Nic w kinie w 2021 r. nie będzie zaskakiwać tak, jak "Magnezja"
Gdzieś pomiędzy Siedlcami a Nowym Sączem Maciej Bochniak nakręcił "Magnezję". Przedziwny western. Film, na który ten kraj być może jest już gotowy. "Być może", bo i tak wywoła skrajne opinie. Ale potrzebujemy takich filmów, by przypomnieć sobie, że polskie kino jeszcze żyje.
Żeby nakreślić wam mniej więcej, gdzie jesteśmy: międzywojnie, pogranicze polsko-sowieckie. Umiera głowa rodziny, a właściwie to szef przestępczego klanu Lewenfiszów. Władzę bierze w swoje ręce Róża Lewenfisz, najstarsza córka (w tej roli Maja Ostaszewska, jakiej jeszcze nie znacie). Róża ma u swojego boku siostrę Zbroję (w tej wyjątkowej roli Borys Szyc), która jednym uderzeniem pięści jest w stanie położyć rosłego chłopa na deski. Jest jeszcze pochmurna Lila, bękart (Małgorzata Gorol), która przez sporą część historii w ogóle się nie liczy, ale oczywiście wszystko do czasu.
Klan Lewenfiszów walczy o utrzymanie kontroli na pograniczu, w czym przeszkadzają im rosnący w siłę sowieci pod przewodnictwem Lwa (Andrzej Chyra). Obie strony knują i zatruwają swoje życie, aby tylko zebrać jak najwięcej majątku. O pieniądzach marzą także syjamscy bracia Albin (Mateusz Kościukiewicz) i Albert Hudini (Dawid Ogrodnik). Dla nich skok na bank byłby szansą na operację rozdzielenia ich ciał i nowe, lepsze życie.
Kino gangsterskie wymieszane z westernem, czarną komedią, dramatem rodzinnym - to byłoby takie prostsze wyjaśnienie, z czym mamy do czynienia w "Magnezji". Ale nie może być tak łatwo w przypadku filmu, w którym jest np. scena seksu ucharakteryzowanego na kobietę Borysa Szyca z ledwie przytomnym od narkotyków kochankiem Erwinem, w którego wciela się bezbłędny i odjechany Bartosz Bielenia.
"Magnezja" to prawie dwugodzinna jazda bez trzymanki. Maciej Bochniak, który także pisał scenariusz do tego filmu, nie wcisnął ani razu hamulca. I dobrze, bo w zalewającej nas fali dramatów i komedii romantycznych czekamy na filmy, które będą charakterne, będzie się o nich mówić, a podczas seansu zbierać szczękę z podłogi. Fantazja jak w "Disco polo". Humor… ostro balansujący na granicy. Żartów z "chłopa przebranego za babę" kabarety dostarczyły nam już tyle, że część widzów poczuje się zniesmaczona, ale w "Magnezji" Zbroja ma rację bytu. Szyc w tej roli jest świetny. Dramatyczny i komiczny zarazem.
Film Bochniaka w naszym konserwatywnym społeczeństwie będzie szokował. Szczególnie tych, którzy nie zwrócą uwagi na zabawę gatunkiem, na wyolbrzymianie schematów, którymi rządzą się spaghetti westerny i kino gangsterskie. Będzie szokował tych, którzy obrażeni żartami nie zwrócą w ogóle uwagi na wspaniałą robotę nad kostiumami (ukłony dla Doroty Roqueplo i jej ekipy). I na równie wspaniałe zdjęcia Pawła Chorzępy, które "robią" ten film w równym stopniu co odjechane dialogi i zwroty akcji.
Maja Ostaszewska jako przywódczyni klanu, Andrzej Chyra (nie poznacie go!) jako demoniczny przywódca sowietów, Dawid Ogrodnik dzielący ciało z Mateuszem Kościukiewiczem, czy Agata Kulesza jako inspektor Stanisława Kochaj – taka obsada to kolejna dobra rekomendacja, by obejrzeć ten film.
Z "Magnezją" jest tak, że można uznać ją za najgorszy film roku. Albo za świetny, wizjonerski obraz, który bawi się gatunkiem. To coś, co w innych częściach świata jest świetnie znane, ale w Polsce dopiero trzeba przetrzeć szlaki. "Magnezja" je taranuje.