham), równie zestresowany jak ona, unika jej tak skutecznie, że ich związek zostaje dopełniony (żadne z nich nie ma pojęcia o seksie – dla nas jest to zrozumiałe, dla XVIII-wiecznych francuskich dworaków było to niepojęte) dopiero po kilku latach (pełnych nieustających szyderstw i plotek na gorący temat zimnej alkowy młodej delfiny). Dziadek Ludwika – podstarzały lowelas – co prawda jest życzliwy, ale jego łaska ma swoją cenę, której młoda dziewczyna nie jest skłonna płacić.
Obserwowanie tego okrutnego dworskiego spektaklu jest z jednej strony niekomfortowe i momentami przerażające, a z drugiej – nie sposób oderwać od niego oczu (a wierzcie mi, próbowałam!). Deborah Davis (zdobywczyni dwóch nagród BAFTA i scenarzystka, m.in. "Faworyty") stworzyła świat, który uwodzi kontrastem między zwodniczo pastelowymi kolorami wachlarzy a jadowitymi strzałami zza nich wypuszczanymi. Świat, w którym rządzi król (czy raczej jego rozpustna metresa, niesława Madame du Barry), ale króluje etykieta, która tłumi wszelkie ludzkie odruchy i bezlitośnie punktuje każde, nawet najdrobniejsze, przeciw niej wykroczenie. Świat, w którym młoda i pozbawiona matczynej opieki dziewczyna usiłuje przetrwać i znaleźć swoje miejsce.
Na szczęście (dla niej samej i naszych widzowskich nerwów) udaje się jej to (choć nie obywa się bez drobnych potknięć i spektakularnych wpadek) i powoli jej prawdziwy charakter, żywiołowość oraz niechęć do podporządkowania się bezsensownym zasadom triumfują nad zatęchłym porządkiem spod znaku hrabiny de Noailles i starych ciotek-córek Ludwika XV.