TOP 10: Najbardziej skandalizujące filmy
Kino od zarania swoich dziejów potrafiło nas dzielić, przerażać, zniesmaczać, rozjuszać i szokować. Od pierwszych seansów pod kinoteatrami ustawiały się grupki protestujących - obrońców wartości religijnych i moralnych oraz tradycji.
Nic tak dobrze nie sprzedaje filmu, jak skandal - wie o tym każdy specjalista od marketingu i promocji, wie o tym każdy widz, który szybko biegnie po bilet na produkcję bojkotowaną przez jakąś grupę czy wpisaną na listę dzieł zakazanych.
Kino od zarania swoich dziejów potrafiło nas dzielić, przerażać, zniesmaczać, rozjuszać i szokować. Od pierwszych seansów pod kinoteatrami ustawiały się grupki protestujących - obrońców wartości religijnych i moralnych oraz tradycji.
Filmowcy po kontrowersję sięgali od zawsze, ale nie po to, by trafić na pierwsze miejsce notowania listy box office i z zadowoleniem spoglądać na stan swojego konta. Często (bywało, że słusznie) szczerze wierzyli, że przełamując tabu, dokonując przekroczenia dopuszczalnej granicy, mówią coś ważnego, rozwijają sztukę, wpływają na nasze myślenie, wyrywają nas z wygodnej i przytulnej bańki ułudy.
Co ciekawe, wiele z najbardziej skandalizujących obrazów w historii X muzy uważanych jest dziś za dzieła wybitne.
Przy okazji premiery namiętnej "Nimfomanki" Larsa von Triera (więcej tutaj)
, europejskiego enfant terrible i mistrza skandalu nie tylko filmowego, inicjatora Dogmy, który w "Idiotach" (1998) pokazywał w kadrze genitalia aktorów, a w "Antychryście" (2009) mieszał seks i religię, przypominamy najbardziej obrazoburcze dzieła w historii kina. Wybór był naprawdę trudny...
''Pies andaluzyjski'' (1929)
Lars von Trier nie jest pierwszym europejskim skandalistą. Na długo przed jego narodzinami tytuł ten należał do Luisa Buñuela.
Słynny hiszpański mistrz przez całe dekady spędzał widzom sen z powiek, wymierzając ostrze swojej krytyki przeciwko obłudzie, zakłamaniu i fałszywym normom społecznym.
Nawet dziś jego obrazy budzą duży niepokój. Gdy wchodziły do kin, głosom oburzenia nie było końca.
Prowokować zaczął już jako 20-latek.* My z jego bogatej twórczości chcemy przypomnieć jedno dzieło - "Psa andaluzyjskiego", którego zrealizował we współpracy z Salvadorem Dalim.*
W niespełna 20-minutowym obrazie zbudowanym z serii scenek, Buñuel pokazał m.in. dłoń, z której wychodzi rój mrówek, gnijącą padlinę w fortepianie, do którego przywiązani są księża, a także - to jedno z najsłynniejszych ujęć filmowych wszech czasów - brzytwę zbliżającą się do oka dziewczyny.
Co ciekawe, artysta głosy oburzenia lekceważył tak samo, jak zachwyty. Twórców pozytywnych recenzji nazywał… "kupą durniów". "Za piękne i poetyckie uważają to, co jest zrozpaczonym i namiętnym wezwaniem do mordu" - mówił.
''Dziwolągi'' (1932), czyli galeria osobliwości
Tod Browning (Charles Albert Browning), aktor, reżyser i scenarzysta, należał do grona hollywoodzkich ulubieńców lat 10. i 20. minionego wieku.
To właśnie jemu zawdzięczamy odkrycie najsłynniejszego odtwórcy Drakuli - Beli Lugosiego.
Korzystając ze swojej pozycji w 1932 roku twórca postanowił opowiedzieć o temacie, który zawsze był bliski jego sercu - o artystach objazdowych teatrów osobliwości (legenda głosi, że jako nastolatek dla jednej z tancerek cyrkowych uciekł z domu).
