Barwy ochronne (1977)
Poruszające problem konformizmu polskiej inteligencji "Barwy ochronne" Krzysztofa Zanussiego są wręcz synonimem kina moralnego niepokoju.
- Czy "Barwy ochronne" to najlepszy polski film wszech czasów…?– pytał swego czasu *Michał Oleszczyk. I szybko odpowiadał: *"Wiele na to wskazuje".
Krytyk zwracał uwagę na filozoficzną przenikliwość filmu, akcentując kontrast między makiawelicznym docentem Szelestowskim a narcystycznym asystentem Kryszyńskim. Pisał też o szalenie ciekawej, problematycznej seksualności bohaterów.
- Wątki homoerotyczne co rusz wypływają […], ale nigdy nie stają się tematem, co o tyle działa na korzyść filmu, że nie pozwala na zawężającą kwalifikację pokazanego w nim układu sił.
Wreszcie nie sposób nie wspomnieć o warstwie formalnej filmu:
- *"Barwy..." są filmem wspaniale skonstruowanym. Niezwykła umiejętność inscenizacyjna Zanussiego polega na nieustannym przeplataniu scen opartych na dynamice 1+1 ze scenami zbiorowymi, w których precyzyjnie ustawione postaci są pozornie wyławiane przez kamerę, by za chwilę ustąpić miejsca postaci kolejnej i kolejnej* – kwituje Oleszczyk.
W zestawieniu Scorsese'ego znalazła się też "Iluminacja", jeden z najbardziej oryginalnych filmów *Zanussiego, awangardowa na owe czasy, ale po dziś dzień żywa realizacja idei filmowego eseju.*Dziwić może tylko obecność "Constans", z dzisiejszego punktu widzenia nieco naiwnej opowieści o mężczyźnie zafascynowanym rolą przypadku, a jednocześnie próbującym w pełni zapanować nad swoim życiem.