"Kolejny film o Boracie" ("Borat Subsequent Moviefilm")
Tym, co najmocniej rzuca się w oczy podczas seansu "Kolejnego filmu o Boracie" (bo dokładnie tak nazywa się film), jest to, że jest to obraz nieporównywalnie bardziej zaangażowany politycznie niż oryginał z 2006 r. W pierwszej części Cohen zjechał całe Stany, od północnych do południowych. Rozmawiał i z konserwatywnymi Teksańczykami, i z nowojorskimi feministkami. Prowokował zarówno zwolenników Republikanów, jak i wyborców Demokratów. A symbolem USA ponadpartyjnie reprezentującym amerykańskie wartości była Pamela Anderson.
Tym razem takim symbolem staje się Donald Trump – "nowy, wspaniały premier", jak się określa go w jednej ze scen. Borat będzie próbował spotkać się m.in. z wiceprezydentem Pence’em i Rudolphem Giulianim – politykami z otoczenia prezydenta. A przy okazji ponabija się ze zwolenników teorii spiskowej QAnon (którzy kilka miesięcy po premierze filmu przeprowadzili autentyczny już szturm na Kapitol), antyaborcyjnych chrześcijan czy pseudoarystokratycznych organizatorów "bali debiutantek". A raz przebierze się za samego prezydenta i pójdzie na republikańską konferencję.