"Nazywał mnie szmatą, kur...". Mariusz Grzegorzek odpowiada na zarzuty studentki
Anna Paliga, zeszłoroczna absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi, zarzuca wykładowcom uczelni przemoc fizyczną i psychiczną. Były rektor filmówki, prof. Mariusz Grzegorzek, mówi WP: - Paliga mija się z prawdą, nie obrażam ani młodych kobiet, ani mężczyzn. Nie użyłem tych słów.
Anna Paliga napisała list otwarty, w którym oskarża wykładowców uczelni o przemoc fizyczną i werbalną (bicie, wyzwiska), zawstydzanie studentów na zajęciach czy zmuszanie, by się rozebrali wbrew swojej woli.
Paliga, która studia skończyła w czerwcu 2020 r., uważa, że takie zachowanie wykładowców było przez uczelnię tolerowane i popierane. Twierdzi ponadto, że łódzka filmówka wyznawała filozofię, według której w prawdziwym życiu, już po ukończeniu uczelni, na planach filmowych i w teatrze, aktorów i aktorki mógłby spotkać mobbing i wykorzystanie seksualne. Dlatego dobrze, aby już w szkole zostali "złamani" i "przyzwyczaili się do zaciskania zębów".
Paliga oskarża w swoim liście konkretnych wykładowców. Lista jest długa.
Prof. dr hab. Mariusz Grzegorzek, były już rektor szkoły filmowej, niemalże codziennie w czasie prób do spektaklu dyplomowego miał nazywać Paligę "pier***oną szmatą, ku**ą". Paliga pisze, że prorektor Michał Staszczak poradził studentce, że powinna zacisnąć zęby, bo jest "zbyt miękka na ten zawód". "Skończyło się to dla mnie załamaniem nerwowym, tabletkami przeciwlękowymi i długotrwałą terapią" – pisze Paliga;
Według Paligi wykładowca i znany aktor Mariusz Jakus miał wpaść na zajęciach w furię i rzucić w grającą grupę krzesłem, które wybiło dziurę w suficie, po czym z pięściami ruszył na studenta.
W czasie próby trwającej do godz. 5 rano Grzegorz Wiśniewski miał uderzyć studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew.
Prof. Bronisław Wrocławski miał wyciągnąć studentkę na środek sceny, po czym pogryźć ją od dłoni do szyi na oczach całej grupy.
Dr Grażyna Kania miała zmusić studentkę do rozebrania się w trakcie egzaminu i powiedzieć "Albo zdejmiesz stanik, albo wyrzucę cię z uczelni". (Paliga pisze, że Kania w ramach kary została później zaproszona do pracy z innym rokiem studiów w ramach weekendowych warsztatów).
Paliga pisze, że dyrektor Teatru Jaracza Waldemar Zawodziński nakazał studentom stanąć w parach w cielistych majtkach naprzeciwko siebie i mówić, co im się nie podoba w ciele partnera.
Anna Paliga twierdzi, że "większość z tych zdarzeń z pewnością dotarła do władz wydziału, bądź uczelni i z premedytacją zostały zamiecione pod dywan, a przemocowi wykładowcy pozostają bezkarni".
Szkoła Filmowa: pani Paliga czuje się bezpiecznie
Krzysztof Brzezowski, rzecznik prasowy łódzkiej szkoły powiedział WP, że sprawą już zajęła się odpowiednia komisja uczelniana:
- Sprawa od pani Paligi trafiła do nas we wtorek, 16 marca. Ania, jako nasza świeżo upieczona absolwentka, zabrała głos na specjalnej małej radzie programowej i wszystko nam wtedy przedstawiła. Następnego dnia, w środę, opublikowała list na swoim kanale społecznościowym. Od razu zareagowaliśmy, bo też jesteśmy tym poruszeni. Takie sygnały do obecnych władz uczelni nie docierały. Ania Paliga czuje się bezpieczna i zaopiekowana przez szkołę.
Specjalne uczelniane dochodzenie w sprawie zarzutów Paligi ma przeprowadzić Monika Żelazowska, pełnomocniczka rektora ds. przeciwdziałania dyskryminacji.
