Przemoc można powstrzymać tylko przemocą

Bezlitośni przestępcy. Skorumpowani policjanci. Każdy prowadzi brudną grę, oszukując i zdradzając. W tym świecie nie ma miejsca dla bohaterów bez skazy. Tu zło można zwalczać tylko złem.

03.07.2008 12:31

Granemu przez Keanu Reevesa detektywowi Ludlow daleko do skauta. Jest cyniczny, wewnętrznie wypalony, brutalny. Na przemoc odpowiada przemocą. Zna tylko jeden sposób walki z przestępcami – zabijanie. Przyznał sobie rolę sędziego i kata, ale nie ma wyrzutów sumienia. Wierzy, że postępuje słusznie.

Oczywiście Ludlow cały czas balansuje na pograniczu prawa, a wydział wewnętrzny w osobie kapitana Biggsa (Hugh Laurie czyli doktor House) depcze mu po piętach. Jednak dzięki wsparciu szefa Ludlow wychodzi cało z każdej kabały.

Klimatem i zwalającą dawką pesymizmu „Królowie ulicy” przypominają „Tajemnice Los Angeles”. Nic w tym dziwnego, bo oba filmy łączy osoba Jamesa Elroya, autora poczytnych, choć dołujących kryminałów.

W swoim słynnym cyklu „LA Quartet” Elroy sportretował Los Angeles jako miasto przeżarte przez korupcję i przemoc. Co prawda akcja powieści toczyła się w latach 50., jednak czytelnicy dostrzegali w nich odniesienia do Ameryki końca XX wieku.

„Królowie ulicy” to historia współczesna, ale w Los Angeles niewiele się zmieniło. Może tylko policjant Ludlow jest jeszcze bardziej cyniczny i brutalny niż Bud White i Ed Exley z „Tajemnic Los Angeles”. Bliżej mu chyba do bohaterów kina policyjnego z lat 70.

Podobnie, jak oni, wiarę w ideały zamienił na wiarę, że przemoc można powstrzymać tylko przemocą. Keanu Reeves w roli Ludlowa jest zaskakująco dobry. Jego bohater do końca pozostaje niejednoznaczny, w równej mierze zasługując na zrozumienie, co potępienie. Szkoda tylko, że dostał do wygłaszania tak okropnie drewniane dialogi.

Także wizualnie „Królowie ulicy“ stylizowani są na kino policyjne lat 70. Szorstki realizm i ostentacyjna brzydota są znakami firmowymi filmu. Bardzo dobrze wypadają sceny akcji. Są dynamiczne i widowiskowe. Atmosferę podkręca pulsująca muzyka Graeme’a Revella.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)