Skrillex robi całkiem niezłą muzę nawet [TEST]
„Giganci ze stali” na pierwszy rzut oka przypominają niechciane dziecko „Transformersów”. I tam i tu są duże roboty, szczęk metalu i chcę przyciągnięcia przez ekrany nastolatków. Bliższy kontakt z filmem Shawna Levy’ego to jednak spora niespodzianka. Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to film dla dzieciaków raczej większych, niż mniejszych. Po drugie, w jego realizację włożono nie tylko grube miliony, ale też sporo serca.
06.07.2012 | aktual.: 13.02.2020 23:20
Film opowiada historię Charliego, weterana walk wręcz, który w niedalekiej przyszłości para się „treningiem” mechanicznych robotów, które następnie wystawia w bokserskich pojedynkach. Charlie nie ma jednak szczęścia, a długi zmuszają go do zaopiekowania się odrzuconym przed laty 10-letnim synem. Szybko staje się jasne, że prawdziwa walka nie będzie toczyć się o kolejne trofea na ringu, a poza nim, o kruchą więź ojca i syna.
Przebój Levy’ego tylko pozornie przypomina więc orgiastyczną wizję Baya. Przede wszystkim, pomimo wielu scen konfrontacji żelaznych gigantów, nie jest to film aż tak brutalny. Reżyser konsekwentnie unika fetyszu Baya, nie czyniąc starć specjalnie dosadnymi. Najważniejsze jednak, że całość osadzona jest na dydaktycznym szkielecie, który w miejsce bezrefleksyjnej rozwałki dorzuca uniwersalne wartości: przyjaźń, lojalność, szczerość.