Już niedługo jednym z najpopularniejszych wakacyjnych hitów w polskich kinach może okazać się urocza komedia romantyczna *"Miłość po francusku" w reżyserii Davida Moreaua. Dotychczasowy autor horrorów tym razem zabrał się za miłosną historię. Czy film chwyci za serca polskich widzów? O tym przekonamy się już 9 sierpnia 2013 roku. Z okazji nadchodzącej premiery "Miłości po francusku" prezentujemy wywiad z czołową gwiazdą produkcji - Virginie Efira.*
Kim jest grana przez Ciebie Alice Lantins?
Alice jest kobietą, która przeorientowała swoje życie. Gdy była młodsza miała swoje ideały, marzenia, ale je porzuciła, ponieważ zaczęła się bać, zaczęła samą siebie poddawać ocenie, dostosowywać się do wizerunku, którego — jak sądziła — od niej oczekiwano. Ma 38 lat, jest rozwiedziona, żyje samotnie, ma 13-letnią córkę Zoé. Jest zastępcą redaktor naczelnej magazynu mody "Rebelle". Wiedzie uporządkowane życie, w którym wszystko toczy się w przewidywalny sposób. Jest to życie szalenie nużące, ale do Alice to nie dociera. Po prostu — przywykła.
Jak do tego doszło?
Do takiego stanu doprowadziła ją rezygnacja. Alice stoi jakby obok, patrzy na siebie jak na obcą osobę. Jest w filmie taka scena, kiedy na jej plecach widać wytatuowanego delfina. To pamiątka po młodej dziewczynie, którą kiedyś była. Dla mnie to bardzo wymowna scena. Nawet jeśli tatuaż nie jest w najlepszym guście, to nie ma znaczenia — taka była prawdziwa Alice i to jest ważne! Alice napisała kiedyś książkę „Wyspa bez oceanu”. Pewnie nie dostałaby za nią nagrody literackiej, chociaż tytuł brzmi nieźle… Ale książka była próbą opowiedzenia siebie, wyrażenia czegoś, co nie wpisuje się w żadne normy. Okazała się jednak klapą. Potem było małżeństwo z błyskotliwym pisarzem i intelektualistą… Wszystkie te doświadczenia sprawiły, że Alice zaczęła na samą siebie patrzeć inaczej, negować swoje prawdziwe „ja”, aby znaleźć miejsce w społeczeństwie, zdobyć pozycję, zyskać akceptację. Stała się kimś poważnym — również w smutnym znaczeniu tego słowa. Odłożyła na bok marzenia o pisaniu książek, została dziennikarką
zajmującą się modą, stała się dobrze poukładaną gospodynią domową. Po rozwodzie postanowiła żyć jako szczęśliwa singielka. Czemu nie? W końcu można być szczęśliwą singielką… Taki pomysł nawet mi się podoba, ale kiedy okazuje się, że za tym wyborem — po raz kolejny — stoi rezygnacja i lęk przed cierpieniem przed byciem niekochaną, niezrozumianą, to wtedy widać, że ten wybór stał się po prostu kolejną pułapką.
W jaki sposób Alice odwraca tę sytuację?
W wyniku qui pro quo cała redakcja sądzi, że Alice ma romans z 19-letnim studentem, co oczywiście budzi ciekawość. Alice zauważa, że stosunek do niej się zmienia, że jej słupek popularności poszybował w górę dosłownie z dnia na dzień… I postanawia wejść w rolę kobiety wyzwolonej obyczajowo i seksualnie. Udaje, że prowadzi życie burzliwe, zachowuje się tak, by wszyscy uwierzyli w jej związek z młodym chłopakiem. Zmienia wygląd, proponuje pisanie artykułów YouPorn, chociaż wcześniej interesowały ją raczej porady typu: „Jak upiec pyszne babeczki na babski wieczór”. Robi to wszystko po to, by dostać stanowisko szefowej magazynu. I kiedy wydaje się, że doskonale kontroluje swoją grę, dopada ją miłość… Balthazar sprawi, że Alice całkowicie się zmieni. Film opowiada historię tej metamorfozy.
Jaką zmianę spowoduje w niej Balthazar?
