"Scenariusz na miłość": Kiedy Keith poznał Holly
Keith Michaels (Hugh Grant) strzelił sobie w stopę.
28.11.2014 | aktual.: 23.12.2016 12:56
Najlepsze komedie romantyczne powstawały w latach 80-tych i 90-tych. Rob Reiner nakręcił "Kiedy Harry poznał Sally" (1989), Nora Ephron zrealizowała "Bezsenność w Seattle" (1993), a Roger Michell "Notting Hill" (1999). W ostatnim z wymienionych zagrał Hugh Grant, który pojawia się w głównej roli także w najnowszym filmie Marka Lawrence’a. "Scenariusz na miłość" (w oryginale mniej banalnie: "The Rewrite") to komedia dowodząca, że w romantycznej konwencji wciąż najważniejsi są inteligentni, pełni uroku i nieco zagubieni bohaterowie oraz bezpretensjonalna historia miłosna.**
Zadebiutował scenariuszem filmu, za który dostał Oscara. Potem nie napisał już nic wyjątkowego, choć kilka jego tekstów (z marnym skutkiem) uparcie realizowano. Od paru lat telefon już jednak nie dzwoni, a agentka zamiast znaleźć mu pracę w telewizji, oferuje Keithowi posadę na uniwersytecie w miasteczku położonym ponad dwa tysiące kilometrów od Los Angeles. Nie mogła wpaść na lepszy pomysł. Keith wkracza do obcego świata i decyduje się zagrać w życiu na pozór niepasującą do niego rolę akademickiego nauczyciela. Będzie wykładał scenopisarstwa i jako taki nie tylko studentom, ale i widzom zdradzi reguły rządzące klasycznym trzyaktowym scenariuszem. Mnóstwo w tej romantycznej komedii metapoziomów, ale ani na chwilę nie stają one na drodze dobrej zabawie, bo Keith nie tylko uczy o zasadach i każe ich przestrzegać. Swoim zachowaniem udowadnia, że jeśli zwroty akcji w życiu bohatera nastąpią we właściwym czasie, nawet najprostsza historia może wciągnąć po uszy.
Zaangażowanie można wywołać bardzo łatwo. Na drodze głównego bohatera musi stanąć rasowy, mocny antagonista. Podczas pierwszego oficjalnego spotkania z kolegami z uczelni Keith wdaje się więc w sprzeczkę z wysoko postawioną profesor literatury brytyjskiej Mary (Allison Janney). Od razu znajduje też sojuszników, którzy pomogą mu stoczyć walkę z obcą i najeżoną przeszkodami rzeczywistością. Ekscentryczny sąsiad Jim (Chris Elliott) dzieli się z nim ploteczkami, szef wydziału dr Lerner (znakomity J. K. Simmons!) tłumaczy zasady uniwersyteckiego savoir-vivre’u. Na sierotę w labiryncie pełnym pułapek czeka też podstępna, nieletnia uwodzicielka Karen (Bella Heathcote) i kumpela z sąsiedztwa – ucząca się i pracująca samotna matka Holly (Marisa Tomei), która dzięki życiowemu doświadczeniu, uroku i pozytywnej energii szybko staje się najbardziej atrakcyjną dziewczyną na kampusie (i jest nawet bardziej pociągająca i naturalna, niż Julianne Moore w „Don Jonie”!)
Wiadomo, jak relacje między takimi postaciami się potoczą, jakie pytania padną po drodze i jak będą się rozwijać relacje w takiej grupie bohaterów. To nie ma jednak żadnego znaczenia, bo zawiły splot wydarzeń nie jest najważniejszy w dobrej komedii romantycznej. Jak uczy Keith – w niektórych filmach na pierwszym miejscu należy postawić bohaterów. Lawrence na pierwszym planie stawia scenarzystę w średnim wieku, mężczyznę na zakręcie, który nie wie, w którą iść stronę i kobietę pełną życia, obowiązków i życiowego optymizmu. Stawia na ich relację z taką samą pewnością, z jaką pokerzysta stawia wszystko na jedną kartę. I ma rację. Cały świat przedstawiony jest tylko pretekstem do tego, by Holly i Keith się spotkali. Na ich drodze staje wiele przeszkód, ale oczywiste zabiegi dramaturgiczne nie mają na celu budowania dramatycznych sytuacji. „Scenariusz na miłość” to film lekki i godny uwagi, bo mnóstwo w nim ironicznych, bezpretensjonalnych tekstów i sporo życiowej mądrości, która sprzyja szukaniu spokoju,
odnajdywaniu równowagi oraz miłości, która nie jest złudzeniem, ale nieśpiesznie i świadomie odkrywanym uczuciem.