Tylko nie on. Brad Pitt też przechodzi na aktorską emeryturę

Legendy żegnają się z Hollywood. Najpierw Daniel Day Lewis, potem Meg Ryan, Jim Carrey, Sandra Bullock, Bruce Willis, a teraz Brad Pitt. Dlaczego aktorzy nie pragną już grać do końca swoich dni? Zepsuły ich gigantyczne pieniądze, boją się presji bycia wciąż na topie, a może po prostu są zmęczeni i mają prawo do wcześniejszej emerytury?

Brad Pitt zapowiedział porzucenie aktorstwa
Brad Pitt zapowiedział porzucenie aktorstwa
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2020 Getty Images

Zaledwie trzy miesiące temu opinia publiczna żyła smutnymi wieściami o końcu kariery Bruce’a Willisa. Postępująca afazja objawiająca się m.in. zanikiem zdolności mówienia i zapamiętywania uniemożliwia mu dalsze występowanie przed kamerami. Ale zaraz potem świat obiegła wieść o przejściu na emeryturę 60-letniego Jima Carrey’a. I tą decyzję trudno już pojąć.

Śladami nieco starszych kolegów chce podążyć też 58-letni Brad Pitt. Bożyszcze kobiet, które zaledwie trzy lata temu zachwyciło rzeszę fanek występem bez koszulki w "Pewnego razu... w Hollywood", już nie chce zabiegać o atencję widzów. W wywiadzie dla "GQ" zdradził, że zastanawia się nad wyborem ostatniej roli. A może tylko się z nami droczy? Czy po 35 latach grania w filmach, mając najwyższą pozycję w Hollywood, można powiedzieć dość?

Od 2006 r. Pitt ma własną firmę producencką. Jest współautorem takich produkcji jak m.in. "Inflitracja", "Moneyball", "Big Short", "Vice" czy "Ad Astra". Ba, jako producent zdobył nawet Oscara za film "Zniewolony. 12 Years of Slave". Tymczasem za swój niezwykle bogaty dorobek aktorski, obfitujący w tak różne role jak policjant Milles w "Siedem", anarchista Tyler Durden w "Podziemnym kręgu", Achilles w "Troi", więzień James Cole w "12 małpach", porucznik Aldo Raine w "Bękartach wojny" czy pracownik siłowni Chad w "Tajne przez poufne", był zaledwie czterokrotnie nominowany do Oscara, a laur zdobył tylko za wspomniany występ bez koszulki.

Brad Pitt w "Pewnego razu... w Hollywood"
Brad Pitt w "Pewnego razu... w Hollywood"© Materiały prasowe

Przez wiele lat o Pitcie mówiło się znacznie więcej w kontekście jego dwóch słynnych małżeństw - najpierw z Jennifer Aniston, ówczesną gwiazdą "Przyjaciół", później z Angeliną Jolie. Jako Brangelina non stop byli bohaterami tabloidów, śledzeni przez paparazzich nawet na krańcu świata, a każdy ich gest czy grymas był interpretowany na wszystkie sposoby przez prasę brukową. Również rozwody, walka o podział majątku i praw do opieki nad dziećmi były dla mediów tematami niekiedy ważniejszymi, niż nowy film z hollywoodzkim aktorem. Cena sławy? Tak, jak i życiowy horror w jednym. 

Czy żyjąc pod taką presją wciąż można czerpać radość z kolejnej roli, na której zarobi się ponad 20 mln dol.? Zwłaszcza że jako producent Pitt zyskuje znacznie więcej. Czy gra jest warta świeczki, skoro w dzisiejszych czasach jedna wypowiedź wyciągnięta sprzed lat lub niewłaściwe zachowanie może zrujnować karierę w mgnieniu oka? A może po prostu zawód, w którym odtwarza się wizję innych ludzi, przestał go kręcić, skoro może stworzyć coś własnego?

W najnowszym wywiadzie dla "GQ" Brad Pitt mówi o tym, że w Kalifornii, gdzie mieszka, wszyscy mają teraz obsesję na punkcie bycia autentycznym. Dla niego oznacza to dotarcie w głąb siebie i zmierzenie się ze wszelkimi sytuacjami, które go mocno zraniły. Gwiazdor nie ukrywa, że miał problem z chorobą alkoholową. Otwarcie mówił o tym, że w walce z nałogiem pomógł mu kolega z pracy Bradley Cooper, a on sam trafił na spotkania anonimowych alkoholików, choć jak wiadomo nigdy nie był anonimowy.

Być może to właśnie moment, w którym Brad Pitt chce zdjąć wszystkie maski. Już nie musi udowadniać nam, że jest dobrym aktorem. Nie musi regularnie poddawać się zabiegom upiększającym i morderczym treningom, aby prasa mogła pisać, jak dobrze wygląda, zbliżając się do seniorskiego wieku. W końcu nie musi udawać, że jest ideałem. Choć jego decyzja o wycofaniu się z afisza wcale nie sprawi, że świat o nim zapomni.

Utarło się, że największe gwiazdy marzą o odejściu na scenie, graniu do ostatniego tchu. A nam, widzom, należy się ich oddanie i poświęcenie. Mają błyszczeć, uśmiechać się i wdzięczyć, dopóki bijemy im brawo. Tyle że to też prawdziwi ludzie, a nie marionetki spełniające nasze oczekiwania. Mogą być zmęczeni, sfrustrowani, rozczarowani kierunkiem, w jakim zmierza świat. 

I choć jako fani będziemy cholernie rozczarowani brakiem nowych filmów z Bradem Pittem i zatęsknimy za jego głębokim spojrzeniem oraz szelmowskim uśmiechem, pozostaje nam uszanować jego decyzję. Nikt za to nie odbierze nam prawa do powracania do jego ikonicznych ról i doceniania dorobku aktora na nowo.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)