David O. Selznick. Szaleniec, tyran, geniusz

Nazywano go tyranem, perfekcjonistą, genialnym wizjonerem. Stworzył "Przeminęło z wiatrem" – jeden z najbardziej kasowych filmów wszech czasów. Przez lata utrzymywał się na szczycie Hollywood. A jego druga strona? David O. Selznick był uzależniony od amfetaminy i własnych ambicji, opętany potrzebą kontroli. Terroryzował show-biznes bezwzględnym dążeniem do perfekcji, przekraczając kolejne granice i wychodząc poza kolejne schematy. Jego historia to opowieść o szaleństwie i nieustępliwości, o wielkich sukcesach i wielkim upadku.

David O. Selznick i Olivia de Havilland
David O. Selznick i Olivia de Havilland
Źródło zdjęć: © Getty Images | Hulton Archive

24.11.2024 13:29

Urodził się 10 maja 1902 roku w Pittsburghu, jako dziecko majętnych żydowskich imigrantów z Rosji. Jego ojciec, Lewis J. Selznick, był jednym z pionierów amerykańskiej kinematografii i odnoszącym sukcesy producentem filmów niemych. Zrealizował American dream – przybył do Stanów Zjednoczonych bez grosza, a dzięki determinacji oraz inteligencji zbudował w Nowym Jorku filmowe imperium.

Lewis Selznick chciał, by synowie – David i Myron – zostali jego dziedzicami. Davida przemysł filmowy interesował szczególnie i jako młody chłopak spędzał czas w studiach ojca, obserwując proces produkcji filmów. Rodzice inwestowali niemało w edukację chłopców. David mógł uczęszczać do najlepszych prywatnych placówek, potem został przyjęty na prestiżowy Uniwersytet Columbia. Zdobycie dyplomu nie było jednak jego priorytetem. Zdecydowanie bardziej kręciło go kino.

Dostatek i beztroska skończyły się w 1929 roku. Krach na Wall Street położył kres prosperity, rozpoczynając wielką depresję. Selznickowie nie byli jedynymi, którzy stracili cały majątek. Dla Davida był to moment przełomowy – wiedząc już, że niczego nie odziedziczy, postanowił sam zawalczyć o swoją przyszłość. I nie chodziło mu o przetrwanie w latach kryzysu. Zamierzał odnieść sukces.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W tym szaleństwie jest metoda

W 1926 roku dostał pracę w Metro-Goldwyn-Mayer. Szybko wymusił na szefie, Harrym Rapfie, podniesienie tygodniówki do 100 dolarów, uważając, że zasługiwał na więcej niż inni asystenci. Szefostwo poznało się na nim. W ciągu pół roku wynagrodzenie Selznicka wzrosło trzykrotnie, a on sam awansował na asystenta producenta.

W wytwórni Paramount został asystentem B.P. Schulberga, szefa studia. Schulberg powiedział Davidowi wprost: "Jesteś najbardziej aroganckim młodym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem". David faktycznie skromnością nie grzeszył, ale był przy tym pracowity i piekielnie inteligentny.

Objęcie stanowiska wiceprezesa do spraw produkcji w RKO Pictures było dla Selznicka przełomem. To właśnie tam, na początku lat 30., David okazał się utalentowanym producentem. Miał na koncie szereg hitów, w tym "Bill of Divorcement" (film, który otworzył Katharine Hepburn furtkę do Hollywood) z 1932 roku czy kultowego "King Konga" z roku 1933.

Selznik często stąpał po kruchym lodzie, na przykład romansując z Irene Mayer, córką wszechmocnego szefa MGM – Louisa B. Mayera. Ku wściekłości Mayera, dziewczyna poślubiła Davida O. Selznicka w kwietniu 1930 roku. Choć panowie za sobą, delikatnie mówiąc, nie przepadali, w 1933 roku ambitny młody producent wrócił do MGM i dostał nawet niezłą fuchę – posadę wiceprezesa, a jednocześnie szefa własnej jednostki produkcyjnej.

W MGM nie lenił się. Wyprodukował wiele świetnych filmów, które ugruntowały jego pozycję w Hollywood. "David Copperfield" (1935) czy "Anna Karenina" (1935) z Gretą Garbo uczyniły go specjalistą od ekranizacji dzieł literatury. A że atmosfera w studiu była napięta i współpracownicy zarzucali Davidowi wykorzystywanie pozycji – no cóż...

Chorobliwie ambitny producent założył w 1935 roku własne studio – Selznick International Pictures. Otrzymał wsparcie finansowe od grupy inwestorów. Mimo że sam nie zainwestował ani grosza, jakimś cudem zachował ponad połowę udziałów w firmie.

Atlanta w ogniu

Nie ma wątpliwości, że największym dziełem Selznicka było "Przeminęło z wiatrem". Choć w Hollywood panowało przekonanie, że temat wojny secesyjnej został wyczerpany w filmie "Narodziny narodu", Selznick zaryzykował. Kupił prawa do ekranizacji powieści Margaret Mitchell za 50 tys. dolarów – dziś to ponad milion.

