Zmarł nagle i tragicznie. Poruszające słowa reżysera
"Chłopcy z ferajny" z pewnością nie byliby tak kultowym filmem, gdyby nie Ray Liotta. Był nieodłącznym, kluczowym elementem tej układanki. Wraz z Robertem De Niro i Joe Pescim stworzył niezapomnianą wybuchową mieszankę. Drogą wciąż twórcy produkcji, Martinowi Scorsese. Reżyser napisał piękne wspomnienie. Do dziś żałuje, że nigdy więcej nie pracowali razem.
07.06.2022 | aktual.: 07.06.2022 15:24
26 maja sieć obiegła tragiczna wiadomość o śmierci Raya Liotty. Zmarł we śnie - tak wynikało z informacji, które przekazał "Daily Mail". Z kolei serwis Deadline przypomina, że aktor przebywał na Dominikanie, gdzie pracował nad nowym filmem zatytułowanym "Dangerous Waters".
Na wieść o nagłym odejściu aktora w smutku pogrążyli się nie tylko jego fani, ale przede wszystkim środowisko filmowe. Aktor, któremu niebagatelną sławę przyniosła rola w "Chłopcach z ferajny" Martina Scorsese, pozostawił po sobie (mimo imponującego dorobku) wielką pustkę. Kolegę w pięknych słowach żegnał m.in. Robert De Niro. Teraz głos zabrał Martin Scorsese. Reżyser opublikował wzruszające pożegnanie.
- Mieliśmy mnóstwo planów na wspólną pracę. Jednak zawsze coś stawało nam na drodze. Albo nie mogliśmy dograć terminów, albo projekt nie był tak dobry, jak chcieliśmy. Teraz tego żałuję - przekazał brytyjskiemu "Guardianowi".
- Kiedy oglądałem Raya jako prawnika w "Historii małżeńskiej" był naprawdę przerażający, co wybrzmiewa, tym bardziej że był naprawdę zabawnym gościem. Pamiętam, że bardzo chciałem móc znów z nim pracować, właśnie w tym momencie jego życia, by poczuć ciężar jego talentu i podróż jaką przebył od młodego aktora, którym był, gdy go poznałem - pisze Scorsese.
Kultowy reżyser nie owija w bawełnę i pisze wprost, że żałuje, że nie zdobył się na to, by doprowadzić do ich ponownego spotkania na planie. - Chciałbym mieć szansę zobaczyć go choć raz jeszcze. Chciałbym mu powiedzieć, ile to, co zrobiliśmy razem, dla mnie znaczyło. Ale może już to wiedział... - dzieli się refleksją w swoim tekście.
Pożegnanie Liotty przez Scorsese można podsumować jako swojego rodzaju pean. Niemal w każdym zdaniu reżyser wychwala aktora. Ale nie pozostawia też cienia wątpliwości, jak wyjątkowym Liotta był artystą.
- Aktorów określa się często mianem nieustraszonych. Nie bez powodu. Muszą być nieustraszeni, gotowi skoczyć na głęboką wodę, zdając sobie sprawę z ryzyka porażki. Z tego, jak śmieszni mogą się wydawać w drodze do osiągnięcia perfekcji w roli. To część ich pracy. W "Chłopcach z ferajny" wiele scen improwizowaliśmy. Wielu członków ekipy znało się od lat, pracowało razem od lat, włączając w to moich rodziców. I nagle pojawił się "ten nowy". Ray nie zagrał ani jednej "fałszywej nuty". Miałem poczucie, że pracujemy ze sobą od lat - wspomina.