"Marianne i Leonard: słowa miłości". Muzyka, LSD i aborcja
Cztery lata temu, gdy Marianne umierała na białaczkę, dostała list od Leonarda Cohena. Pisał tak: "Jestem tylko troszeczkę za tobą, ale na tyle blisko, by trzymać cię za rękę". Najpierw zmarła Marianne. Jej dawny kochanek 3 miesiące później.
"Marianne i Leonard: słowa miłości" to film dokumentalny, który w końcu trafia do kin w Polsce. Reżyser Nick Broomfield (prywatnie dawny kochanek Marianne) próbował pokazać skomplikowaną relację, która łączyła Marianne Ihlen i legendarnego muzyka – Leonarda Cohena. Historie, które opowiedział w filmie, do tej pory mogły być znane tylko najwierniejszym fanom Cohena.
Miłość na haju
Podobno poznali się krótko po tym, jak Marianne wróciła z krótkiego wypadu w Norwegii z powrotem do męża, na grecką wyspę Hydra. Otóż po powrocie okazało się, że mąż (Axel Jensen) zostawił Marianne i ich syna (Axela) dla innej kobiety.
Leonard na Hydrze miał dom. Postanowił spędzić tu więcej czasu. Gdy tylko poznał Marianne, był nią zauroczony. Piękna Norweżka stała się jego muzą.
Ich życie było kwintesencją lat 60. Na greckiej wyspie żyli sobie w komunie innych artystów, którzy próbowali uciec przed dorosłością i szarym, nudnym życiem.
Plaże, rejsy łódką po zatoczkach, palące słońce, w którym Cohen pisał swoje książki i wiersze. Sielanka.
Sielanka podsycana kwasem, metamfetaminą i LSD, po które Cohen sięgał często, bo dzięki temu "odrywał się od świata". Kwasu, jak wspominają osoby z otoczenia muzyka, było tak dużo na wyspie, że podobno miejscowi podawali narkotyki… osiołkom wożącym turystów po osadzonych na skałach miasteczkach. Tylko po to, żeby oglądać, jak zwierzęta ledwo trzymają się na nogach.
Sztab kochanek i pył pustyni
Życie w greckim raju nie mogło trwać w nieskończoność. Cohen karierę pisarską zamienił na muzyczną i więcej czasu zaczął spędzać w USA i Kanadzie. W 1966 r. pierwszy raz zaśpiewał przed większą publicznością, a już rok później nagrał pierwszy album.
Od tamtej pory przed hotelowymi pokojami Cohena ustawiały się kolejki kobiet.
Bill Donovan, menadżer trasy koncertowej Cohena wspomina w filmie: "Przychodził do hotelu z naprawdę piękną kobietą, wchodzili na górę i po kilku godzinach schodzili do baru. Ona odchodziła, a po kilku godzinach Leonard spotykał kolejną kobietę, szli na górę i ona odchodziła po kilku godzinach tak jak poprzednia".
O kochankach Leonarda wiedzieli wszyscy. To były czasy "otwartych związków" i nikogo specjalnie to nie dziwiło. Dziś wspomina się jeszcze dwie znane kochanki muzyka: Joni Mitchell i Janis Joplin. O spotkaniach z tą drugą w hotelu Chelsea Cohen wspominał w jednej z piosenek (i o tym, że uprawiali seks oralny).
Czy to przeszkadzało Marianne? Trudno powiedzieć. Wiedziała, że nie będzie mogła mieć Leonarda na własność. Kochała go i cały czas utrzymywała z nim kontakt.
Nawet wtedy, gdy Cohen związał się z Suzanne Elrod i miał z nią dwoje dzieci.
Marianne żyła swoim życiem – szkoda tylko, że w filmie jej historia nieco się rozmazuje i dostajemy więcej ciekawostek na temat życia Leonarda (o którym przecież tyle wiemy!), a nie o samej Marianne.
Były kobiety i... narkotyki
W filmie Nick Broomfield porusza np. wątek narkotyków, które brali Cohen ze swoimi muzykami. LSD było dla nich codziennością.