Zamiast jednak szukać aktorów wśród gwiazd, do swojego dzieła, "Dziwolągów", filmowiec zaangażował prawdziwych cyrkowców, także ludzi ze zdeformowanymi ciałami.
Marzył o obrazie propagującym tolerancję. Nikogo nie wyśmiewał, przeciwnie - podziwiał, pokazywał na ekranie normalność swoich bohaterów.
Współcześni Browningowi krytycy byli jednak w tak wielkim szoku, że nazwali obraz jednym z najbardziej chorych dzieł w historii kina. Słowo "zwyrodnienie" aż nazbyt często pojawiało się na ich ustach. Ponoć w czasie pokazu testowego jedna z kobiet pod wpływem emocji poroniła.
"Dziwolągi" na nowo odkryte zostały dopiero w latach 60., gdy Ameryka przeżywała swoją kontrkulturową rewolucję.
''Ekstaza'' (1933) wyklęta przez papieża
W przedwojennej Europie też skandalu nie brakowało. Jednym z najbardziej emocjonujących obrazów tamtych lat jest "Ekstaza" Gustava Machatýego.
Obraz wychwalający macierzyństwo i pracę jako źródło prawdziwego szczęścia został skrytykowany przez samego papieża. Pius XI był tak zdegustowany, że zakazał prezentacji dzieła na festiwalu w Wenecji. Organizatorzy nie przejęli się papieską wolą i przyznali artyście trofeum dla najlepszego reżysera.
Skąd wzięło się oburzenie Watykanu i Ligii Obrońców Moralności? Otóż, z jednej strony Machatý opowiedział o trójkącie miłosnym (żona nie może zajść w ciążę, więc szuka kochanka, który jej to umożliwi), z drugiej - postawił na realizm i przedstawił widzom… nagość!
Czarno-białe rumieńce aktorki Hedy Lamarr wystarczyły, by film stał się legendą.
''Mechaniczna pomarańcza'' (1971) na sali rozpraw
Bardzo gorącą dyskusję wśród widzów i krytyków wywołała "Mechaniczna pomarańcza" Stanleya Kubricka na podstawie powieści Anthony'ego Burgessa.
"Połowa Wielkiej Brytanii żądała głowy *Stanleya Kubricka"* - czytamy w dzisiejszych tekstach o "Mechanicznej pomarańczy", opowieści o "przygodach młodego mężczyzny, który interesuje się przede wszystkim gwałtem, ultraprzemocą i Beethovenem".
Twórca nie oszczędził odbiorcom nawet chwili przemocy. Oskarżał czy bawił się? Zdania były podzielone, a reakcje ekstremalne. Prasa i politycy grzmieli, że film inspiruje gwałty i mordy. Tytuł padał na rozprawach sądowych z ust prokuratorów. Rodzina Kubricków otrzymywała listy z pogróżkami.
Twórca w końcu poprosił dystrybutora o wycofanie obrazu z ekranów, choć jednocześnie mocno odciął się od oskarżeń jakoby jego dzieło rodziło przemoc wśród widzów. Aż do śmierci artysty mało kto w Wielkiej Brytanii miał szansę zobaczyć "Mechaniczną pomarańczę" w kinie.
Podobny los spotkał film w USA, gdzie oznaczono go surową kategorią "X", zarezerwowaną dla najbardziej "śmiałych" produkcji i widzów powyżej 18., a nawet 21. roku życia.
Aż do 1982 roku obraz znajdował się na liście filmów zakazanych przez amerykańskich biskupów katolickich.
''Ostatnie tango w Paryżu'' (1972), czyli jak kochał (się) Marlon Brando
Na świecie nie opadły jeszcze emocje związane z "Mechaniczną pomarańczą", gdy na ekrany weszło dzieło Bernardo Bertolucciego. Tym razem poszło o seks.
