PiS atakuje i promuje "Zieloną granicę". Już "dał" filmowi Holland 135 mln złotych
Rządowe ataki na "Zieloną granicę" mają drugą stronę medalu. PiS chcąc nie chcąc robi filmowi Agnieszki Holland gigantyczną reklamę, idącą w setki milionów złotych. Wirtualna Polska dotarła do szacunków mówiących o tym, ile warta jest ta nieoczywista promocja.
Jednym z najważniejszych tematów polskich mediów w ostatnim czasie jest film Agnieszki Holland "Zielona granica", traktujący o wydarzeniach na polsko-białoruskiej granicy. Politycy rządzącej partii wzięli go na celownik, zarzucając reżyserce "szkalowanie" strażników granicznych i "antypolski przekaz". Nie brakuje głosów, że narracja obozu rządzącego (film atakowali już m.in. prezydent i premier) ma przykryć tak niewygodne dla rządu PiS sprawy, jak chociażby afera wizowa.
Niestety podsycane przez prawicę emocje wokół filmu Holland budzą uzasadnione obawy o dalsze skutki ataków na twórców "Zielonej granicy", a nawet jej widzów (w tym kontekście warto wspomnieć o proteście Młodzieży Wszechpolskiej przed jednym z kin w Krakowie). Fala komentarzy, często nienawistnych, przepływająca przez polskie media nie zostanie bez śladu, a retoryka rządzących odwołująca się do czasów okupacji psuje język polskiej debaty. Ale zamieszanie wokół "Zielonej granicy" ma też swój efekt komercyjny. I to ogromny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Protest przed pokazem filmu "Zielona granica" Agnieszki Holland
Prawie 500 milionów osób
Te przypuszczenia znalazły potwierdzenie w twardych liczbach. Zajmująca się monitoringiem mediów firma PSMM Monitoring & More przekazała Wirtualnej Polsce najnowsze dane z raportu, w którym znajdują się dokładne wyliczenia dotyczące obecności tematu "Zielonej granicy" na płaszczyźnie medialnej i określenia tzw. ekwiwalentu reklamowego tego filmu.
Z badania, które obejmowało trzy pierwsze tygodnie miesiąca (z piątkowym popołudniem 22 września włącznie), wynika, że jest on gigantyczny. Ogólna liczba najróżniejszych wzmianek w polskich mediach tradycyjnych, czyli w prasie, internecie, radiu i telewizji na temat filmu i samej Holland, wyniosła 9826. Oznacza to tzw. dotarcie na poziomie ponad 437,2 mln osób. Aż 74 proc. tego "ruchu medialnego" odbywało się w internecie, a na drugim miejscu, z udziałem 14 proc., są rozgłośnie radiowe. Szacunkowy ekwiwalent reklamowy wyniósł 135,5 mln zł. Warto pamiętać, że te liczby wciąż rosną i z pewnością będą rosły przez najbliższe dni.
Daleko do "Barbenheimera", ale...
- Zamieszanie medialne wokół filmu "Zielona granica" rzeczywiście jest imponujące, szczególnie w porównaniu do typowych wyników medialnych innych produkcji kinowych - komentuje Marcin Szczupak z PSMM Monitoring & More. - Z całą pewnością nie jest to miara "Barbenheimera", czyli medialności wokół premiery filmów "Oppenhaimer" i "Barbie". Wtedy, na przestrzeni tygodnia, w dniach od 17 do 24 lipca br., odnotowaliśmy w mediach w sumie 52 tys. wzmianek na temat tych dwóch filmów, a raczej medialnego zjawiska, zatem było ich 4,5 razy więcej niż na temat "Zielonej granicy".
W przypadku "Zielonej granicy" sytuacja jest wyjątkowa na tle innych filmów, także ze względu na kontekst polityczny.
- To, co widzimy w przypadku produkcji Agnieszki Holland, to głównie wysoka aktywność mediów, które powszechnie określane są jako prawicowe, a więc sprzyjające partii rządzącej - stwierdza analityk z PSMM Monitoring & More.
Same teksty, publikacje i wpisy trudno jest określić jednoznacznie jako promocyjne, ale z pewnością generują publicity, którego ten film nie mógłby uzyskać bez istotnych nakładów finansowych. Warto podkreślić, że publikacje zawierają porównania do przemysłu pogardy, a także zestawia się ten film na równi z działaniami hybrydowymi Rosji i Białorusi.
Polewanie ognia benzyną
Kiedy rozmawia się o sprawie "Zielonej granicy" na trwającym właśnie festiwalu filmowym w Gdyni, najważniejszym wydarzeniu rodzimej branży filmowej, które co roku gromadzi bardzo wiele osób związanych z kinematografią, przeważa oczywiście oburzenie środkami, które władza stosuje wobec reżyserki i jej dzieła: porównaniami do goebbelsowskiej propagandy i do działań artystów-kolaborantów z czasów drugiej wojny światowej, wytykaniem komunistycznej przeszłości rodziny Hollandów, nazywaniem filmu paszkwilem, a jego widzów - "świniami".
Jednak w kuluarach pojawia się jeszcze jeden wątek: przewrotny wniosek, że żaden polski film nie miał jeszcze tak ogromnego nagłośnienia w mediach, a co za tym idzie - tak potężnej promocji. Jego wydźwięk jest oczywiście okrutny i bolesny, ale - mówiąc pozbawionym sentymentów językiem reklamy - może się bardzo mocno przełożyć na liczbę sprzedanych biletów.
- Ten film idealnie wpisuje się w jedną z najostrzejszych osi dzisiejszego konfliktu politycznego w Polsce - komentuje Szymon Sikorski, analityk rynku reklam z firmy Publicon. - Z jednej strony jest przecież hasło PiS-u "murem za polskim mundurem", z drugiej krytyka tego, co rząd robi na granicy. Premiera filmu w tym właśnie momencie z politycznego punktu widzenia jest polewaniem ognia benzyną, ale na płaszczyźnie reklamowej generuje ogromną obecność w mediach.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat "One Piece" Netfliksa, masakrujemy "Ślub od pierwszego wejrzenia" i "Żony Warszawy", a także rozwiązujemy "Problem trzech ciał" i innych nadchodzących ekranizacji. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.