Zmarł nagle i tragicznie. Poruszające słowa reżysera
"Chłopcy z ferajny" z pewnością nie byliby tak kultowym filmem, gdyby nie Ray Liotta. Był nieodłącznym, kluczowym elementem tej układanki. Wraz z Robertem De Niro i Joe Pescim stworzył niezapomnianą wybuchową mieszankę. Drogą wciąż twórcy produkcji, Martinowi Scorsese. Reżyser napisał piękne wspomnienie. Do dziś żałuje, że nigdy więcej nie pracowali razem.
26 maja sieć obiegła tragiczna wiadomość o śmierci Raya Liotty. Zmarł we śnie - tak wynikało z informacji, które przekazał "Daily Mail". Z kolei serwis Deadline przypomina, że aktor przebywał na Dominikanie, gdzie pracował nad nowym filmem zatytułowanym "Dangerous Waters".
Na wieść o nagłym odejściu aktora w smutku pogrążyli się nie tylko jego fani, ale przede wszystkim środowisko filmowe. Aktor, któremu niebagatelną sławę przyniosła rola w "Chłopcach z ferajny" Martina Scorsese, pozostawił po sobie (mimo imponującego dorobku) wielką pustkę. Kolegę w pięknych słowach żegnał m.in. Robert De Niro. Teraz głos zabrał Martin Scorsese. Reżyser opublikował wzruszające pożegnanie.
Zobacz wideo: Trudno się z tym pogodzić. Odeszli w 2021 roku
- Mieliśmy mnóstwo planów na wspólną pracę. Jednak zawsze coś stawało nam na drodze. Albo nie mogliśmy dograć terminów, albo projekt nie był tak dobry, jak chcieliśmy. Teraz tego żałuję - przekazał brytyjskiemu "Guardianowi".
- Kiedy oglądałem Raya jako prawnika w "Historii małżeńskiej" był naprawdę przerażający, co wybrzmiewa, tym bardziej że był naprawdę zabawnym gościem. Pamiętam, że bardzo chciałem móc znów z nim pracować, właśnie w tym momencie jego życia, by poczuć ciężar jego talentu i podróż jaką przebył od młodego aktora, którym był, gdy go poznałem - pisze Scorsese.
Kultowy reżyser nie owija w bawełnę i pisze wprost, że żałuje, że nie zdobył się na to, by doprowadzić do ich ponownego spotkania na planie. - Chciałbym mieć szansę zobaczyć go choć raz jeszcze. Chciałbym mu powiedzieć, ile to, co zrobiliśmy razem, dla mnie znaczyło. Ale może już to wiedział... - dzieli się refleksją w swoim tekście.
Pożegnanie Liotty przez Scorsese można podsumować jako swojego rodzaju pean. Niemal w każdym zdaniu reżyser wychwala aktora. Ale nie pozostawia też cienia wątpliwości, jak wyjątkowym Liotta był artystą.
- Aktorów określa się często mianem nieustraszonych. Nie bez powodu. Muszą być nieustraszeni, gotowi skoczyć na głęboką wodę, zdając sobie sprawę z ryzyka porażki. Z tego, jak śmieszni mogą się wydawać w drodze do osiągnięcia perfekcji w roli. To część ich pracy. W "Chłopcach z ferajny" wiele scen improwizowaliśmy. Wielu członków ekipy znało się od lat, pracowało razem od lat, włączając w to moich rodziców. I nagle pojawił się "ten nowy". Ray nie zagrał ani jednej "fałszywej nuty". Miałem poczucie, że pracujemy ze sobą od lat - wspomina.