''Jo Jo Dancer, Your Life Is Calling'', reż. Richard Pryor
9 czerwca 1980, będąc w stanie kokainowego amoku, Richard Pryor oblał się rumem, podpalił, a następnie wyskoczył przez okno swojego domu na ulicę. Zdołał przebiec kilka przecznic, zanim dwóm policjantom udało się go w końcu zatrzymać. W tym czasie koszula zdążyła stopić się z ciałem aktora, on sam zaś doznał ciężkich i nieodwracalnych poparzeń. To niesławne i dramatyczne wydarzenie z jego życia, choć nie widzimy go na ekranie, staje się punktem wyjścia autobiograficznego „Jo Jo Dancer, Your Life Is Calling” z 1986 – jedynego filmu w reżyserskim dorobku Pryora.
Legendarny komik już wcześniej rozliczał się ze swoich licznych grzechów i grzeszków, głównie za pomocą stand-upu, ale to tu po raz pierwszy i jedyny – jeśli nie liczyć autobiografii „Pryor Convictions” z 1995 – robi to na serio. Kilka lat wcześniej, już po incydencie z samopodpaleniem, żartował ze sceny, machając zapaloną zapałką: „Co to? Richard Pryor biegnący ulicą!”. Tu po dobrym samopoczuciu nie ma już śladu. Są za to ból, żal i desperacka próba zrozumienia samego siebie, zupełnie jakby odegranie na ekranie własnego życia miało mu pomóc w zebraniu rozproszonych i niejasnych myśli.
Życie nigdy nie oszczędzało Pryora, dlatego ta autobiograficzna pocztówka z 1986, zrealizowana w tym samym roku, w którym zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane, wydaje się podwójnie rozpaczliwa. Ale opowiadana tu historia kończy się pozytywnym akcentem: Jo Jo, czyli alter ego aktora, odnajduje swoje miejsce na scenie, w pewnym sensie odnajdując tam siebie.