"Wilcze echa": mija pół wieku od premiery
14.04.2018 | aktual.: 14.04.2018 17:41
Przedostatni film Aleksandra Ścibora-Rylskiego opowiada historię chorążego Piotra Słotwina (w tej roli Bruno O'Ya), który wypowiada wojnę grupie bandziorów terroryzujących miasteczko w Bieszczadach.
Film, odwołujący się do prawdziwych wydarzeń, nie zrobił wielkiej furory, ale cieszył się uznaniem publiczności; chwalono zwłaszcza sceny akcji, zdjęcia, muzykę oraz aktorską ekipę - na ekranie zobaczyć można również Marka Perepeczkę czy seksbombę Irenę Karel. Mało kto wie, że udziałem w filmie zainteresowany był pewien znany hollywoodzki aktor; niestety, z powodu ówczesnej sytuacji politycznej z tych planów nic nie wyszło.
"Western" ale w polskich realiach
Aleksander Ścibor-Rylski, uznany scenarzysta, tak mówił o swoim reżyserskim projekcie, tłumacząc, dlaczego zdecydował się nakręcić "western":
- Pierwsze lata po wojnie były trudne, ale dla literatury i dla filmu wyjątkowo bogate: pełne dramatyzmu, niebezpieczeństw, a także przygód. Być może, iż z czasem, gdy najbardziej bolesne wspomnienia przygasną i wyblakną, okres ten stanie się dla naszego filmu taką samą kopalnią tematów, jaką dla Amerykanów stał się pionierski okres "zdobywania Zachodu". Wiadomo, że i wtedy działo się tam wiele rzeczy znacznie poważniejszych niż pojedynki sprawnych rewolwerowców, ale do tradycji literackiej i filmowej wszedł właśnie człowiek z koltem, jako idealny wyraziciel atmosfery owych lat. Przyjmując w warstwie fabularnej poetykę klasycznego filmu kowbojskiego, będę równocześnie próbował położyć nacisk na polskie realia – dodawał.
Hollywoodzka gwiazda
Główną rolę początkowo planowano powierzyć wielkiej hollywoodzkiej gwieździe, Kirkowi Douglasowi - aktor przyjechał nawet do Polski i był bardzo pozytywnie nastawiony do całego projektu. Z planów jednak nic nie wyszło; ostatecznie aktor, mający żydowskie korzenie, zniechęcony trwającą u nas w kraju nagonką antysemicką (na początku lat 60tych zaczęły kształtować się w Polsce antysemicke ruchy; w marcu 68 roku owa nagonka sięgnęła najwyższych stopni partii, uczelni wyższych, urzędów), zrezygnował z udziału w filmie.
Ponieważ do zdjęć zostało niewiele czasu, pośpieszenie wybrano innego kandydata - został nim pochodzący z Estonii aktor-sportowiec, Bruno O'Ya (ponieważ nie mówił po polsku, w filmie głosu użycza mu Bogusz Bilewski).
Wielka draka w Ustrzykach
Wkrótce ruszyły zdjęcia, a realizacja filmu wzbudzała ogromne emocje wśród mieszkańców Ustrzyk Dolnych, gdzie powstawało wiele scen.
- W samym centrum Ustrzyk Dolnych, nad Strwiążem rozlegają się strzały, słychać tętent galopujących koni, biegają uzbrojeni milicjanci w starych drelichowych mundurach… Tłumek ludzi przygląda się z wielki zainteresowaniem tym dramatycznym wydarzeniom, które przykuwają ich uwagę już od kilku dni. Tylko szum kamer i okrzyki przez głośnik - Uwaga, powtarzamy scenę! – świadczą, iż po prostu jesteśmy świadkami kręcenia filmu - wspominał obecny na planie dziennikarz Jan Grygiel w "Widnokręgu".
Kontuzje na planie
Film, pełen pościgów, strzelanin, wybuchów i bójek, nie był łatwy w realizacji, a na planie co chwilę dochodziło do mniej lub bardziej poważnych wypadków.
Jeden z dublerów, a przy tym asystent reżysera, Antoni Byszewski, upadł tak niefortunnie, że złamał łopatkę, a kaskader Krzysztof Fus został stratowany przez konia.
Do szpitala, z podejrzeniem wstrząsu mózgu i urazu kręgosłupa, trafił też O'Ya - aktor ponoć jednak tak bardzo nie chciał opóźniać pracy na planie, że zrobił lekarzom awanturę i zażądał, by natychmiast go wypuszczono.
Dobre wspomnienia
Mimo tych wypadków aktorzy pracę na planie wspominali z sentymentem, a niektórym z nich bez wątpienia film pomógł się wybić w branży. Zaraz potem Perepeczko dostał rolę w "Panu Wołodyjowskim", a w 1973 roku zyskał nieśmiertelność dzięki "Janosikowi".
Bruno O'Ya tak bardzo polubił Polskę, że w Ustrzykach Dolnych wystąpił w kilu recitalach, później zaś chętnie występował w innych polskich filmach - pojawił się chociażby w "Potopie", "Kazimierzy Wielkim", miniserialu "Zaklęty dwór" czy serialu "Znak Orła". W latach 90. wrócił do Estonii, gdzie zmarł w 2002 roku.