Martin Scorsese ambasadorem polskiego kina w Ameryce
16.10.2013 | aktual.: 22.03.2017 12:45
W lutym przyszłego roku w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie odbędzie się objazdowa retrospektywa polskiej klasyki filmowej.
W lutym przyszłego roku w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie odbędzie się objazdowa retrospektywa polskiej klasyki filmowej. Przegląd swoim nazwiskiem firmuje Martin Scorsese, który wielokrotnie wspominał o swojej estymie dla naszego kina.
- Kino polskie pokazało mi sposób opowiadania, którego nigdy nie podejrzewałem. To było jak szok. W pewnym momencie zorientowałem się, że kiedy chcę przekazać coś aktorom albo operatorom, pokazuję im polskie filmy z lat 50. Pokazywałem często filmy *Wajdy różnym producentom z Hollywood, a oni nie mogli w to uwierzyć, ponieważ nigdy czegoś takiego nie widzieli* – mówił podczas wizyty w Polsce na zaproszenie Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Jakie filmy wybrał Scorsese? Dlaczego te, a nie inne? Czy pośród żelaznych klasyków można odnaleźć jakieś zaskakujące tytuły? Komentujemy wybór twórcy "Taksówkarza" i "Chłopców z ferajny".
Popiół i diament (1958)
Ilekroć zostaje wszczęty spór o najwybitniejszy film w historii rodzimego kina, ten tytuł pojawia się zawsze.
* "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy jest sztandarowym dziełem szkoły polskiej, przypadającym na jej apogeum, czyli rok 1958.* To – według prof. Tadeusza Lubelskiego – jedyny przypadek, kiedy polskiemu kinu udało się stworzyć postać mityczną.
- Cybulski jako Maciek spełnił zbiorowe marzenie*– pisze Lubelski. *- Przedstawiciele wszystkich pokoleń i warstw społecznych poczuli, że chcieliby wyglądać i zachowywać się tak jak on.
"Popiół i diament" po premierze rzeczywiście stał się jednym z kultowych polskich filmów. Ale jest to kult lokalny. Na co więc mógł zwrócić uwagę Scorsese? Uniwersalne zalety „Popiołu…” wylicza prof. Marek Hendrykowski:
- Filmowy "Popiół i diament" jest całością samą dla siebie. Bogaty i w pełni oryginalny wyraz tego dzieła sprawia, że jako widzowie czujemy się urzeczeni ekranową wizją […]. Zawarta w pięciu aktach, precyzyjnie zaprojektowana konstrukcja "Popiołu i diamentu" przywodzi na myśl budowę antycznej tragedii. Poszczególne miejsca akcji tworzą polifonicznie skonstruowaną, uniwersalną przestrzeń.
Zawsze czuły na kwestie estetyczne Scorsese zwrócił z pewnością też uwagę na "finezyjny sposób, w jaki – za pomocą zmagań światła i cienia – została w filmie Wajdy wygrana antynomia dnia i nocy."
Symboliczny, osadzony w konkretnej rzeczywistości historycznej, ale też uniwersalny i ponadczasowy "Popiół i diament" otwiera listę amerykańskiego reżysera. Filmy Wajdy zajmują tu zresztą najwięcej. Do przeglądu trafiły także "Ziemia obiecana", "Człowiek z żelaza", "Wesele" i "Niewinni czarodzieje".
Barwy ochronne (1977)
Poruszające problem konformizmu polskiej inteligencji "Barwy ochronne" Krzysztofa Zanussiego są wręcz synonimem kina moralnego niepokoju.
- Czy "Barwy ochronne" to najlepszy polski film wszech czasów…?– pytał swego czasu *Michał Oleszczyk. I szybko odpowiadał: *"Wiele na to wskazuje".
Krytyk zwracał uwagę na filozoficzną przenikliwość filmu, akcentując kontrast między makiawelicznym docentem Szelestowskim a narcystycznym asystentem Kryszyńskim. Pisał też o szalenie ciekawej, problematycznej seksualności bohaterów.
- Wątki homoerotyczne co rusz wypływają […], ale nigdy nie stają się tematem, co o tyle działa na korzyść filmu, że nie pozwala na zawężającą kwalifikację pokazanego w nim układu sił.
Wreszcie nie sposób nie wspomnieć o warstwie formalnej filmu:
- *"Barwy..." są filmem wspaniale skonstruowanym. Niezwykła umiejętność inscenizacyjna Zanussiego polega na nieustannym przeplataniu scen opartych na dynamice 1+1 ze scenami zbiorowymi, w których precyzyjnie ustawione postaci są pozornie wyławiane przez kamerę, by za chwilę ustąpić miejsca postaci kolejnej i kolejnej* – kwituje Oleszczyk.