Żelazowska była obecna na wtorkowym posiedzeniu szkolnej rady, w którego czasie Paliga po raz pierwszy sformułowała swoje zarzuty.
- Jako człowiek jestem wstrząśnięta tym, co usłyszałam. To, co zostało powiedziane i emocje, jakie pani Ania przekazała w czasie wtorkowego spotkania, były po prostu porażające - mówi.
Żelazowska powiedziała WP, że w najbliższy poniedziałek odbędzie się posiedzenie specjalnej komisji wewnątrzuczelnianej.
- Będzie na nim pani Anna oraz przedstawiciele uczelni. Wysłuchamy, co pani Anna ma nam do powiedzenia i wtedy podejmiemy decyzję. Mamy nasz kodeks etyki i procedury.
Kiedy zostaną przesłuchani wykładowcy, których wymienia Paliga?
- Wychodzimy z założenia, że najpierw wysłuchamy poszkodowanej. Wtedy przedstawimy zarzuty wszystkim osobom, o których ona wspomina. Później napiszemy raport i wtedy władze uczelni podejmą decyzję o ewentualnym postępowaniu dyscyplinarnym. To wszystko jest określone w przepisach prawa o szkolnictwie wyższym - mówi pełnomocniczka rektora ds. przeciwdziałania dyskryminacji.
Żelazowska twierdzi, że wcześniej nie słyszała o zarzutach przedstawionych przez Annę Paligę, ale jest rzeczniczką ds. dyskryminacji dopiero od roku.
- To jest pierwsza moja tak poważna sprawa, o takiej skali. Niektóre z opisanych zdarzeń mogły mieć miejsce jeszcze przed powołaniem mnie na tę funkcję.
Prof. Milenia Fiedler, rektor łódzkiej filmówki od lipca 2020 r., wydała oświadczenie w tej sprawie. Czytamy w nim m.in.: "Chciałabym wyrazić współczucie wobec wszystkich Studentek i Studentów, którzy kiedykolwiek doznali krzywdy i zostali z nią sami. Postaramy się, żebyście nigdy nie szli sami i same. Przepraszamy i prosimy was o zaufanie".
Dodaje, że "w Szkole Filmowej w Łodzi niedopuszczalne są zachowania, które noszą znamiona molestowania czy przemocowego traktowania Studentów i Studentek, i nie będą one tolerowane".
Prof. Grzegorzek: te oskarżenia naruszają moje dobre imię
WP poprosiła także o wypowiedź byłego już rektora Szkoły Filmowej w Łodzi, Mariusza Grzegorzka. Pełnił on swą funkcję w latach 2012-20. Były rektor dalej jest wykładowcą filmówki na wydziale reżyserii.
W liście Paligi prof. Grzegorzek jest oskarżany o to, że sam stosował przemoc werbalną wobec studentki na próbach teatralnych oraz o to, że jako rektor nie zajmował się zgłaszanymi mu innymi przypadkami przemocy fizycznej i psychicznej.
Grzegorzek udzielił nam wywiadu.
WP: Czy nazwał pan swoją studentkę mianem "pierd… szmaty, kur…" w czasie prób do spektaklu dyplomowego, jak ona twierdzi?
Prof. Mariusz Grzegorzek, były rektor Szkoły Filmowej w Łodzi: Słów przytoczonych w tym liście nigdy wobec Anny Paligi nie użyłem. Jest mi niezręcznie się tłumaczyć, ale nigdy swoich studentów nie obrażałem i nie wykorzystywałem. W mojej pracy jest dużo emocji, ale ja nigdy nie obrażam ani młodych kobiet, ani młodych mężczyzn. Moja praca zawsze była oparta na pełnym szacunku dla studentów. Nigdy nie byłem tyranem.
Dlatego jestem zdezorientowany listem Anny, zawsze wydawało mi się, że mam dobre porozumienie ze studentami. Od wielu lat jestem pedagogiem szkoły filmowej. Nie serwujemy tu studentom wyłącznie konkretnej wiedzy, raczej pracujemy na naszych osobowościach i emocjonalności. Jestem konfrontacyjny, bardzo ekstrawertyczny, wymagam dużo od siebie i od studentów. Wchodzę w sugestywny dialog ze studentami, aby byli odważniejsi i pozwolili wyjść na zewnątrz ukrytym potencjałom.