W przeciwieństwie do Alice, Balthazar niczego się nie boi, a już zwłaszcza nie boi się kochać. Jest w nim młodość, ciekawość, pragnienia… Wszystko jest w nim pełne życia! Dzieli ich nie tylko różnica wieku, ale przede wszystkim stan ducha, chęć tworzenia, brak lęku przed tym, co nieznane. Alice kształtowała się mając na względzie opinię społeczeństwa, opinię swego byłego męża. W ten sposób zatraciła spontaniczność, którą teraz proponuje jej Balthazar. On ofiarowuje jej miłość czystą i szczerą, na którą — jak sądziła — już nie zasługuje. Wydaje się, że Balthazar odgadł potencjał życiowy i możliwości Alice, które ona sama bardzo starała się ukryć pod maską. Spotkanie z Balthazarem sprawia, że Alice musi postawić pod znakiem zapytania swoje dotychczasowe życie, pokonać własne lęki i przesądy, które wyznaczają rytm jej codzienności. Na początku górę bierze rozsądek: „Ile czasu potrwa ta miłość? Co będzie za 5 czy 10 lat?”. Ale w końcu Balthazar nauczy ją czerpać z życia, z tego, co niesie dana chwila, otwierać
się na samą siebie, a ostatecznie — także na innych.
Spotykając się z chłopakiem dużo od siebie młodszym Alice zostaje zaliczona do grupy MILF. Co myślisz o tym zjawisku społecznym?
Nie podoba mi się, że kobiety zawsze określa się jakimś grupowym mianem, np. kuguar czy MILF… Wolność kobiet, a właściwie ich pragnienia seksualne, wciąż wzbudzają niepokój. Mam wrażenie, że społeczeństwo chce je skatalogować, przykleić etykietkę i w ten sposób ograniczyć. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki temat jest przedstawiony w filmie. Ani on, ani ona nie spodziewają się tego spotkania. Impulsem na pewno nie była różnica wieku. Okazuje się, że właśnie lęki Alice związane z wiekiem, co jest kolejnym elementem narzuconym przez społeczeństwo. okażą się hamulcem w rozwoju tego związku.
Co Cię urzekło w scenariuszu? Szalenie spodobał mi się temat. No i bohaterowie, którzy są bardzo prawdziwi i bardzo zabawni. Ucieszyłam się z propozycji zagrania w komedii romantycznej, która mówi o bliskich mi wartościach. Ale decydujące było spotkanie z Davidem Moreau, młodym reżyserem z mojego pokolenia, prawdziwym znawcą kina, którego pierwszy film bardzo mi się podobał. Czułam, że ma olbrzymi apetyt na kino, mimo że chodziło o komedię! Że jest to reżyser o ukształtowanym guście i poglądach. Przepracowaliśmy wspólnie od nowa scenariusz, który napisał z Amro Hamzawi. Praca nad tekstem bardzo mi się potem przydała na planie filmowym — tak jakby moja bohaterka była już częścią mnie.
A spotkanie z Pierre’em Niney?
Jestem zafascynowana Pierre’em! Zarówno graną przez niego postacią, jak i nim samym jako aktorem. Mają z Balthazarem wiele wspólnych zalet — bardzo uważnie patrzą na świat, mają w sobie ciekawość, młodość, altruizm, śmiałość oraz urok pozbawiony arogancji. W czasie castingu natychmiast zwrócił na siebie uwagę sposobem poruszania się, jakąś pewnością siebie, która jednak nie wykluczała pewnej pokory. Pierre ma w sobie coś z mężczyzny i coś z dziecka, a ten dualizm znakomicie pasował do bohatera filmu. W czasie pracy na planie nasza relacja była zupełnie oczywista, nie musieliśmy udawać porozumienia. Pierre potrafi mnie niesamowicie rozśmieszyć. No, może skończę z tymi komplementami i znajdę jakąś wadę… O, już wiem — jest krótkowidzem!
Podobało Ci się, że bohaterka żyje właśnie w świecie mody?
Świat mody świetnie pasuje do kina, bywa bardzo fantazyjny, choć z drugiej strony obowiązują w nim bardzo silne kody. Opinia innych, nakładanie swego rodzaju maski odgrywają w nim większą rolę niż gdzie indziej. Nie chodziło o to, by osądzać jakieś wartości, ale by wzmocnić komedię. Dlatego wprowadziliśmy do tego świata młodego człowieka, którego nikt nie zna, a który, z powodu zakochania, popełnia różne faux pas.
Bardzo ważny w filmie jest wygląd i strój. Jak Ci się grało w kostiumach?
Kostiumy miały zasadnicze znaczenie. Isabelle Pannetier, która odpowiadała za kostium w filmie, miała bardzo precyzyjną wizję i bardzo wyszukane poczucie smaku. Inspiracją dla niej była w dużej mierze nowa redaktor naczelna francuskiej edycji Vogue — Kate Moss… Miała wielki wpływ na tworzenie postaci. Na początku filmu Alice nosi sztywne kostiumiki, które są pancerzem chroniącym ją przed światem. Potem, kiedy zaczyna grać swoją komedię, stroje stają się jej podstawowym narzędziem. Nagle ujawnia swą zmysłowość, czy nawet seksualność, wykorzystuje wszystkie kody kobiecości. To było bardzo zabawne!