''Ostatnie tango w Paryżu'' (1972), czyli jak kochał (się) Marlon Brando
Na świecie nie opadły jeszcze emocje związane z "Mechaniczną pomarańczą" , gdy na ekrany weszło dzieło Bernardo Bertolucciego . Tym razem poszło o seks.
Połowa publiczności obecnej 14 października 1972 roku na premierowym pokazie na festiwalu w Nowym Jorku wyszła z kina zachwycona. Brawa przeplatały się z pochwałami konceptu artystycznego i odwagi Marlona Brando oraz Marii Schneider . Druga połowa jednakowoż opuszczała salę w nerwach i ze słowem "pornografia" na ustach. Z tej części widzów już nikt nigdy nie był w stanie ze spokojem wypowiedzieć zdania "Przynieś masło", które w filmie związane było z lubrykantem.
Pomimo fali protestów, obraz wszedł do amerykańskich kin, aby wzbudzić jeszcze większe kontrowersje. Temat trafił na okładki "Newsweeka" i "Time'a". W innych pismach huczało od opowieści o kinomanach, którzy wychodzili z seansów w połowie lub wymiotowali na siedzenia. Zdarzył się również fałszywy alarm bombowy.
W wielu innych krajach zabroniono dystrybucji "Ostatniego tanga w Paryżu" . We Włoszech, w których urodził się reżyser, nie tylko oficjalnie zniszczono wszystkie kopie, ale i skazano artystę na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu oraz na pięć lat pozbawiono go praw obywatelskich. Konflikt pomiędzy Schneider i Bertoluccim dolał oliwy do ognia.
Z drugiej strony… we Francji przez pierwszy miesiąc wyświetlania kinomani potrafili stać w dwugodzinnych kolejkach, żeby zdobyć bilet na projekcję (odbywały się tylko w siedmiu kinach).