W zestawieniu Scorsese'ego znalazła się też "Iluminacja", jeden z najbardziej oryginalnych filmów *Zanussiego, awangardowa na owe czasy, ale po dziś dzień żywa realizacja idei filmowego eseju.*Dziwić może tylko obecność "Constans", z dzisiejszego punktu widzenia nieco naiwnej opowieści o mężczyźnie zafascynowanym rolą przypadku, a jednocześnie próbującym w pełni zapanować nad swoim życiem.
Matka Joanna od Aniołów (1960)
Jerzy Kawalerowicz jest drugim – obok Wajdy – twórcą, którego dorobek jest szeroko reprezentowany w przeglądzie.
Obok "Matki Joanny od Aniołów" (1960) widzowie po drugiej stronie Atlantyku będą mogli zobaczyć także "Faraona", "Pociąg", i "Austerię".
Dziejącą się na polskich kresach w XVIII wieku historię opętanych przez demony mniszek można czytać jako studium psychologii człowieka badającego odporność na dobrowolnie przyjęte ograniczenia własnej natury oraz narzucone zakazy.
Mimo że "Matka…" jest wierną adaptacją opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, prof. Alicja Helman zwracała uwagę na to, że była nadzwyczaj aktualna i interpretowana bez odniesień do literackiego pierwowzoru.
Liczne odczytania filmu jako "historii wielkiej miłości, okaleczonej i spętanej okowami kościelny dogmatów, świadczą o tym, że dzieło Kawalerowicza funkcjonowało autonomicznie. Nic dziwnego zresztą. Wyprzedzało warszawską premierę *"Demonów" Johna Whitinga w reżyserii Andrzeja Wajdy, powstanie filmu Kena Russella i opery Krzysztofa Pendereckiego, a także całości wydarzeń przedstawionych przez Leszka Kołakowskiego w eseju "Demon i płeć" pomieszczonym w "Rozmowach z diabłem", które ukazały się w 1961 roku* – pisała nestorka polskiego filmoznawstwa.
Poza nowatorskim podejściem do tematu warto zwrócić uwagę również na niezwykłą warstwę wizualną filmu, na którą złożyły się praca reżysera, operatora Jerzego Wójcika i scenografa Romana Manna.
Krótki film o zabijaniu (1987)
O Krzysztofie Kieślowskim było głośno już po premierze "Amatora", który zdobył wyróżnienia na całym świecie, ale prawdziwy międzynarodowy rozgłos zapewnił mu cykl pt. "Dekalog".
Z dwóch odcinków telewizyjnego serialu (części piątej i szóstej) powstały filmy pełnometrażowe, ale to właśnie "Krótki film o zabijaniu" spotkał się z najgłośniejszym odzewem. Po Felixie dla Najlepszego Fimu Europejskiego i Nagrodzie Jury w Cannes Kieślowskiego zaczęto stawiać w równym rzędzie z twórcami pokroju Bergmana.
Surowa, skąpana w zgniłozielonych barwach (dzięki przesłonom stosowanym przez Sławomira Idziaka)
opowieść o bezsensownej zbrodni i równie bezsensownej karze była oskarżeniem wymierzonym w pozbawienie życia, wykonane w majestacie prawa.
- Tytuł filmu stawia na równi morderstwo z premedytacją oraz zabójstwo w imieniu prawa. […] Bunt wobec zła połączony jest tu paradoksalnie ze współczuciem dla obu stron: ofiary i kata. Brak osądu nie oznacza wcale relatywizmu etycznego. Przeciwnie: cała zobrazowana w filmie rzeczywistość pełna jest zła – pisał w recenzji Tadeusz Sobolewski.
Obok "Krótkiego filmu..." na listę trafił jeszcze jeden film Kieślowskiego – inspirujący długo po swojej premierze teoretyków (Slavoj Żiżek) i filmowców (Tom Tykwer)
"Przypadek" (1981).
Eroica (1957)
Wybitne osiągnięcie polskiej szkoły filmowej autorstwa Andrzeja Munka, którego twórczość stawiana jest często na antypodach kina Wajdy.
W rzeczywistości oba te dorobki znakomicie się uzupełniały. Jeżeli Wajda koncentrował się na tragicznym wymiarze polskiego losu, to Munk dokonywał ironicznego rozrachunku z mitem bohaterszczyzny funkcjonującym w naszej kulturze od pokoleń. To właśnie miało miejsce w "Eroice", najgłośniejszym obok "Zezowatego szczęścia" filmie reżysera.
Zrealizowana na podstawie opowiadań czołowego scenarzysty szkoły, Jerzego Stefana Stawińskiego, znalazła się w wirze dokonanych przez ten najważniejszy nurt naszej kinematografii obrachunków z okresem wojny i okupacji hitlerowskiej, z postawami rodaków i losem narodu w godzinie próby.
Tonem polemicznym wobec postawy heroicznej, uwiecznionej we wcześniejszym, co ciekawsze również opartym na tekstach Stawińskiego "Kanale" Wajdy (ale – wbrew temu, co próbowano imputować Munkowi – nie szydząca z niej), wywołała falę prasowych polemik, a także ataków na reżysera.
