Niedziela: relacja z Camerimage
Jedna z pierwszych konferencji prasowych w ramach tegorocznej edycji festiwalu odbyła się 16.11 po projekcji filmu Obietnica. Film bierze udział w Konkursie Filmów Polskich. Pomimo, że obraz pojawił się już na ekranach polskich kin, to właśnie dzisiaj widzowie mieli okazję do zadania twórcom kilku pytań. W konferencji wzięła udział reżyserka Anna Kazejak oraz autor zdjęć Klaudiusz Dwulit. Spotkanie prowadził niezastąpiony w swojej roli Zbigniew Banaś.
Jedna z pierwszych konferencji prasowych w ramach tegorocznej edycji festiwalu odbyła się 16.11 po projekcji filmu Obietnica. Film bierze udział w Konkursie Filmów Polskich. Pomimo, że obraz pojawił się już na ekranach polskich kin, to właśnie dzisiaj widzowie mieli okazję do zadania twórcom kilku pytań. W konferencji wzięła udział reżyserka Anna Kazejak oraz autor zdjęć Klaudiusz Dwulit. Spotkanie prowadził niezastąpiony w swojej roli Zbigniew Banaś.
Obietnica nie była pierwszym wspólnym projektem zrealizowanym przez ten duet reżysersko-operatorski. Na początku konferencji twórcy opowiedzieli o naturze swojej współpracy, która nie należała do najłatwiejszych. Spotkali się już wcześniej na planie jednego z segmentów filmu Oda do radości. Mimo podobnych gustów filmowych, przyznali, że ich współpraca obfituje w tak silne emocje, że zazwyczaj kończy się wieloletnią rozłąką artystyczną. Początki ich znajomości sięgają jeszcze czasów studenckich, kiedy to razem pracowali nad krótkimi formami i ćwiczeniami warsztatowymi. Ich wzajemne relacje zawodowe można więc określić jako „niedoskonałe małżeństwo”.
Anna Kazejak, fot. Wiola Łabędź
„Trudno w Polsce o operatorów, którzy nie estetyzują” - wyznała reżyserka przyznając, że w kinie szuka głównie realizmu, a nawet naturalizmu. Stąd wybór operatora do Obietnicy był prosty – Anna chciała wrócić do tego, co inspirowało ją jeszcze w latach studenckich. Jak sama stwierdziła „Klaudiusz świadomie idzie w stronę, w którą ona chce”.
W odniesieniu do tematu samego filmu reżyserka stwierdziła, że jest to ,,historia dwóch nieprzystających do siebie światów oraz o braku komunikacji w płaszczyźnie zarówno wertykalnej, jak i horyzontalnej''. Anna jest również współautorką scenariusza i jak sama przyznaje, bohaterowie, których stwarza, są w jakimś sensie jej rodziną i przyjaciółmi. Realizując film, twórcy wyjątkowo zwracali uwagę na problem zła. Jak sami przyznali, chcieli ukazać, że może ono czaić się również w miejscach, które wydają nam się harmonijne i uporządkowane. ,,Chcieliśmy pokazać, że nawet w uporządkowanym świecie może zdarzyć się coś złego, a jedno słowo może zmienić losy jednostki'', opowiadał o problematyce filmu autor zdjęć Klaudiusz Dwulit.
Poświęcając jeszcze chwilę przedstawionej w filmie historii, twórcy przyznali, że na motywacje bohaterki niewątpliwie miały wpływ działania jej ojca. Grany przez Andrzeja Chyrę bohater oszukuje córkę, wywołując tym samym szereg dramatycznych wydarzeń. Na pytanie dlaczego autorzy poruszyli właśnie ten temat, reżyserka stwierdziła: ,,Kino, które jest obecnie popularne w Polsce zupełnie mnie nie interesuje. Rozrywki szukam w telewizji, zwłaszcza oglądając zagraniczne seriale. Kino natomiast powinno opisywać świat''. Zdaniem twórców film powinien stanowić przyczynek do społecznego dyskursu.
