7 września na ekrany polskich kin wszedł najnowszy film kontrowersyjnego austriackiego reżysera Ulricha Seidla. „Raj: miłość” to z jednej strony bezlitosna prawda o kenijskiej seksturystyce, z drugiej – gorzka refleksja nad kondycją współczesnej Europy i świata.
7 września na ekrany polskich kin wszedł najnowszy film kontrowersyjnego austriackiego reżysera Ulricha Seidla. „Raj: miłość” to z jednej strony bezlitosna prawda o kenijskiej seksturystyce, z drugiej – gorzka refleksja nad kondycją współczesnej Europy i świata.
Premiera światowa filmu "Raj: miłość" odbyła się na tegorocznym festiwalu w Cannes, gdzie film znalazł się w konkursie głównym i wzbudził spore kontrowersje, a rola Teresy zagrana przez Margarete Tiesel uznana została za najodważniejszą na festiwalu.
Sceny, od których odwracasz wzrok
Trudno znaleźć tekst dotyczący Ulricha Seidla, w którym nie występuje słowo "skandal". Nagradzany austriacki reżyser - autor blisko dwudziestu filmów - scenarzysta i producent na swojej stronie internetowej sam przekornie zamieścił serię przymiotników, którymi najchętniej określa go prasa.
Wśród nich: „podglądacz”, „mizantrop”, „cynik”, „społeczny pornograf”, „łajdak”, „prowokator”, „pesymista” i... „humanista”. To ostatnie słowo, paradoksalnie jest w moim odczuciu najbliższe jego artystycznym działaniom i najnowszemu dziełu.
Autor nie godzi się na kompromis, nie łagodzi przenikliwości spojrzenia kamery, aby się przypodobać. Patrzy długo i uporczywie na sceny, od których zwykliśmy odwracać wzrok, bo są niewygodne, brzydkie, zbyt intymne, wstydliwe.
Liczą na romans z ezgotycznym kochankiem
Seidl wyłapuje chwile, w których bohaterowie, tak bardzo czasami podobni do nas samych, tracą starannie pielęgnowaną maskę człowieczeństwa, poddają się swoim pierwotnym instynktom.
Tak jest w pewnym sensie także w "Raju: Miłości". To pierwsza część trylogii "Raj", której kolejne części noszą podtytuły "Wiara" i "Nadzieja".
„Miłość” to opowieść o Teresie, Austriaczce w średnim wieku, która wyjeżdża na wakacje do Kenii. Chce uciec od szarej codzienności, czuje się nieatrakcyjna i wykorzystywana przez otoczenie.
W afrykańskim kurorcie, do którego trafia, spotykają się starsze kobiety z całego świata, a każda z nich liczy na gorący romans z młodszym kochankiem o egzotycznej urodzie.
To nie jest prostytucja
Choć większość młodych okolicznych mężczyzn zarabia na swoje rodziny ciałem, nigdy nie nazywają tej praktyki prostytucją.
Jednym z kluczowych elementów takiego wyjazdowego romansu jest bowiem przekonanie pań, że chodzi im o tytułową miłość. Pełne afektu deklaracje padają często i gęsto. Samotne, zaniedbane kobiety łakną ich każdą cząstką.
Najpierw sprzedawana jest iluzja, kwestie finansowe pojawiają się później i nigdy wprost, jako opłata za usługę. Prosi się o pomoc dla chorej cioci lub fundusze na operację siostry.
Samotność i desperacja
„Miłość” to pierwszy film Seidla, który rozgrywa się poza granicami Austrii. Opowiada o samotności i desperacji, ale i o zagubionej w publicznym dyskursie kwestii dojrzałej kobiecej seksualności.
Jak zawsze Seidl snuje opowieść przy pomocy mało łaskawych,* naturalistycznych kadrów.*
Łatwo wypomnieć reżyserowi, że nie upiększając swoich bohaterek udowadnia, że ma do nich przedmiotowy stosunek, że traktuje je jak preparat na laboratoryjnym szkle.
Skreślone przez naszą kulturę
Jednak zastanówmy się na spokojnie - tak, rzeczywiście kamera nieustannie pokazuje kobiety mało jędrne, pomarszczone, z nadwagą... ale z drugiej strony: czy klientki tego typu agencji turystycznych wyglądają inaczej?
Teresa i jej koleżanki to kobiety, które europejska kultura skreśla, bo nie pasują do schematu wagowego lub wiekowego.
Żeby poczuć się jak boginie,* muszą jechać na drugi koniec świata.*
Smutne świadectwo zachodniego świata
To nie parada okrucieństwa reżysera, a smutne świadectwo dla zachodniego świata. A jednocześnie negatywna laurka dla bohaterek, których stosunek do kenijskich "loverboyów"* przypomina zachowanie kolonizatorów lub gości na pokazie dziwów.*
Jak zawsze Seidl przygląda się światu z nieznośną precyzją. Zamiast machinalnie odwracać oczy, warto wytrzymać tę grę spojrzeń.
Może to być unikalna szansa na to, aby zobaczyć prawdziwych siebie. (Anna Tatarska/WP).
* Film Ulricha Seidla można oglądać w wybranych polskich kinach od 7 września.*