Racjonalne spojrzenie – w pierwszej części – na powstanie warszawskie oczyma szarego człowieczka, niejakiego Dzidziusia Górkiewicza, nierwącego się do walki z uzbrojoną po zęby armią niemiecką, kłóciło się z legendą o bohaterskim czynie powstańczym jeszcze bardziej niż metafora klęski zrywu mieszkańców stolicy w "Kanale".
Do legend w rodzaju "ułani, chłopcy malowani" nie przystawał z kolei gorzki obraz środowiska polskich jeńców wojennych w części drugiej. "Eroica" prawie w całości zrealizowana w plenerach, jest także pierwszym polskim filmem szerokoekranowym.
Krzyżacy (1960)
Pierwsza polska superprodukcja zrealizowana kosztem ówczesnych 33 milionów złotych miała premierę zaledwie 11 miesięcy po rozpoczęciu zdjęć(!), 15 lipca 1960 roku, dokładnie 550 lat od czasu bitwy pod Grunwaldem.
Historyczny gigant okazał się wielkim sukcesem frekwencyjnym w Polsce (30 milionów widzów) i poza granicami (został sprzedany do ponad 40 krajów). Nowatorstwo Aleksandra Forda widać w inscenizacji i montażu scen batalistycznych, na co zwracał uwagę Konrad J. Zarębski:
Cieszy, że Scorsese postanowił wyróżnić choć jeden film z wciąż niedocenianego w ojczyźnie i niesłusznie zamykanego w ciasnych ramach socrealizmu bogatego dorobku Forda.
Rękopis znaleziony w Saragossie (1964)
Według słów samego Scorsesego to jego ulubiony polski film. To właśnie twórca "Wściekłego byka" przyczynił się do tego, że "Rękopis..." Wojciecha Jerzego Hasa został w zremasterowanej wersji wydany na DVD w Stanach Zjednoczonych.
Has zrobił najprawdziwszy misz-masz gatunkowy "before it was cool". Mamy tam więc komedię kostiumową, awanturniczy film "płaszcza i szpady", fantastyczną baśń z duchami, wisielcami i opętanymi księżniczkami. Szkatułkowa konstrukcja fabuły (podobnie jak w powieści Jana Potockiego, na podstawie której powstał film), gdzie każda kolejna opowieść wywodzi się z poprzedniej, była na owe czasy rzeczą nowatorską.
Mimo historycznego kostiumu film śmiało dyskutował z nowofalowym językiem kina. Maria Malatyńska pisała:
Świeże po dziś dzień podejście do literatury jest cenione przede wszystkim za granicą – film ma wielu oddanych fanów m.in. we Francji i Hiszpanii.
Trzeba zabić tę miłość (1972)
Film Janusza Morgensterna, na podstawie scenariusza Janusza Głowackiego, poświęcony jest problemom młodzieży. To ironiczny portret konsumpcyjnie nastawionych do życia młodych ludzi, nieporadnie przymierzających się do dorosłego życia.
Film Morgensterna nie odniósł dużego międzynarodowego sukcesu, więc tym lepiej, że znalazł się na liście amerykańskiego reżysera właśnie teraz.
Ostatni dzień lata (1958)
Za granicą Tadeusz Konwicki jest bardziej znany jako literat niż reżyser. Dobrze więc, że w ramach przeglądu polskich filmów w USA i Kanadzie zostanie pokazany jego debiut: "Ostatni dzień lata".
To najskromniejszy z wszystkich filmów w zestawie, gdzie partie dialogowe zostały rozpisane dla dwójki aktorów: Jana Machulskiego i wracającej po 10-letniej przerwie na ekrany Ireny Jankowskiej.
- [To] poetycki dramat o niespełnionej miłości dwojga znużonych, zmęczonych życiem ludzi, studium samotności i bezradności kobiety i mężczyzny, niezdolnych do podjęcia próby wspólnego życia. Pierwszy film autorski w Polsce, pierwsza poważna próba odnalezienia nowego języka filmowego – jak pisała o nim Donata Zielińska.
A Andrzej Bukowiecki dodawał: *"Ostatni dzień lata" był także jednym z pierwszych polskich filmów poetyckich. Lapidarną, oszczędną w słowach fabułę (co nie prowadziło bynajmniej do zubożenia warstwy znaczeniowej dzieła!) podbudowywały zabiegi – przede wszystkim nastrojowe obrazy natury – służące do wykreowania na ekranie intymnej atmosfery. Tej formuły kina poetyckiego bliskie będą potem takie filmy, jak "Żywot Mateusza" Witolda Leszczyńskiego (1967), "Ruchome piaski" Władysława Ślesickiego (1968) czy "Gwiezdny pył" Andrzeja Kondratiuka (1982).*
Może te właśnie filmy – albo wiele innych – znajdą się w kolejnej edycji przeglądu, jeśli pierwsza odniesie sukces. Trzymamy kciuki.
(jd/gk/kk)