''Straszny film 5'': Film gorszy niż ''Kac Wawa''
19.04.2013 | aktual.: 22.03.2017 08:24
Gdyby „Straszny film 5” został nakręcony w Polsce, z całą pewnością zgarnąłby wszystkie statuetki przyznawane przez kapitułę Węży – nagród dla najgorszych produkcji. Film gorszy niż „Kac Wawa”? Niestety, to możliwe!
Gdyby „Straszny film 5” został nakręcony w Polsce, z całą pewnością zgarnąłby wszystkie statuetki przyznawane przez kapitułę Węży – nagród dla najgorszych produkcji. Film gorszy niż „Kac Wawa”? Niestety, to możliwe!
Parodia w reżyserii Malcolma D. Lee, która do amerykańskich kin weszła tydzień temu, na polskich ekranach zadebiutowała 19 kwietnia. Myśleliście, że ostatnia część serii była żenująco kiepska? Jesteście w błędzie.
Wysłannik naszej redakcji widział już „Straszny film 5”. Dlatego jeśli chcecie zaoszczędzić pieniądze, swój czas i nerwy, a przy tym szanujecie własne poczucie estetyki, przeczytajcie naszą recenzję.
Fabuła? Jaka fabuła?
Ten film jest naprawdę straszny, a konkretniej - strasznie zły! Próżno szukać w nim jakichkolwiek nawiązań do klasycznych parodii braci Zucker, a od całkiem udanej pierwszej części „Strasznego filmu” dzielą go całe lata świetlne. Jest źle… bardzo źle.
W tym miejscu mógłbym w kilku zdaniach streścić fabułę filmu. Problem polega jednak na tym, iż „Straszny film 5” tak na dobrą sprawę takowej nie ma. Naprawdę, powiedzieć, że to „dzieło” ma scenariusz, byłoby okrutną obrazą dla wszystkich, którzy pracują w tym fachu...
„Straszny film 5” to zbiór luźno ze sobą powiązanych scenek, które potwornie nieudolnie starają się „parodiować” nie tylko najnowsze horrory (z „Paranormal Activity” na czele), ale też największe hity mainstreamowe ostatnich lat, takie jak „Geneza Planety Małp”, „Czarny Łabędź” czy „Incepcja”.
A im dalej tym gorzej...
Już pierwsza scena nadaje odpowiedni ton całości i pokazuje poziom „humoru” produkcji. Oto przed nami Charlie Sheen nagrywa sekstaśmę z Lindsay Lohan. Doprawdy wspaniały dobór obsadowy (zabrakło jeszcze tylko Kim Kardashian)
i pomysł na dowcip.
Oczywiście do tego dochodzi kilka dowcipów na tle seksualnym, rasistowskim i seksistowskim oraz odrobina „starej szkoły”, czyli humoru fizycznego. Sprowadza się to do okładania przez bohaterów dziwnymi przedmiotami po głowach, potykania i przewracania się.
Twórcy obrażają widzów
Wszystko do bólu dosłowne, puste i monotonne. Nikt nawet nie miał tyle przyzwoitości, by znalazł się w tym jakikolwiek zamysł czy pomysł.
Tak po prostu wrzucono obok siebie najgłupsze sceny, jakie można uchwycić kamerą, oparte na zasadzie najprostszych skojarzeń.
Bezczelność z jaką twórcy podeszli do potencjalnego widza, sądząc, że jest idiotą, który łyknie każdy dowcip, jest tak ewidentna, że stanowi potworną wręcz obrazę inteligencji każdego, kto zdecyduje się na ten seans.
Nie ma ani jednej śmiesznej sceny
Nie jest to nawet w najmniejszym stopniu zabawne. Ba, stawiając najnowszą odsłonę komediowej serii obok innych filmów z klozetowymi i rynsztokowymi dowcipami, nawet te najgorsze i najobrzydliwsze sprawiają przy nim wrażenie całkiem udanych.
Zaryzykuję stwierdzenie, że nawet na „Kac Wawa” można było się lepiej bawić (choć wiem, że to trudne do wyobrażenia).
Wszystkie żarty są tak okropnie nijakie, że sprawiają wrażenie, iż twórcy zrobili je jakby od niechcenia albo z przymusu. W pewnym sensie jest to swego rodzaju wyczyn - zrobić film, który nie ma ani jednej śmiesznej sceny.
Strata czasu i pieniędzy
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że pod „Strasznym filmem 5” podpisał się David Zucker, twórca takich klasyków jak „Czy leci z nami pilot?” oraz „Naga broń”.
Co się stało z jego talentem i wyczuciem? Całość wygląda fatalnie, przypominając półamatorskie wygłupy nastoletnich użytkowników YouTube’a.
Narażając się na pozew od dystrybutora, zasugeruję wam jedno: Nie idźcie na ten film! To strata czasu i pieniędzy.
Ocena: 0/10
Przemysław Dobrzyński