Obsadzenie roli protagonistki, Scarlett O'Hary, spędzało Selznickowi sen z powiek i zajęło dwa lata. Zdjęcia ruszyły, a castingi trwały. Vivien Leigh, nieznaną w USA angielską aktorkę, przyprowadzoną przez Myrona Selznicka, David zobaczył podczas kręcenia pożaru Atlanty. Angażując Leigh, wywołał powszechne oburzenie – naród chciał prawdziwie amerykańską Bette Davis.

Produkcja oficjalnie rozpoczęła się w styczniu 1938 roku i trwała 22 tygodnie. Vivien była psychicznie i fizycznie wykończona. Tymczasem Selznick terroryzował całą ekipę. Chciał mieć kontrolę nad każdym aspektem produkcji. Napisał ponad 1,5 miliona słów w notatkach służbowych do pracowników. Clarka Gable’a doprowadził do furii, przysyłając notkę o 3.00 nad ranem. Gable nawoływał aktorów do buntu. Wprowadzono "godzinę policyjną" i po 21.00 nikt już nie przyjmował wiadomości od tyrana. A tyran pracował bez wytchnienia, wspomagając się benzedrynami (amfetaminą) i hormonami tarczycy. Zdarzało się, że nie spał przez trzy doby, grając w pokera między nagrywaniem kolejnych scen.

Selznick miał swoją wizję i brzydził się słowem "kompromis". Cenzorzy rzucali mu jednak kłody pod nogi. Aby ominąć restrykcyjny Kodeks Haysa, David dawał kolejne łapówki. Dzięki temu Clark Gable, jako Rhett Butler, mógł wypowiedzieć słynną kwestię: "Frankly, my dear, I don't give a damn". Selznicka kosztowało to 5 tys. dolarów. Za sceny z podtekstem erotycznym czy dialogi politycznie niepoprawne też trzeba było słono zapłacić. Ostatecznie film "Przeminęło z wiatrem" zarobił ponad 50 milionów i zdobył 10 Oscarów. David O. Selznick stał się w branży numerem 1.

Starcie geniuszy

W 1939 roku, jeszcze podczas prac nad "Przeminęło z wiatrem", Selznick znów podjął ryzyko, sprowadzając do Hollywood Alfreda Hitchcocka. Brytyjski reżyser marzył o Ameryce, a przede wszystkim o możliwościach finansowych, jakie oferowały hollywoodzkie wytwórnie. I owszem, Hitchcock mógł liczyć na niezły budżet, ale nie spodziewał się, że będzie musiał walczyć o każdy element swoich artystycznych wizji.

Współpraca dwóch wielkich osobowości – Selznicka i Hitchcocka – od początku była burzliwa. Już przy pierwszym wspólnym filmie – "Rebece" (1940) – dochodziło do starć. Alfred przyzwyczajony był do pełnej kontroli na planie, ewentualnie liczył się ze zdaniem żony, Almy. W Stanach stał się niewolnikiem obsesyjnego perfekcjonizmu producenta. Czasami udawało mu się postawić na swoim, ale batalie z Davidem przypłacał psychicznym wyczerpaniem.

Ich kolejny film – "Urzeczona" (1945) – przyniósł Oscary zarówno reżyserowi, jak i producentowi, przy okazji pogłębiając konflikt. Hitchcock uciekał się do podstępów, by spławiać Selznicka. Ingrid Bergman wspominała, że reżyser udawał w tym celu problemy techniczne. Obrazem "Osławiona" Alfred udowodnił, że w Hollywood doskonale sobie poradzi bez obsesyjnie kontrolującego producenta.

Paradoksalnie, konflikt Selznicka z Hitchcockiem przyczynił się do zmiany układu sił w Hollywood, pokazując, że era wszechwładnych producentów dobiegała końca, a reżyserzy zyskiwali przestrzeń i swobodę realizowania swoich, niekiedy genialnych, wizji. Hitchcock stworzył w Ameryce (wolny już od wpływów Davida) mnóstwo znakomitych filmów, jak "Sznur", "Psychoza" czy "Ptaki", zyskując tytuł "mistrza suspensu". Natomiast Selznicka pochłonęły sprawy osobiste.

Dziedzictwo

Obsesja Davida O. Selznicka na punkcie Jennifer Jones nie przyniosła niczego dobrego. Poznali się 1941 roku. Ona była żoną aktora Roberta Walkera, znaną jako Phylis Walker. Selznick wymyślił pseudonim "Jennifer Jones" i obiecał uczynić ją gwiazdą. Przy okazji rozpadły się dwa małżeństwa. Irene Mayer przebolała to i wkrótce odnotowała znaczące sukcesy jako producentka na Broadwayu. Natomiast David poślubił nową wybrankę w 1949 roku, a jego zaangażowanie w karierę żony przyczyniło się do upadku hollywoodzkiego giganta. Mówiono, że stracił obiektywizm i wyczucie. Obsesyjnie inwestował w promocje nieudanych filmów z Jones.

Uzależnienie od amfetaminy, stres i problemy zdrowotne doprowadziły do serii ataków serca. Zmarł 22 czerwca 1965 roku w Beverly Hills, w wieku zaledwie 63 lat. David O. Selznick już za życia stał się legendą. Odmienił Hollywood i wielokrotnie pokazał, że warto ryzykować i walczyć o swoje wizje. Był szaleńcem i tyranem, ale przede wszystkim geniuszem.

Źródło artykułu:Magda Kosinska-Krol
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)