Powiedz bliskim: Kocham

Maria Blom w swych „Opowieściach z Dalarny” sięga po kilka istotnych wątków. Przede wszystkim porusza problem mówienia słowa kocham cię najbliższym osobom. Czemu tak trudno to zrobić? Zapewne dlatego, że czasem bliskość oddala nas, a codzienność nie pozwala dostrzec zalet osób, mieszkających wraz z nami pod jednym dachem. Poza tym Blom pokazuje też skrawek swojej, szwedzkiej ziemi.

04.12.2006 18:08

Region Dalarna to wyjątkowe miejsce w Szwecji. Słynie z przepięknych krajobrazów, no i przede wszystkim z egocentryzmu mieszkańców. Ich zdaniem Dalarna to pępek tego kraju i miejsce najważniejsze na ziemi. Takie centrum, a może i coś na kształt odrębnego państwa w państwie.

Nie myślcie Państwo, że ten film jest nieprzyjemny i drażniący, a mieszkańcy Dalarny to wredni małomiasteczkowi ludzie, rzucający się z widłami na przybyszów spoza ich okręgu czy państwa szwedzkiego. Wszystko z wyczuciem, taktem, a jak już Dalarniacy zadzierają nosa, to nie można odmówić im domieszki ciętego i wysmakowanego humoru.

„Opowieści z Dalarny” to historia pewnej zakorzenionej w tym okręgu rodziny. No, nie do końca zakorzenionej mocno, ponieważ pojawia się w rodzie jedna czarna owieczka, a i inne jakie takie zakusy ku „ciemności” i niepatriotycznym postępkom wykazują. Czarna owca, to najmłodsza z trzech sióstr – Mia (Sofia Helin), która nie dość, że pozwoliła sobie na studia w Ameryce, to jeszcze teraz pracuje w Sztokholmie i do Dalarny zwabiają ją dopiero 70. urodziny ojca.

Oczywiście jakie takie pretensje do czarnej owcy ma między wierszami i uszczypliwymi, aczkolwiek śmiesznymi… docinkami najstarsza z sióstr – Eivor (Kajsa Ernst), środkowa (Gunilla – Ann Petrén) zaś, to taka z lekka pomylona babeczka po rozwodzie, która jest między młotem a kowadłem.

Trudno powiedzieć, która z sióstr przypadła mi najbardziej do gustu. Wszystkie są wyraziste i dają się lubić. Gunilla śmieszna w tym swoim płaczliwym miotaniu się ze sobą i światem ma bardzo dobre serce i chyba najwcześniej dorasta do słów kocham. Eivor mimo egocentryzmu, podkreślania doskonałości kultury Dalarny i obnoszenia się z patriotyzmem lokalnym, przesympatycznie wygląda w stroju ludowym, zaprojektowanym na kształt ubranek skrzatów. Mia jest silną młodą kobietą. Podziwiałam ją za ambicje i upór.

Siostry są tak różne, że aż miło się to ogląda. Tak życiowo, jakby ktoś opowiadał historię naszego życia i naszych dylematów z mówieniem kocham. Jedno co może przeszkadzać, to wizualny dobór aktorek. Co prawda każda z nich gra swą rolę doskonale, ale średnia siostra wygląda starzej niż matka, najstarsza wygląda na drugą z kolei pociechę.

Mimo to postacie sióstr są zróżnicowane, barwne i bardzo realne. Aż chciałoby się zadać pytanie Marii Blom, która jest także autorką scenariusza, czy przypadkiem pisząc o swoim rodzinnym okręgu i pokazując go na ekranie, nie sięgnęła po swoją historię rodzinną. Wszystko jest tutaj takie lokalne, rzeczywiste.

Podziwiamy szerokie krajobrazy zimowe (zdjęcia Peter Mokrosinski), nieomal czujemy zapach urodzinowych potraw, krew burzy się w żyłach a nogi rwą do tańca w takt skrzypcowo-akordeonowych tonów (muzyka – Anders Nygårds). Okraszają to niebanalne, cięte gierki słowne, które co i rusz powodują gromki śmiech. W szczególności w tego typu zabawach i rubasznych docinkach, bryluje postać jednego z wujów trzech sióstr – Ingvara (przesympatyczna a zarazem poruszająca rola Larsa G. Aronssona).

„Opowieści z Dalarny” to film, który śmiało można obejrzeć w kapciach w rodzinnym domu. Pod warunkiem, że obok usadzimy wszystkich bliskich. Maria Blom pokazała w swym obrazie nie tylko charakterystyczny rytm życia, poglądy oraz cięty humor mieszkańców Dalrny. Przy okazji ośmieliła swoich bohaterów, ale także widzów do dostrzegania zalet bliskich i do mówienia kocham. „Opowieści z Dalarny” częstują widza mroźnym krajobrazem Szwecji, a jednocześnie zachwycają wrażliwością i zmuszają do refleksji.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)