Klaudiusz Dwulit, fot. Sylwester Rozmiarek
Ważnym aspektem produkcji była współpraca z nieprofesjonalnymi aktorami. Reżyserka przyznała, że zawodowi aktorzy nie zawsze są w stanie oddać całkowitą, ekranową prawdę. Działają wbrew sobie, ponieważ ,,wygrywają'' emocje zamiast faktycznie je czuć. Zupełnie odwrotnie robią natomiast naturszczycy. Naturalnie pojawiły się trudności na etapie produkcji. W wypadku aktorów amatorów pojawia się możliwość wykonania jedynie kilku dubli. Przy kolejnych podejściach tracą oni swoją naturalność. Taką pracę ułatwiała niewątpliwie kamera cyfrowa, z której Anna korzystała po raz pierwszy. Jak sama stwierdziła, ,,Taśma 35mm nie dawałaby nam takich możliwość pracy z nieprofesjonalnymi aktorami''. Dla operatora oznaczało to konieczność ustawienia oświetlenia na dużo większej powierzchni niż przy innych produkcjach. ,,Dzięki temu w momencie wyrażenia emocji przez aktora, od razu mogliśmy pozwolić sobie na jej zarejestrowanie''.
Monika Jaworska
KONFERENCJA PRASOWA "ŚMIECIA"
Ledwie Stephen Daldry zdążył odebrać Nagrodę za Wybitne Osiągnięcia w Reżyserii na sobotniej Gali Otwarcia festiwalu, już następnego dnia widzowie mogli obejrzeć, biorący udział w Konkursie Głównym, jego najnowszy obraz pt: Śmieć. Po filmie reżyser i autor zdjęć Adriano Goldman wzięli udział w konferencji, na której odpowiadali na pytania dziennikarzy i widzów. Spotkanie poprowadził Zbigniew Banaś.
Adriano Goldman po raz pierwszy współpracował z Daldrym właśnie nad tym projektem. Uhonorowany nagrodą za zdjęcia na festiwalu w Sundance w 2009 roku, brazylijski operator został polecony do współpracy reżyserowi przez jednego z producentów filmu. Fakt, że Adriano jest rodowitym Brazylijczykiem i dobrze zna środowisko, w którym realizowano zdjęcia niewątpliwie miał wpływ na ostateczny wygląd całości. "Naturalną tonacją Ameryki Południowej jest wysoki kontrast i nasączone kolory" – przyznał operator - "Na początku chciałem zrobić to inaczej niż do tej pory. Zależało mi przede wszystkim na stonowanych barwach. Ostatecznie doszedłem jednak do wniosku, że nie ma sensu walczyć z tym co naturalne. Chodziło o to, aby to opowiadana historia definiowała obraz".
Stephen Daldry i Adriano Goldman, fot. Sylwester Rozmiarek
Śmieć był pierwszym filmem Adriano zrealizowanym za pomocą kamery cyfrowej. Jak sam przyznał, miał zastrzeżenia do pracy brazylijskich laboratoriów wywołujących filmy i w obawie o negatyw wspólnie z reżyserem stwierdzili, że to właśnie cyfra będzie w tym wypadku najlepszym wyborem. "Czuję nostalgię za taśmą, ale uważam, że każda forma jest dobra, tylko ściśle uzależniona od warunków, w których się pracuje" – tymi słowami operator podsumował swoje najnowsze doświadczenia.
Twórcy wielokrotnie podkreślali rodzaj dokumentalnego autentyzmu, który chcieli uzyskać na planie. Stąd obecność w obsadzie trzech młodych chłopców, którzy byli zupełnymi amatorami w dziedzinie aktorstwa. "Na początku każdego dnia dawaliśmy ekipie jedynie wskazówki. Nie wiedzieliśmy do końca co będziemy kręcić i jaki będzie tego rezultat. Panował nieustanny chaos" - przyznał reżyser, po czym przejmując niejako rolę konferansjera sam zadał swojemu operatorowi kilka pytań dotyczących ich wspólnej pracy, będąc ciekawy jak ten odnalazł się w panujących na planie specyficznych warunkach.
