Na drugiej randce rozmawiali o małżeństwie
Zanim związała się z Józefem Cyrankiewiczem, przez jej życie przewinął się jeszcze niejaki porucznik Chyb, który podczas zbliżeń miał używać komplementów „jesteś słodziutka, wąziutka, aksamitna”.
Premier Polski był zupełnie innym typem człowieka. Nienagannie ubrany, przystojny, wysportowany, zdecydowanie odróżniał się od reszty ówczesnych aparatczyków posługując się piękną polszczyzną. Trudno w to uwierzyć, mając w pamięci jego fotografie z lat 70. Andrycz wspominała, że zawsze starannie ogolona głowa upodabniała go do hollywoodzkiego gwiazdora Yula Brynnera (m.in. „Siedmiu wspaniałych”)
.
Zaczął od wysłania bukietu** po przedstawieniu z udziałem aktorki. Jak przystało na wytrawne „zwierzę polityczne”, przed pierwszym spotkaniem **zrobił „wywiad środowiskowy” na jej temat.
Do drugiego spotkania doszło dopiero po trzech miesiącach. Cyrankiewicz zaprosił ją do prywatnego mieszkania, czarował rozmową, Andrycz zapamiętała, że ujęła ją liczba wszędzie rozsianych książek. Również wtedy mieli po raz pierwszy… rozmawiać o małżeństwie.