RecenzjeRabunek wszechczasów, który można przespać

Rabunek wszechczasów, który można przespać

Toni Musulin, mężczyzna po pięćdziesiątce, pracownik firmy konwojenckiej, prowadzi spokojnie, stabilne życie. Zmieniają to dwie rzeczy: przypadkowe spotkanie z młodą kobietą oraz poniżenie, którego doświadcza w pracy. W akcie buntu bohater postanawia obrabować bank. Tak pokrótce można przedstawić fabułę „Perfekcjonisty", drugiego filmu Philippe’a Godeau.

22.07.2013 13:47

Podobny zamysł, oparty zresztą na prawdziwej historii, mógł stać się przyczynkiem do zrealizowania trzymającego w napięciu thrillera, socjologicznym szkicem będącym krytyką późnego kapitalizmu lub porządnym heist movie – czyli filmem o napadzie. Była jeszcze jedna droga – pójście w stronę studium psychologicznego głównego bohatera. Tą drogą zdaje się podążać Godeau. Kłopot w tym, że jest studium bardzo płytkie. Reżyser koncentruje się na behawioralnych obserwacjach protagonisty, ale z obserwacji tych niewiele wynika. Film pozostawia w widzach więcej pytań niż odpowiedzi; samo to nie byłoby jeszcze wadą, ale Godeau kompletnie nie potrafi zainteresować ani bohaterem, ani jego historią.

Dodatkowo nadużywa naszą cierpliwość, skupiając się na mało istotnych szczegółach, jak pieczołowite przygotowanie rabunku. To również mogłoby być atutem, lecz sprawność realizacyjna Godeau nie wykracza ponad przeciętność. Przez to „Perfekcjonista” miast – jak przeczytałem w jednej recenzji – zmylać naszą czujność, usypia ją.

Zamysł reżysera, aby bohater był nieprzenikniony i tajemniczy, francuski aktor François Cluzet (kojarzony u nas za pewne głównie z rolą przykutego do wózka Philippe’a z „Nietykalnych”) wykonuje bezbłędnie. Rola Cluzeta jest w gruncie rzeczy jedyną prawdziwą wartością filmu, którego twórcom nie udało się zdecydować o czym – i dlaczego – chcą opowiedzieć. Szczątki informacji o statusie Toniego w zakładzie pracy, przelotny flirt z poznaną w klubie kobietą nie tłumaczą przecież jego desperackiej decyzji. Film jawi się tedy jako przydługawe ćwiczenie warsztatowe. Sprawne od strony technicznej (stonowane, zrealizowane w niskim kluczu zdjęcia; skromna muzyka), ale kulawe w warstwie scenariuszowej i reżyserskiej, a przez to nie będące w stanie utrzymać uwagi widza przez cały seans.

Szkoda. Historia Musulina, nazywanego Robin Hoodem XXI wieku, i jego legendarnego już rabunku zasługiwała na lepszą ekranową wersję.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)