"Venom": Sprawdzamy, czy naprawdę jest tak źle [recenzja]

- Tak zły jak "Catwoman" – pisano na Twitterze po amerykańskim pokazie prasowym "Venoma", wchodzącego na ekrany kin 5 października. Amerykańscy krytycy nie pozostawili na nim suchej nitki. Postanowiliśmy sprawdzić, jaka jest prawda.

"Venom": Sprawdzamy, czy naprawdę jest tak źle [recenzja]
Źródło zdjęć: © Youtube.com

27 proc. pozytywnych recenzji na portalu Rotten Tomatoes, który zbiera i sumuje opinie krytyków z różnych mediów, to naprawdę niewiele. Do tego wiadro pomyj wylane na "Venoma" w mediach społecznościowych i Tom Hardy, który zarzuca twórcom, że wycięli najlepsze sceny z filmu.

W mediach pojawiły się podejrzenia, że to fani Lady Gagi podkręcają nagonkę na "Venoma". Film "Narodziny gwiazdy" z nią w roli głównej trafia na ekrany amerykańskich kin tego samego dnia. Właśnie wyszłam z seansu "Venoma" i muszę powiedzieć, że zaczęłam wierzyć w tę teorię spiskową. Bawiłam się całkiem nieźle.

Eddie Brock to dziennikarz śledczy, który z uporem maniaka rozpracowuje kolejne przekręty dużych korporacji i staje w obronie pokrzywdzonych. Nie cofnie się w tej misji przed niczym. Ale tym razem za cel wziął sobie nieodpowiednią osobę. Jest nią dr Carlton Drake, założyciel Fundacji Life, który właśnie zaczął prowadzić badania nad pozaziemską formą życia – stworzeniami, które przenikają do ludzkich organizmów. Jak twierdzi Drake, po to, by stworzyć z nimi symbiozę. Gdy Eddie próbuje ujawnić jego okrutne badania, w jednym momencie traci wszystko: karierę, dziewczynę i dom. Zabawa zaczyna się, gdy jeden z takich organizmów przenika w ciało dziennikarza. Nieproszony gość obdarzy go supermocami i nieustannym towarzystwem – od tej pory Eddie będzie ciągle słyszał jego głos.

"Eddie, jesteś frajerem" – mówi bohaterowi jego lokator z kosmosu. Ma poniekąd rację. Ale gdy tylko Venom ujawnia swoją moc, dziennikarz nagle staje się superbohaterem. Są jak dr Jekyll i mr Hyde. Z tym, że Venom jest dużo brzydszy. Relacja tej dwójki to najciekawszy i najzabawniejszy element tego filmu. A Tom Hardy w tej roli jest jak zwykle świetny.

Po drugiej stronie barykady mamy Riza Ahmeda jako dr. Drake'a. To bogaty naukowiec z jednym wielkim marzeniem – wysłania ludzkości na inną planetę. Oczywiście za wszelką cenę. Ot, nieco zdemonizowana wersja Elona Muska. Jeśli wydawało wam się, że dziennikarze i naukowcy nie potrafią się bić - byliście w błędzie. Zapomnijcie o chuderlawych okularnikach. To będzie prawdziwy pokaz siły - bynajmniej nie umysłu. Trochę szkoda, bo dialogi i scenariusz rzeczywiście mogłyby być nieco bardziej błyskotliwe.

Czy to najgorszy film roku? Absolutnie nie. Co prawda nie jest to najlepszy film, jaki powstał na podstawie komiksów Marvela, ale ja bawiłam się przednio. Dobrze zagrany, z solidnymi scenami akcji (choć momentami nieco przydługimi), niezłymi efektami specjalnymi – to całkiem przyzwoita rozrywka. A może po prostu mam słabość do Toma Hardy'ego.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)