Odkrywali też nowe, dużo silniejsze narkotyki. Reżyser wspomina o "pyle pustyni". Być może była to pochodna fencyklidyny, czyli silnej psychodelicznej substancji. Powodowała m.in. obojętność wobec otoczenia, a w silniejszej dawce mogła spowodować m.in. silne delirium.
Ron Cornelius, gitarzysta: "Wystarczyło wziąć odrobinkę pyłu na igłę i dotknąć nią do języka, by odlecieć na 14 godzin. Któregoś razu braliśmy ten cholerny pył pustyni 23 wieczorów pod rząd, gdy graliśmy w Royal Albert Hall, Operze Wiedeńskiej i innych wspaniałych miejscach".
Narkotyki wyniszczały ich do tego stopnia, że któregoś razu Cornelius padł na twarz na scenie. Innym razem Cohen nie był w stanie dokończyć koncertu, bo nie mógł wywołać pożądanego "odlotu".
Aborcja
Czy życie Leonarda mogło być jeszcze bardziej skomplikowane? Mogło i było.
Z Marianne spotykali się raz na jakiś czas. W filmie Broomfield podkreśla, że był taki okres, gdy muzyk utrzymywał dwie rodziny: Marianne i jej syna, a także Suzanne.
Broomfield wyjawił, że pewnego razu Marianne poprosiła go, by zawiózł ją do Bath, gdzie sekretnie przeszła aborcję.
- Aborcja była dla niej trudna, ale nie narzekała. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, czy Leonard nalegał na to, by usunęła ciążę – zdradza reżyser.
O tym wątku ich życia do tej pory głośno nikt nie mówił. A w filmie pojawia się sugestia, że być może Marianne przerywała więcej niż jedną ciążę.
Ostatni list
Marianne w końcu skończyła z artystyczną tułaczką i uganianiem się za nieuchwytnym Cohenem. Wróciła do rodzinnej Norwegii, wyszła za mąż za "normalnego" faceta z marzeń jej rodziny (za Jana Stanga) i została sekretarką.
Drogi jej i Leonarda na dłuższy czas rozeszły się. Cohen został m.in. buddyjskim mnichem i przez 6 lat przebywał w Zen Center, klasztorze zaszytym gdzieś w Kalifornijskich górach.
Gdy wrócił do świata, okazało się, że jest spłukany. Opiekę nad swoim majątkiem powierzył menadżerce, która ukradła mu 5 mln dolarów.
Jedyną opcją, by odzyskać pieniądze na życie, było ruszenie w trasę koncertową. Okazało się, że po tylu latach Cohen przyciąga znacznie więcej fanów. Sale koncertowe były pełne. Leonard zarabiał rocznie 15 mln dolarów.
W filmie pokazano nagranie z jednego z koncertów. W pierwszym rzędzie można zobaczyć Marianne (i jej męża), która zachowywała się jak najprawdziwsza fanka.
Nigdy nie przestała kochać Cohena. I on jej też, co okazało się w 2016 r. Marianne była chora na białaczkę. Zanim odeszła, przekazano jej list, który napisał dla niej Leonard.
Jego treść przez lata była przekręcana w mediach.
W filmie mamy zaś nagranie ze szpitala, gdy to sama Marianne odczytuje list: "Jestem tylko troszeczkę za tobą, ale na tyle blisko, by trzymać cię za rękę. To stare ciało poddało się, podobnie jak i twoje. Nigdy nie zapomnę twojej miłości i twojego piękna. Ale ty to przecież wiesz. Nic więcej nie muszę pisać. Bezpiecznej podróży, stara przyjaciółko. Zobaczymy się gdzieś w drodze".
Marianne zmarła 28 czerwca. Miała 81 lat. Cohen odszedł w listopadzie tego samego roku.
Więcej o ich niezwykłej relacji dowiecie się z filmu "Marianne i Leonard: sekrety miłości". Koniecznie zobaczcie to w kinach!