Nie miałem świadomości, że Anna Paliga ma tego typu problemy ze mną. Od naszego spotkania w szkole minęły dwa lata. Teraz wystrzelił ten list.
Jak wyglądały wasze kontakty w szkole?
Pracowaliśmy dwukrotnie. Najpierw przy przedstawieniu "Czarownice z Salem" w łódzkim Teatrze Jaracza. Do tego przedstawienia był casting i wybrałem Anię oraz dwie jej koleżanki z III roku studiów. Zawsze uważałem Anię za interesującą, ciekawą aktorkę. Zaproponowałem jej więc tę rolę.
Rok później, na IV roku, pracowałem z nią przy przedstawieniu dyplomowym "Pomysłowe mebelki z gąbki". To było przedstawienie zespołowe. Prawie przez cały czas zespół był wspólnie na scenie, więc ja się nie boję konfrontacji w tej sprawie, bo było tam wielu świadków.
Zawsze byłem wobec niej uważny i traktowałem ją w szczery, otwarty sposób. Spędziliśmy razem stosunkowo dużo czasu, bo podróżowaliśmy z naszym przedstawieniem. Było wiele okazji do swobodnej rozmowy. Do głowy mi nie przyszło, że ona za dwa lata wytoczy tak drastyczne oskarżenia naruszające moje dobre imię.
W swoim liście Paliga oskarża pana, że jako rektor nie reagował pan na przypadki przemocy fizycznej i psychicznej w szkole.
To nieprawda, że wszystko zamiatano pod dywan. Powołaliśmy do życia pełnomocnika rektora ds. równouprawnienia. Mamy też specjalną komisję, która się przypadkami dyskryminacji zajmuje - zasiadają w nim w większości młode kobiety. Wszystkie sprawy, które pojawiły się w liście Ani będą teraz precyzyjnie rozstrzygane właśnie przez tę komisję.
O większości przypadków opisanych w liście nie wiedziałem. Wiedziałem o dwóch i miałem jako rektor sygnał, że został w ich przypadku osiągnięty rodzaj ugody. Jedna pani pedagog została nawet zwolniona z pracy po skargach studentów.
Czy w szkole była stosowana metoda łamania ludzi i zmuszania ich do cierpienia, bo tylko tak można wykształcić prawdziwego aktora i aktorkę?
Ten obraz jest nieprawdziwy. Ta szkoła daje też studentom wiele rzeczy, które ich wzmacniają. Każdy pedagog/aktor ma swój styl pracy i wybiera sam, jaki tryb dyscypliny egzekwuje i jaką energię wprowadza do zajęć. Każdy robi to na własną odpowiedzialność, ale każdy jest zobowiązany do szacunku i ostrożności. Jedni pracują łagodniej, bezpiecznej, a inni ostrzej, bardziej na zwarcie.
Na zwarcie takie, że "wykładowca uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew"? Tak to opisuje Paliga.
Żeby sprawa była jasna: wszystkie przypadki, które opisała Anna Paliga w swoim liście, są drastycznym złamaniem norm. Ale trzeba te przypadki wnikliwie zbadać, wysłuchać obu stron i dopiero wtedy ferować wyroki. W pewnym sensie fakt, że będę mógł złożyć wnikliwe wyjaśnienia, jest dla mnie źródłem ulgi.
W moim wypadku Paliga na pewno mija się z prawdą. W większości opisuje przypadki, których nie mogła być świadkiem. Myślę, że jej list jest wyrazem zarówno siły, jak i pewnej bezradności.
Władze Szkoły Filmowej w Łodzi w reakcji na zarzuty aktorki zwołały w trybie pilnym posiedzenie Komisji Antymobbingowej i Antydyskryminacyjnej. W poniedziałek 22 marca Anna Paliga ma stanąć przed członkami Komisji. Uczelnia zapowiada przeprowadzenie anonimowej ankiety wśród studentów i kadry, aby zbadać skalę problemu. Rektorka łódzkiej filmówki dr hab. Milenia Fiedler obiecuje wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych oraz otoczenie opieką poszkodowanych.