"Projekt Almanach: Witajcie we wczoraj": Powrót do nijakości [RECENZJA BLU‑RAY]
Motyw podróży w czasie to samograj, dający filmowcom wręcz nieograniczone pole do podopisu - nawet tym bez solidnego zaplecza finansowego. Wystarczy wspomnieć „Donniego Darko”, „Time Crimes” czy rewelacyjnego „Primera”. Dlatego „Projekt Almanach: Witajcie we wczoraj”, dodatkowo operujący poetyką found footage, już na starcie obiecywał wiele. Niestety, tu oprócz pieniędzy zabrakło czegoś jeszcze – pomysłu i odrobiny dobrych chęci.
Nastoletni David, Adam oraz Quinn zmagają się z problemami typowymi dla ich rówieśników – sercowymi dylematami, słabymi stopniami czy wyborem dalszej życiowej drogi. Remedium na wszystkie ich bolączki okazuje się wehikuł czasu, nad budową którego pracował zmarły w tajemniczych okolicznościach ojciec jednego z nich. Z pozoru nieszkodliwa ingerencja w kontinuum czasoprzestrzenne pociąga za sobą kolejne, coraz groźniejsze zmiany, których stawką staje się nie tyle przyszłość, co życie bohaterów.
Kiedy kilka lat temu wydawało się, że found footage zjada swój własny ogon, na ekrany weszła „Kronika”. Film Josha Tranka („Fantastyczna Czwórka”) w zaskakujący (i udany!) sposób połączył estetykę „nagrania z ręki”, kino młodzieżowe i komiksową konwencją rodem z kart Marvela. Tym samym tropem poszli twórcy familijnego „Projektu Almanach”, zamieniając jednak supermoce na podróże w czasie. Skojarzenia z filmem Tranka narzucają się same – rozchwiana kamera filmuje młodziutkich bohaterów z różnych kątów i perspektyw, raz rejestrując ich poczynania z trzeciej, raz z pierwszej osoby. Jednak wszelkie podobieństwa do produkcji z 2012 roku kończą się na formalnych zbieżnościach. Abstrahując od skrajnych nielogiczności i fabularnych nieścisłości, na które, zważywszy kaliber filmu, wypada litościwie przymknąć oko, „Witajcie we wczoraj” w każdym aspekcie jest zwyczajnie bez wyrazu. Tam gdzie u Tranka brylowali młodzi, utalentowani aktorzy (Dane DeHaan!), tu przez ponad 100 minut śledzimy poczynania pozbawionych ikry,
anonimowych dzieciaków, których problemy obchodzą widza równie mocno co zeszłoroczny śnieg. Sam motyw podróży w czasie został potraktowany zaledwie jako pretekst do opowiedzenia kolejnej umoralniającej historii o dorastaniu, odpowiedzialności i przyjaźni, którą wiedzieliśmy już setki razy.
„Projektowi” zabrakło ewidentnie pazura „Kroniki”, jej ironii i bezkompromisowości. Oczywiście obraz debiutującego za kamerą Deana Israelite’a to kino familijne, w dodatku opatrzone etykietą PG-13, co ewidentnie ograniczyło twórcom pole działania. Jednak czy rating i niewielki budżet (obraz kosztował zaledwie 12 mln dolarów) zwalnia z poważnego traktowania młodego widza?
Ocena: 4/10
Wydanie Blu-ray:
Na Blu-rayu, który ukazał się nakładem ImperialCinepix, znalazło się trochę dodatków. Na płytę trafiły: alternatywne rozpoczęcie filmu (3 i pół min.), osiem scen niewykorzystanych (prawie 10 min.) oraz dwa alternatywne zakończenia (4 min.) Obecność dodatków oczywiście zawsze jest plusem, jednak w tym wypadku „extrasy” wypadają równie blado co sam film.
Ocena: 4/10