"Top Gun: Maverick". Drobna zmiana na kurtce wywołała potężną dyskusję w internecie
Co zrobić, żeby wywołać poruszenie i dyskusję w kilku krajach? Wystarczy na przykład zmienić naszywki na kurtce kultowego filmowego bohatera. Jeden dziennikarz wytężył wzrok, wypatrzył drobną (wydawałoby się) zmianę i wrzucił zdjęcia do internetu. Powód tej zamiany jest najciekawszy.
24.07.2019 | aktual.: 24.07.2019 11:32
Podczas San Diego Comic Con przeżyliśmy wysyp zwiastunów i informacji o nowych produkcjach. Wszystkich przebił Disney, ogłaszając całe mnóstwo nowych produkcji o superbohaterach z uniwersum Marvela. Głośno było też o netfliksowym "The Witcher" (w końcu zobaczyliśmy teaser z Geraltem i pozostałymi bohaterami!). Ale równie głośnym echem w internecie odbił się pierwszy zwiastun "Top Gun: Maverick". Po ponad 30 latach historia wojskowego wróci na kinowe ekrany.
"Top Gun" doczekał się już statusu kultowego. A co za tym idzie, potężnego grona fanów. Kilku z nich szybko wyłapało pewien istotny szczegół w zwiastunie. A chodzi o to, jak wygląda kurtka bohatera granego przez Toma Cruise'a.
Dziennikarz Mark MacKinnon zauważył, że z kurtki w nowym filmie zniknęły flagi Japonii i Tajwanu. I rzeczywiście, przyglądając się temu, jak kurtka wyglądała w 1986 roku, od razu widać tę zmianę. MacKinnon punktuje, że teraz Cruise ma na plecach tylko takie flagi, które zaakceptowałby komunistyczny rząd Chin.
Ubranie, które Maverick nosił w 1986 roku, ozdobione jest sporą naszywką z napisem "Far East Cruise 63-4". Ta nowa została zmieniona i napis głosi: "Indian Ocean Cruise 85-86". Ta druga naszywka ma się prawdopodobnie odnosić do tego, że pierwszy film swój finał miał nad Oceanem Indyjskim.
Teorie co do zmiany flag są dwie. Jedna mniej, a druga bardziej kontrowersyjna. Według tej pierwszej w oryginale Maverick nosi naszywkę po ojcu, który walczył w Wietnamie. Naszywka w drugim filmie jest inna, bo po prostu ma już taką, która informuje o jego własnej karierze w wojsku.
Ale to ta mniej popularna teoria. Gorąca dyskusja toczy się wokół faktu, że producenci ugięli się i celowo zmienili flagi na takie, które trudno zidentyfikować, by nie drażnić chińskiego rządu. A wszystko dlatego że jednym z koproducentów filmu jest... chińskie studio Tencent Pictures.
Zdaniem komentujących Paramount Pictures nie chce drażnić widzów na azjatyckim rynku. Kto wie, być może pozostawieniem "starych" flag w ogóle zablokowaliby sobie premierę w chińskich kinach. Wiadomo nie od dziś, że tamtejszy rząd ostro reaguje na wszystkie wzmianki, w których Tajwan traktuje się jako państwo. Konflikt z Japonią jest równie ostry od czasów drugiej wojny światowej. Paramount nie może sobie pozwolić na bojkot w chińskich kinach. Przecież chodzi o to, żeby film zarobił jak najwięcej.
Ostatnie rankingi filmów tylko potwierdzają, że producenci z Hollywood potrzebują widzów z Azji. Rekordowy wynik "Avengers: Koniec gry" twórcy zawdzięczają właśnie Chińczykom - ponad 600 mln dolarów zarobili tylko tam! Z kolei nowiutki "Król Lew" tylko w pierwszy piątek wyświetlania w kinach zarobił w Chinach... ponad 13 mln dolarów. To potężny rynek, od któego Hollywood niedługo będzie całkiem uzależnione. Trudno się dziwić, że z pleców głównego bohatera czasem zniknie jakaś "niestosowna" flaga.