Prasowanie mnie uspokaja
Cezary Kowalski: Okazało się, że na futbolowej wojnie między Urzędem Kultury Fizycznej a Polskim Związkiem Piłki Nożnej najbardziej skorzystał pan. Wojna się skończyła, a pan został szefem piłkarskiej centrali...
Michał Listkiewicz: Nie zgadzam się. Wojna bardzo mi zaszkodziła. Zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Najpierw były rzecznik związku Tomasz Jagodziński napisał ohydną książkę, w której poświęcił mi akapit składający się tylko i wyłącznie z kłamstw. Jeszcze większą krzywdę zrobiły mi osoby, które te książkę przetłumaczyły i wysłały do wszystkich ważnych ludzi w światowej piłce.
C.K.: Trudno chyba, aby poważni ludzie w europejskich władzach piłkarskich uwierzyli w opowieści wyjęte z magla...
M.L.: Może i nie uwierzyli, ale mieli pretensje, że im wcześniej o tym paszkwilu, który ukazał się w polskich księgarniach, nie powiedziałem.
C.K.: Czy nadal piłkarskie władze w świecie panu nie ufają?
M.L.: Teraz sytuacja się unormowała. Z wielka satysfakcją przeczytałem w "Bild Zeitung" wypowiedź prezydenta FIFA, który podał Polskę, a konkretnie mnie i Zbigniewa Bońka jako przykład zmian, które powinny następować w piłce. Według niego ludzie z boiska powinni obejmować ważne funkcje w piłkarskich federacjach. Ja przecież byłem sędzią, a Zbyszek piłkarzem. Teraz obaj kierujemy związkiem.
C.K.: Czy praca w związku opłaca się finansowo?
M.L.: Zarabiam dużo.
C.K.: Ile?
M.L.: 13 tysięcy złotych brutto. Do ręki dostaję 9 tysięcy.
C.K.: Dlaczego zdecydował się pan nie przedłużać umowy z dotychczasowym selekcjonerem reprezentacji Januszem Wójcikiem?
M.L.: Po prostu chcieliśmy dać szansę innemu trenerowi. Janusz Wójcik nie wykonał swojej misji, nie wprowadził drużyny do finałów mistrzostw Europy. Trzeba było szukać innych rozwiązań.
C.K.: Już zupełnie pożegnał się pan z sędziowskim gwizdkiem?
M.L.: Sędziowanie zawsze było moja miłością. Jeszcze od czasu do czasu sędziuję spotkania niższych klas i dzieci. Nadal mam gwizdek i strój arbitra. Dbam o kondycję i staram się być w każdej chwili gotowy do wyjścia na boisko. Wiosną chciałbym poprowadzić mecz w C-klasie. Jest taka drużyna Nowa Nowinki Jadów. Obok mam działkę letniskowa i zawsze namawiałem miejscowych, aby stworzyli drużynę piłkarska. Udało się, więc pojadę i przy okazji pogratuluję, że zamiast stać pod budką z piwem, zdecydowali się grać w piłkę.
C.K.: Wychował pan następcę?
M.L.: Być może w moje ślady pójdzie mój starszy syn, Tomek. On już jest sędzią koszykarskim, a ostatnio zaskoczył mnie pytaniem, jak zapisać się na kurs sędziowski piłki nożnej.
C.K.: Czy podczas kariery sędziowskiej ktoś chciała pana przekupić?
M.L.: Dwa razy zaproponowano mi grę w karty. Nie jestem zwolennikiem hazardu. Grywałem jedynie w kanastę. Moja babcia uczyła mnie tej gry od dziecka i jest to już właściwie tradycja rodzinna. Nieopatrznie dałem się jednak namówić na pokera i nagle okazało się, że nie umiejąc zupełnie grać, wygrywam jakieś pieniądze. Zorientowałem się, że je jest to ze strony działaczy próba przekupstwa i natychmiast grę przerwałem. Nie powiem gdzie to było, przecież zawsze działacze mogliby powiedzieć, że zwyczajnie nie szła im karta. Na szczeblu międzynarodowym takie rzeczy po prostu się nie zdarzają. Tam są bardzo surowe przepisy i kluby nawet nie próbują przekupywać sędziów. Dawniej jednak sędziowie mogli robić zakupy w sklepach, które współpracowały z klubami. Oczywiście ceny były tam rażąco niższe od normalnych. Nigdy jednak nikt nie proponował mi pieniędzy bezpośrednio.
C.K.: Twierdzi pan, że pracuje w PZPN po 10, 12 godzin dziennie. Jak na to reaguje pana żona?
M.L.: Dorota ostatnio ma też dużo pracy. Jest redaktorem naczelnym pisma "Ambasador". Spotykamy się późnym wieczorem. Zawsze jednak zdołamy wygospodarować dwie godziny, aby spędzić je przy butelce czerwonego wina i dobrej muzyce.
C.K.: Jaką pan preferuje?
M.L.: Przede wszystkim bluesa. Uwielbiam Tadeusza Nalepę. Mam jego wszystkie płyty i słucham ich na okrągło. Strasznie zazdrościłem byłemu premierowi Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu. Nalepa zagrał na jego urodzinach.
C.K.: Podobno ma pan też bardzo nietypowe hobby?
M.L.: Pewnie chodzi panu o... prasowanie. Tak, przyznaję, że prasowanie garderoby bardzo mnie uspokaja.
20.01.2000 01:00