Kadr z filmu "Śmieć"
Adriano stwierdził, że na dobre rezultaty pracy miała wpływ przede wszystkim postawa reżysera. Mimo sporej dozy improwizacji, organizacja ekipy usprawniała realizację zdjęć. Jak sam twierdzi wpływ na to mogły mieć teatralne doświadczenia Daldry'ego, który polegał na dość dokładnej choreografii i zawsze wiedział czego oczekuje od aktorów. Cały czas pozostawał jednak wyjątkowo elastyczny. Reżyser zgodził się z tym, że praca wymagała dostosowania się do dzieci. Jeśli były senne, a mieliśmy właśnie realizować sceny akcji, decydowaliśmy się raczej na ,,sceny śpiące''.
Pytani o realizację filmu w niebezpiecznych rejonach Rio de Janeiro twórcy stwierdzili, że sytuacja w mieście w ciągu ostatnich dziesięciu lat uległa gwałtownej zmianie. "Mógłbym zabrać was w niektóre części Londynu, w których z pewnością poczulibyście się mniej bezpieczni niż na przedmieściach Rio" – stwierdził Daldry. Adriano potwierdził te słowa mówiąc o tym, że jeszcze jakiś czas temu, aby dostać się do niektórych dzielnic czy rejonów trzeba było uzyskać specjalne pozwolenia policji. Dziś jest jednak zupełnie inaczej. Dzięki temu prezentowane na ekranie miejsca wydają się tak realistyczne, a jednocześnie były w pełni przystosowane do potrzeb filmowców. "Jeśli chodzi o obraz chodziło o to, aby w każdy momencie był on realistyczny" – tymi słowami twórcy podsumowali swoją pracę nad wspólnym projektem.
Adrian Jankowski
KONFERENCJA PRASOWA "A LITTLE CHAOS"
Niedzielne popołudnie w budynku Opera Nova przyciągnęło tłumy i to nie tylko ze względu na jesienno-melancholijną pogodę, ale z powodu wizyty jednej z najbardziej rozpoznawalnej osobistości w świecie filmu. Ogromnym zainteresowaniem cieszył się pokaz najnowszego filmu Alana Rickmana – A Little Chaos, po którym odbyła się konferencja prasowa. Spotkanie prowadził Zbigniew Banaś.
Alan Rickman był również obecny, aby zapowiedzieć pokaz swojej produkcji, przy której pracował z Amerykańską operatorką Ellen Kuras. Już na samym wstępie reżyser powiedział, że nie będzie to film biograficzny, ani historyczny ani nawet kostiumowy, co miałoby go klasyfikować jako kino gatunków. Kręcąc ten film twórca chciał przede wszystkim przedstawić romantyczną historię owiniętą w poetyckie szaty.
Alan Rickman, fot. Paweł Skraba
Na spotkaniu w wypełnionej po brzegi Sali Konferencyjnej obecność reżysera wywołała burzę oklasków przedzierającą się poprzez salwę okrzyków uznania. Koordynator oraz tłumacz – Zbigniew Banaś, nie marnował czasu na długie przestawienie postaci Alana Rickmana, od razu przechodząc do pytań. Pierwsze dotyczyło siedemnastoletniej przerwy w aktywności artysty jako reżysera. Warto wspomnieć, że pierwszym filmem, którym Rickman zadebiutował jako reżyser był Zimowy Gość, mający swoją premierę w 1997 roku. Reżyser ten zastój artystyczny podsumował brakiem czasu na zajmowanie się zarówno aktorstwem, jak i reżyserią. Podkreślił, że w czasie tej przerwy pracował nad sagą Harry'ego Pottera (Rickman odgrywa tam rolę Severusa Snape’a), a ten proces zajął ponad dziesięć lat każdemu zaangażowanemu w projekt. Po tym krótkim wprowadzeniu, głos natychmiast został oddany publiczności. Jedno z pierwszych pytań odnosiło się do chęci reżysera w kontynuowaniu pracy po
drugiej stronie obiektywu. Rickman, w charakterystyczny dla siebie, błyskotliwy i niepozbawiony sarkazmu sposób, odpowiedział po prostu - „tak”. Jego reakcje oraz komentarze na zadawane pytania raz po raz wywoływały śmiech wśród zgromadzonych gości, przez co po pewnym czasie (pomimo zatrważającej frekwencji) wytworzyła się kameralna atmosfera spotkania.
