Przez chorobę był cieniem człowieka. Testament wzbudził kontrowersje
Patrick Swayze zmarł niespełna miesiąc po swoich 57. urodzinach. Gdyby żył, 18 sierpnia skończyłby 71 lat. Niestety półtora roku przed śmiercią usłyszał diagnozę, która okazała się wyrokiem. I choć nie zamierzał się poddawać, to z miesiąca na miesiąc niknął w oczach, doprowadzając do łez fanów na całym świecie.
Swayze był jedną z największych gwiazd kina lat 80. i 90. Filmy z jego udziałem - "Dirty Dancing", "Uwierz w ducha", "Wykidajło", "Na fali" - to klasyka, do której chętnie wraca się po latach. Zasłynął nie tylko jako aktor i ekranowy przystojniak, ale także jako znakomity tancerz.
Choć wiele kobiet wzdychało do Swayze’ego, on był wierny swojej żonie, z którą spędził 34 lata. Niestety po śmierci gwiazdora zaczęto podważać wielką miłość, jaką go obdarzyła. Wdowa chętnie opowiadała w mediach o bezgranicznym i odwzajemnionym uczuciu, ale krewni aktora mieli o niej najgorsze zdanie i oskarżali o sfałszowanie testamentu.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" ogłaszamy zwycięzcę starcia kinowych hegemonów, czyli "Barbie" i "Oppenheimera", a także zaglądamy do "Silosu", gdzie schronili się ludzie płacący za Apple TV+. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
Skazany na taniec
Patrick Swayze urodził się 18 sierpnia 1952 r. Pochodził z Houston, jednak nie był stereotypowym chłopakiem wychowującym się na teksańskiej farmie. Jego ojciec był kreślarzem, zaś matka tancerką i choreografką. Ojciec chciał zrobić z niego sportowca i zachęcał do treningów futbolowych. Nastolatek świetnie sobie radził, dostał nawet stypendium za osiągnięcia, ale szybko nabawił się poważnej kontuzji kolana.
Przeszedł kilka skomplikowanych operacji i kiedy musiał na nowo uczyć się chodzić, bardzo pomocny okazał się taniec. Jako dwudziestoparolatek przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie uczęszczał do prestiżowych szkół tanecznych. Zaczął występować w przedstawieniach i szybko został zauważony.
Miłość (tylko) na ekranie
Od początku lat 80. grał w kilku produkcjach filmowych rocznie, ale prawdziwą sławę, a wręcz nieśmiertelność, przyniosła mu rola w "Dirty Dancing" z 1987 r. Swayze był w swoim żywiole, dostał nominację do Złotego Globu i stworzył jedną z najpiękniejszych par w historii kina. Widzowie nie zdawali sobie sprawy, że partnerująca mu Jennifer Grey wręcz go nie znosiła. Poznali się kilka lat wcześniej na planie innego filmu i kiedy później dowiedziała się, że ma z nim grać miłosne sceny w "Dirty Dancing", nie chciała przyjąć roli.
Aktor również nie był zadowolony z takiej partnerki – podobno Grey była bardzo emocjonalna i nieodporna na konstruktywną krytykę. Ostatecznie udało im się jednak pokonać wszelkie przeszkody, dzięki czemu przeszli do historii.
Wzloty i upadki
Po "Dirty Dancing" Swayze był jedną z największych gwiazd kina i mógł przebierać w rolach. Występował zarówno we łzawych romansach ("Uwierz w ducha"), komediach ("Ślicznotki"), jak i filmach sensacyjnych ("Na fali"). Przez długi czas bronił się rękami i nogami przed zagraniem w "Dirty Dancing 2". Ale gdy jego gwiazda zaczęła przygasać na początku XXI w., zgodził się dołączyć do obsady (zagrał na drugim planie). Film wyszedł w 2004 r. i został zmieszany z błotem.
Pod koniec życia zagrał świetną rolę w serialu "Beast". Ostatnim projektem był "Błękitny deszcz", który mimo świetnej obsady (Forest Whitaker, Jessica Biel, Ray Liotta, Lisa Kudrow) był jednym z najgorszych w jego dorobku.
Za późno na ratunek
Problemy ze zdrowiem rozpoczęły się u niego w grudniu 2007 r. Swayze skarżył się na piekący ból brzucha, a trzy tygodnie później zdiagnozowano u niego raka trzustki. Aktor nie zamierzał się poddawać, choć rokowania nie były najlepsze. Przeszedł operację wycięcia części organu, zaatakowanego przez raka, niestety na ratunek było już za późno. W nocy z 14 na 15 września 2009 r. gruchnęła wiadomość o śmierci aktora. Miał zaledwie 57 lat. Jego ciało zostało skremowane, a prochy rozsypane na ranczu w Nowym Meksyku.
Śmierć aktora była ciosem dla fanów, ale także początkiem batalii sądowej między wdową a rodziną aktora. Lisa Niemi, z którą Swayze przeżył 34 lata, przedstawiała się w mediach jako troskliwa i kochająca żona, która była z nim do końca. Na łożu śmierci miała usłyszeć "kocham cię", ale krewni aktora nie dali wiary łzawym historiom.
Zmiana testamentu
Rodzina aktora publicznie zarzuciła wdowie matactwa i sfałszowanie testamentu. Niemi została wymieniona jako jedyna spadkobierczyni fortuny męża w dokumencie, który trafił do kancelarii prawnej kilka tygodni przed śmiercią gwiazdora. Bliscy nie dali wiary, że Swayze z własnej woli na łożu śmierci wydziedziczył czworo rodzeństwa i rodziców. Szczególnie, że najbliżsi byli wymienieni w pierwotnej wersji testamentu.
Lisa Niemi postawiła jednak na swoim i nie zamierzała oglądać się za siebie. W 2014 r. wyszła za jubilera i sprzedała ukochane ranczo męża, gdzie rodzina chciała zrobić jego muzeum. W 2016 r. w mediach pojawiły się informacje, że zamiast wspierać męża w walce z chorobą, Niemi maltretowała go i ograniczała kontakty z bliskimi. Charlotte Stevens, przyjaciółka zmarłego, przyznała, że wielokrotnie nakłaniała Patricka do rozwodu. Powodem miały być ciągłe zdrady Niemi. Kobieta wszystkiemu zaprzeczyła i do dziś uważa się za ofiarę mściwej rodziny ukochanego męża.