Połowa publiczności obecnej 14 października 1972 roku na premierowym pokazie na festiwalu w Nowym Jorku wyszła z kina zachwycona. Brawa przeplatały się z pochwałami konceptu artystycznego i odwagi Marlona Brando oraz Marii Schneider.
Druga połowa jednakowoż opuszczała salę w nerwach i ze słowem "pornografia" na ustach. Z tej części widzów już nikt nigdy nie był w stanie ze spokojem wypowiedzieć zdania "Przynieś masło", które w filmie związane było z lubrykantem.
Pomimo fali protestów, obraz wszedł do amerykańskich kin, by wzbudzić jeszcze większe kontrowersje. Temat trafił na okładki Newsweeka i Time'a. W innych pismach huczało od opowieści o kinomanach, którzy wychodzili z seansów w połowie lub wymiotowali. Zdarzył się też fałszywy alarm bombowy.
W wielu innych krajach zabroniono dystrybucji "Ostatniego tanga w Paryżu". We Włoszech, w których urodził się reżyser, nie tylko oficjalnie zniszczono wszystkie kopie, ale i skazano artystę na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu oraz na pięć lat pozbawiono go praw obywatelskich. Konflikt pomiędzy Schneider i Bertoluccim dolał oliwy do ognia.
Z drugiej strony… we Francji przez pierwszy miesiąc wyświetlania kinomani potrafili stać w dwugodzinnych kolejkach, żeby zdobyć bilet na projekcję (odbywały się w siedmiu kinach).
''Głębokie gardło'' (1972), czyli moda na pornografię
Na kolejną filmową "aferę" i zaskoczenie nie trzeba było długo czekać.* Tym razem już nikt nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z pornografią, ale - o dziwo - wszyscy byli zachwyceni.*
Autor Gerard Damiano był wręcz zdumiony, że jego opowiastka o przygodach erotycznych kobiety, która dowiaduje się od lekarza, że ma w gardle łechtaczkę, "zachwyciła" tłum.
"Głębokie gardło" - jako pierwszy film dla dorosłych - trafiło do amerykańskich kin.
Produkcja była reklamowana na łamach dziennika New York Times. W końcu wstydzić się mogli tylko ci, którzy na seans nie poszli. Produkcję zrecenzował nawet jeden z najbardziej znanych amerykańskich krytyków - Roger Ebert.
Gdy Głębokim Gardłem został nazwany informator w aferze Watergate, filmik ostatecznie wpisał się do historii kina i popkultury. Dopiero później na jaw wyszły machlojki związane z finansowaniem produkcji i tragiczne losy głównej aktorki - Lindy Lovelace (Lindy Boreman - więcej tutaj).
W Wielkiej Brytanii produkcja była przez 10 lat całkowicie zakazana. W 2000 roku dopuszczono ją do rozpowszechniania w… sex-shopach.
''Salò, czyli 120 dni Sodomy'' (1975) szokuje do dziś
Nie możemy w zestawieniu najbardziej kontrowersyjnych filmów w historii kina nie wspomnieć o dramacie "Salò, czyli 120 dni Sodomy" Piera Paolo Pasoliniego - artysty, który za swoje pomysły często stawał przed obliczem sądu.
"Salò", luźna ekranizacja równie kontrowersyjnej powieści Markiza de Sade, było w zamierzeniu reżysera krytyką faszyzmu i totalitaryzmu. Autor od początku wiedział, że wywoła burzę. Producentów nie wpuszczał na plan. Nikomu podobno nie pokazał pełnej wersji scenariusza. Wprowadzeniu filmu do włoskich kin towarzyszyła batalia z cenzurą i sądem. Również inne europejskie kraje zareagowały surowo - niektóre bezwzględnie zakazały jego prezentacji, inne zgodziły się tylko na pokazy ocenzurowane (m.in. w Niemczech) lub tylko dla widzów bezpośrednio związanych z branżą filmową (Wielka Brytania).
