Piłka na aut

Marcin Koszałka to doskonały operator i dokumentalista. Wrażliwość i umiejętności wykształcone przez uprawianie obu tych profesji doskonale widać w „Będziesz legendą człowieku”, najnowszej propozycji autora przeszywającego „Takiego pięknego syna urodziłam”. Choć film osadzony jest w środowisku piłkarskim, nie jest przeznaczony tylko dla zagorzałych fanów futbolu.

15.03.2013 10:48

„Będziesz...” to pełnometrażowy, artystyczny dokument, w którym reżyser przygląda się polskiej reprezentacji piłkarzy podczas Euro 2012. Postaciami, którym poświęca najwięcej uwagi są Marcin Wasilewski i Damien Perquis, którzy, jak mówi Koszałka, zafascynowali go ze względu na swoje nietypowe historie i zapadające w pamięć twarze (z tym argumentem trudno się nie zgodzić). „Wasyl” to filar reprezentacji i jej dobry duch, a jednocześnie piłkarz, który czuje na karku nieubłagany oddech czasu. Koszałka odkrywa jego pokrywany żartami lęk przed końcem kariery, przed kierunkiem życia, gdy przestanie wyznaczać go „repra”. Perquis zmaga się natomiast z chłodnym przyjęciem przez niektórych działaczy (pamiętamy „farbowane lisy” Tomaszewskiego) i poczuciem obcości w kraju swoich przodków, który brzmi szeleszczącym, niezrozumiałym dlań językiem. Nieustannie walczy też z bólem ręki, której ciężkie złamanie do końca stawiało jego występ na Euro pod znakiem zapytania.

Ci dwaj piłkarze są osią filmu, ale opowieść o nich reżyser klei w niespójny, złożony z niepasujących do siebie kawałków sposób, próbując inscenizować sceny o symbolicznym ładunku (Wasilewski unoszący się w wodzie), czy robiąc zbyt intruzywne prywatne wycieczki – jak wtedy gdy Perquis wyznaje, że ojciec powiedział mu, że go kocha, dopiero po jego 21 urodzinach, a widz nie wie, co z tą informacją zrobić. Z czasem ciekawsze staje się tło: intensywne, barwne, poruszające. Kamera Koszałki wyłapuje jego detale z niezwykłą dokładnością. Obserwujemy zmieniającą się dynamikę tłumu, który jak soczewka skupia całą paletę emocji, wyzwalanych przez kolejne mecze, od euforii, przez gniew, po zdumioną apatię. Niezwykłe są fragmenty meczy, które reżyser montuje w artystyczny kolaż; stosując wiele zbliżeń i detali, komponuje obraz, który od razu przypomina pełne mocy, niezwykłe kadry z „Zidane: portret XXI wieku”. Przyglądamy się też kulisom życia graczy – sesjom zdjęciowym, wieczorom w hotelu, wygłupom na treningu.
Wreszcie dostajemy kilka chwil sam na sam z Grzegorzem Lato. Zapewniam: to spotkanie równie dziwne i niesmaczne, co smutne. Wspomnienie cmokającego, najprawdopodobniej podchmielonego działacza, chichoczącego rubasznie w rytm jarmarcznych dowcipów w jakiś sposób zdejmuje część ciężaru porażki z ramion piłkarzy.

Film Koszałki w pewnym sensie podobny jest do naszej reprezentacji – też szybko się gubi w strategicznych zawiłościach i traci tempo. Nie do końca wiadomo, o czym dokładnie chce opowiadać, jego kierunek jest niejasny, wybór wątków – konfundujący. Towarzyszy mu ciągłe poczucie niewykorzystanej szansy. Ale mimo to chcemy w niego wierzyć i kiedy widzimy, jak gra, kibicujemy. Warto razem z „Będziesz...” wrócić do roku 2012, pełnych stadionów i ryku tysięcy gardeł. A nieznajomość numerów i twarzy naszej reprezentacji może okazać się tu wartością dodaną, która pozwoli spojrzeć na obraz Koszałki z innej, być może nawet bardziej interesującej, perspektywy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)