Miał być cukiernikiem
Ojciec nalegał, by jego syn został cukiernikiem. Argumentował, że to pewniejszy zawód, ale Barciś był zdeterminowany. Zdecydował się zdawać do łódzkiej filmówki, bo usłyszał, że przyjmują tam ludzi „nietypowych”, a wykładowcy nie zwracają uwagi na wygląd egzaminowanych.
Ale i tam nie było mu łatwo. Opowiadał później, że w sekretariacie wzięto go za dziewczynę, a kiedy stanął przed komisją, nikt nawet na niego nie spojrzał. Dopiero kiedy się odezwał, zwrócił na siebie uwagę nauczycieli. I spodobał im się na tyle, że dostał się na uczelnię za pierwszym razem... w dodatku zajmując drugie miejsce na liście przyjętych.
- Niestety, na studiach miałem straszne kompleksy. Że jestem gorszy, że mniej wiem od innych – mówił w "Show". Ale z czasem zaczął akceptować swój wygląd. Dojrzał, trochę przytył, stał się bardziej męski. Zorientował się, że ma całkiem spore powodzenie u dziewcząt, które zachwycały się jego inteligencją i niesamowitym poczuciem humoru. Przyszłość nie rysowała się już w takich czarnych barwach. Sukcesy zawodowe coraz bardziej go ośmielały.
- Zagrałem u Jerzego Hoffmana w "Znachorze”, pojawiłem się na dużym ekranie i zobaczyło mnie kilka milionów ludzi. Powoli naprawdę zacząłem wierzyć w to, że jestem coś wart – dodawał.