Drastyczne obrazy, którymi Pasolini zilustrował swoje tezy, bezlitośnie brutalne sceny sadyzmu, perwersji i seksualnych dewiacji do dziś szokują, a siła ich oddziaływania nie maleje.
Legendę filmu dopisało samo życie - **). Okoliczności jego śmierci do dziś jednocześnie szokują i budzą wątpliwości.
''Ostatnie kuszenie Chrystusa'' (1988) lub podważanie dogmatów
Zupełnie innej natury kontrowersje towarzyszyły premierze "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Martina Scorsese na podstawie bulwersującej część katolików książki pióra Nikosa Kazantzakisa.
* W Stanach Zjednoczonych obraz trafił na listę "najbardziej antykatolickich filmów wszech czasów"*. Wierni poddali druzgocącej krytyce portret Jezusa - dalece odbiegający od tego, do czego przyzwyczaiło widzów kino religijne, mający charakter spekulatywny i bardzo realistyczny.
Kazantzakis i Scorsese przedstawiają bowiem Chrystusa jako człowieka, który zmaga się z różnymi pokusami, pożądaniem, wątpliwościami i strachem.
Pokazom towarzyszyły protesty - w jednym z paryskich kin rzucano nawet w widzów koktajlami Mołotowa. Niektóre z amerykańskich sieci kinowych - pod naciskiem grup katolickich - zrezygnowały całkowicie z wyświetlania filmu, który ostatecznie zdobył m.in. nominację do Oscara za reżyserię.
''JFK'' (1991), czyli skandal polityczno-historyczny
Współcześnie o skandal z prawdziwego zdarzenia coraz trudniej, chociaż nie zniknął on całkiem z filmowego radaru.
Na początku lat 90. w aurze kontrowersji do kin wchodził "JFK" (1991) Olivera Stone'a.
Opowieść o zabójstwie 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych podzieliła amerykańskie społeczeństwo i do dziś ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Debata toczy się o to, czy dyskredytując orzeczenie komisji Warrena oraz sugerując spisek, Stone miał rację czy też przedstawił widzom "stek bzdur" i polityczno-sensacyjną fantazję.
Sam reżyser ciągle broni swoich racji, podsuwa kinomanom kolejne książkowe i publicystyczne prace, które je potwierdzają. "Hejterzy" "JFK" wytykają filmowcowi wpadki i faktograficzne przekłamania.
''Dzieciaki'' (1995) i destruktywna nuda
Gdy zmierzono się z seksem, polityką, przemocą i religią, filmowcom marzącym o przełamaniu tabu pozostało niewiele tematów do wyboru. Larry Clark postawił na… dzieci.
Chyba nie wszyscy chcieli zobaczyć to, co dostrzegł filmowiec: nastolatki ćpające na potęgę, pijące alkohol, uprawiające seks, gwałcące się, nie stroniące od przemocy, wulgarne… Po premierze "Dzieciaków" Clark został przez część widzów posądzony o szerzenie dziecięcej pornografii. Oskarżeniami tymi zupełnie się nie przejął i w swoich kolejnych produkcjach - "Zabić drania" (2001) i "Ken Park" (2002, obraz nie znalazł dystrybutora w USA) dalej zgłębiał temat, co jednak zamiast glorii chwały wybitnych skandalistów przyniosło mu filmowe zapomnienie.
Historia kina zna oczywiście o wiele więcej skandalizujących, obrazoburczych obrazów. Festiwal w Cannes bez premiery, z której przynajmniej część publiczności nie wychodzi to… nie festiwal w Cannes (zobacz więcej tutaj)
.
Na naszym rodzimym poletku też możemy się pochwalić kilkoma kontrowersjami - wystarczy wspomnieć "Szamankę" (1995), "Pannę Nikt" (1996), "Psy" (1992) czy niedawne "Płynące wieżowce" oraz "W imię…".
A już 17 stycznia premiera najnowszego dzieła Wojtka Smarzowskiego.
(jd/kk)