To, co jednak najbardziej intrygowało słuchaczy, to problem kręcenia filmu, w którym jednocześnie jest się aktorem. Została poruszona kwestia współpracy z operatorką – Ellen Kuras. Jak reżyser przyznał, spotkali się oni już wcześniej w Nowym Jorku, jeszcze zanim zaczęli pracował nad A Little Chaos. Rickman podkreślił, że w scenach, w których pojawiał się przed obiektywem, musiał całkowicie polegać na Ellen. Ufał jej instynktowi i wrażliwości operatorskiej; gdyby było inaczej, film nigdy nie zostałby ukończony. Ona była kapitanem statku, liderem w procesie powstawania obrazu.
Poza kwestią techniczną publiczność była ciekawa aktorskiej przeszłości Rickmana, który, bądź co bądź, znany jest szerszej publiczności głównie jak aktor. Jedno z pytań, na które odpowiedział obszerniej odnosiło się do typu postaci, z jakimi aktor jest kojarzony i czy grając w filmach o wyraźnym komediowym zabarwieniu (A Little Chaos), chciał zerwać z wizerunkiem nikczemnika, postaci nie tyle negatywnej, co niewzbudzającej zaufania wśród widzów. Rickman w odpowiedzi zasugerował, że każda z granych przez niego postaci niosła w sobie element komizmu. Wszystkie role, jakie przyjmował miały w sobie pierwiastek groteski. Podsumowaniem tej wypowiedzi były słowa: "Jeśli jesteś człowiekiem, masz ogromny potencjał do bycia zabawnym", co zdaje się być credo dorobku aktorskiego Rickmana. Pozostając w atmosferze aktorskiej, warto zaznaczyć, że filmowiec zaczynał swoją karierę od pracy w teatrze. Przyznał jednak, że to właśnie praca przy filmach pomogła mu w sztuce aktorskiej na scenie. Kiedy zdobył już pewne
doświadczenie przy korzystaniu kamery, zdał sobie sprawę, że mniej to więcej. Zauważył, że kiedy obiektyw rejestruje pracę aktora – publiczność w teatrze zachowuje się w ten sam sposób. Można zatem stać przed widzami nieruchomo, nic nie mówiąc i „zagrać” myślenie. Refleksją, która wybrzmiała na sali dość dobitnie, było stwierdzenie aktora, że chciałby jeszcze powrócić do teatru i magii, jaką można odnaleźć na deskach scenicznych.
Anna Kazejak, fot. Sylwester Rozmiarek
Porównując pracę reżysera w teatrze i w filmie Rickman zauważył jedną podstawową różnicę w procesie planowania. Realizując projekt filmowy twórca jest o wiele bardziej ograniczony terminami, o wiele więcej musi zostać już zaplanowane zanim nawet zaczną się przesłuchania. Natomiast teatr pozostawia większą wolność wprowadzenia zmian, nawet w zatwierdzonym już scenariuszu. Na pytanie, które z medium preferuje, Rickman udzielił przewrotnej odpowiedzi: oba kocham tam samo. Obu tak samo nienawidzę.
Kolejne pytania pociągnęły za sobą szereg refleksji aktora dotyczących wyzwań, jakie niesie ze sobą jego profesja. Przyznał on, że każda rola była wymagająca, każdej starał się wyjść naprzeciw i zmierzyć z graną przez niego postacią - zawsze trzeba się upewnić, że nie grasz asekuracyjnie; musisz iść na całość w tym co robisz.
Ostatnie minuty spotkania odbyły się w atmosferze osobistych pytań, dotyczących początków Rickmana jako aktora, na które odpowiedział z godnością angielskiego gentlemana: jego kariera przemija zdecydowanie zbyt szybko. W tym momencie bezpośrednio skierował kilka słów w stronę młodszej części publiczności aspirującej do bycia profesjonalnymi filmowcami, aby mieli zawsze oczy szeroko otwarte, nie bali się nowych wyzwań, cenili młodość i nie przestawali w poszukiwaniach nowych inspiracji. Jeśli nie salwa nieustających oklasków, a słowa miałyby podsumować spotkanie z Alanem Rickmanem, to byłoby to słowa wypowiedziane przez samego twórcę - jesteś tylko tak bogaty, jak twoja wyobraźnia.
_ Monika Jaworska_