Pod powierzchnią
„Niemożliwe“ to kino stawiające na piedestał fizykalność przeżycia. Dynamiczna narracja wciąga w wir wydarzeń, w jaki wpisane są odurzające rozsądek emocje. Historia Marii i Henry’ego – którzy rozdzieleni przez falę szukają siebie nawzajem błądząc w świecie zmytym z powierzchni ziemi – to jednak też film o psychicznej determinacji; o bezkompromisowości ducha, imperatywie ciała i jego niewiarygodnej drodze przez mękę. To historia o szukaniu drogi w świecie, którego już nie ma i opowieść o wierze, że relacje między ludźmi mają większą moc niż gniew bogów. To historia miłosna z ogromną tragedią w tle – to kolejny nieprawdopodobny popis aktorski nominowanej do Oscara Naomi Watts.
„Niemożliwe“ jest w Hiszpanii kasowym hitem i nic w tym dziwnego – to kino wielkiej przygody, melodramatyczny wyciskacz łez i katastroficzny thriller w jednym. Bayona („Sierociniec“, 2007) znakomicie opanował wzbudzanie w widzach takich emocji jak strach i niepewność. Na jego filmach siedzi się na krawędzi fotela lub wciska w jego głębiny. „Niemożliwe“ przeżywa się w niemal fizyczny sposób i to jest jego siła. Hiszpański reżyser rozpina swoją historię na skrajnych wartościach, kontrastuje emocje i odbiera widzowi poczucie kontroli nad wydarzeniami rozgrywającymi się na ekranie. Zalewa go setkami wrażeń, obok których nie sposób przejść obojętnie. Film jest mrowiskiem emocji wciągającym jak ruchome piaski i ostrym jak brzytwa, pozostawiająca na ciele krwiste ślady.
Bayona zabiera widzów na wyspę na południu Tajlandii. Z nieba leje się tam żar. Słońce odbija się w szybach letnich domków. W powietrzu unosi się pachnąca egzotyką wilgoć. Maria (Naomi Watts) i Henry (Ewan McGregor) wraz z trójką synów spędzają tam świąteczny urlop. Operator Bayony, Óscar Faura („Oczy Julii”, 2010), tym razem portretuje rzeczywistość w dosyć klasyczny sposób. Nie eksperymentuje z formą filmową; usypia naszą uwagę i celowo rozleniwia percepcję. Wszystko po to, by uderzyć z większym impetem. Tak jak fala momentalnie zalewa ośrodek wypoczynkowy, tak akcja zaczyna wówczas pędzić nie pozostawiając widzowi czasu ani na chwilę zastanowienia ani na próbę wyjścia poza ekranowy świat, w którym już zdążył się zadomowić. Fala Tsunami zalewa wybrzeże, bezczelnie zmiata z powierzchni ziemi ludzi i domy. W głowie mieszają się wspomnienia telewizyjnych reportaży i otwierającej sekwencji filmu „Medium“ (2010) Clinta Eastwooda.
Czy realizując film o tragedii, która dotknęła setki tysięcy ludzi Juan Antonio Bayona poszedł o krok za daleko? Czy tytułując ową katastroficzną historię słowem „Niemożliwe“ z marszu odparł krytyczne narzekania na nieco pozbawione autentyzmu melodramatyzowanie prawdziwych wydarzeń? Nie. Dużo więcej uwag można mieć do historii Eastwooda, który szukał uniwersalnych wartości w różnych doświadczeniach granicznych. Bayona świetnie zna się na kinie gatunkowym, potrafi wykorzystywać jego potencjał i, co najważniejsze, patrzy na tragedię społeczności przez pryzmat historii jednej rodziny. Nie tyle maluje więc krajobraz po bitwie, co portret nie poddającego się rozpaczy człowieka. Na tej płaszczyźnie kryje się poczucie filmowego nieprawdopodobieństwa, z jakim się zmagamy; dzięki niej kształtów nabierają jednak też zalety nie ocierającego się o kicz filmu o (nad)ludzkiej sile woli.