Zdarzyło mu się wyjść na scenę w korkach i skarpetach piłkarskich, ale publiczność nie miała mu tego za złe – w końcu cieszył się tytułem "najlepszego piłkarza wśród aktorów". Czy też, jak twierdzą inni, "najlepszego aktora wśród piłkarzy".
Marian Łącz* Przez wiele lat lawirował między boiskiem a teatrem i planem filmowym, sprawnie łącząc karierę aktorską i sportową; *grał w ŁKS-ie, Polonii i piłkarskiej reprezentacji Polski.
Był aktorem charakterystycznym i choć zazwyczaj na ekranie pojawiał się gdzieś na drugim planie, widzowie nie mogli go nie kochać. Zawsze uśmiechnięty, emanujący optymizmem i życzliwością, towarzyski i skromny. Jego przedwczesna śmierć pogrążyła w żałobie tysiące widzów i fanów sportu. W sierpniu mijają 33 lata od jego śmierci.
Piłkarz, który został aktorem
Niewiele brakowało, a jego życie potoczyłoby się zupełnie innym torem. Od najmłodszych lat Łącza fascynował sport – grał w gry zespołowe, trenował lekkoatletykę, a w wolnych chwilach wędkował.
Jego największą pasją była jednak piłka nożna i to z nią wiązał swoją przyszłość. Zaczynał od gry w Resovii i Sokole Rzeszów.
- Był liderem naszej grupy. Wszyscy go uwielbiali i jednocześnie... bali się. Był z nas najsilniejszy. To on rządził na podwórku. Miał głowę pełną zaskakujących, często ryzykownych pomysłów – wspominał Łącza kolega z dzieciństwa, Edward Smusz. - Był bardzo wysportowany, gibki, takie żywe srebro. Już jako mały chłopiec zdradzał ogromny talent piłkarski, na zawołanie strzelał bramki i znakomicie dryblował.
Aktor z przypadku
Aktorem, jak sam wspominał, został zupełnie przez przypadek. Do kamienicy, w której mieszkał w rodzinnym Rzeszowie, wprowadzili się aktorzy. Ponieważ przy jednym z planowanych spektakli zabrakło im ludzi, poprosili, by Łącz dołączył do nich na scenie. Ale jemu ta perspektywa wydawała się bardzo zabawna – uważał, że się do tego zupełnie nie nadaje.
A jednak niedługo potem, zachęcony przez przyjaciół, postanowił przystąpić do egzaminu w szkole teatralnej. I zdał, podobno częściowo dzięki temu, że Jerzy Duszyński (słynny aktor filmowy i teatralny, znany choćby z "Awantury o Basię" czy "Ocalić miasto" – przyp. red.) był wielbicielem piłki nożnej.
- Znał mnie z boiska. Dejmek poradził mi, żebym poszedł do "Duszka" – cytuje słowa aktora "Życie na gorąco". - Idę, otwiera mi piękny pan w wytwornym szlafroku. Nauczył mnie roli. No i zdałem. Dyrektor szkoły Leon Schiller szedł mi na rękę, ale i tak mogłem trenować tylko po zajęciach. Ćwiczyłem wieczorem, sam na boisku.
Miłość na scenie
Halinę Dunajską (na zdj. pierwsza od prawej) poznał jeszcze w szkole teatralnej. Długo zabiegał o jej względy, aż wreszcie odwzajemniła jego uczucie – i zostali partnerami nie tylko w życiu prywatnym, ale i na scenie.
– Mama grała amantki, a ojciec role charakterystyczne – opowiadała w "Rewii" ich córka, Laura Łącz (na zdj. pierwsza od lewej).
Po ślubie zamieszkali w Warszawie, gdzie łatwiej było o pracę.
– Po czterech latach urodziłam się ja* – mówiła Laura Łącz. *– Koledzy rodziców żartowali zawsze, że występowałam na scenie jeszcze zanim się urodziłam.
Młodziutka Laura postanowiła iść w ślady rodziców. I kilka razy spotkała się z nimi na scenie, choć, jak wspominała, nie należało to do najprzyjemniejszych momentów w jej karierze.
– Nie lubiłam z nimi grać z różnych powodów – wspominała. – No, może z ojcem to jeszcze, bo on się nie wtrącał. Podobnie jak mąż. Natomiast mama ciągle mnie krytykowała!
Mistrz drugiego planu
Na ekranie Łącz zadebiutował w 1949 r. – choć pojawiał się zwykle w epizodach, jego postacie były tak wyraziste, że nie dało się ich przeoczyć.
Grał w najpopularniejszych polskich serialach i u najlepszych polskich reżyserów. Wcielił się w inkasenta w "Misiu", pojawił się w „Alternatywach 4”, mignął w "Kochaj albo rzuć", "Brunecie wieczorową porą", "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" i "Janosiku".
Stale też kontynuował karierę teatralną, bardzo wysoko ceniąc sobie pracę na scenie i kontakt z publicznością.
"To był jego ostatni mecz"
Rządził nie tylko na scenie, ale i na boisku.
- Był jednym z największych talentów w polskim futbolu. Miał wszystko: "bombę" z prawej, "bombę" z lewej, główki i "kiwki". I nieprawdopodobną siłę przebicia, nie gorszą niż Maradona – mówili magazynowi "Życie na gorąco" przyjaciele aktora.
Wreszcie jednak przyszedł czas, kiedy Łącz musiał wybrać między aktorstwem a piłką.
- Po południu grał mecz. Przed stadionem miała czekać taksówka. Nie czekała. Spóźnił się do teatru 20 min. Po spektaklu dyrektor wezwał go do siebie: "Makuś, piłka czy teatr?" I to był ostatni mecz - opowiadał jego kolega z Teatru Polskiego.
''Zasnął na zawsze''
- Był człowiekiem wiecznie uśmiechniętym. Nigdy go nie widziałam w złym humorze. Wszystko mu smakowało, wszystko się podobało. Nigdy nie chorował, zawsze był w dobrej formie. Był bardzo towarzyski – wspominała ojca w "Nowinach" Laura Łącz.
Ostatnie dni przed swoją śmiercią spędził w domku pod Radzyminem, samotnie.
- Umówił się tam z kolegami na grzyby – mówiła jego córka. - Mieli wyruszyć o świcie. Wszyscy się zebrali, a mój ojciec, który zawsze był pierwszy, nie przyszedł. Poszli bez niego. Po powrocie zjedli śniadanie. Dopiero koło południa poszli zobaczyć, co się z nim dzieje. Patrzą, a Makuś śpi. Budzą, budzą i nic. Wtedy dopiero zorientowali się, że tata nie żyje. Po prostu położył się i zasnął na zawsze. Kiedy dotarła do mnie ta wiadomość, byłam przekonana, że chodzi o jakiś nieszczęśliwy wypadek. Przecież ojciec był jeszcze w sile wieku.