Miejsce 7 - „Dzień Niepodległości: Odrodzenie”, reż. Roland Emmerich
Najjaśniejszym punktem filmu Emmericha są kreacje niezawodnego duetu Jeff Goldblum-Judd Hirsch. Cała reszta to niestety przewidywalna i efekciarska powtórka z rozrywki, obfitująca w fabularne mielizny oraz patos w ilościach trudnych do przełknięcia.
- Choć reżyser i sekundujący mu zastęp scenarzystów próbują odwrócić uwagę widza, to nie ulega wątpliwości, że film poza kilkoma kosmetycznymi zmianami jest fabularną kalką swojego poprzednika. Nie zmienią tego ani towarzysząca starym wygom małoletnia obsada, ani moc obliczeniowa współczesnych komputerów generujących skądinąd imponujące efekty specjalne – pisze Grzegorz Kłos.
Zagadką pozostaje fakt, czemu reżyser wyszedł z założenia, że uda mu się powtórzyć sukces z 1996 roku, zupełnie ignorując gusta współczesnego widza oraz wszystko, co zaszło w tym biznesie w ciągu ostatnich 20 lat. Bezrefleksyjny skok na kasę? Naiwna wiara w siłę nostalgii? Cokolwiek kierowało Emmerichem, efekt końcowy okazał się mizerny.