Miejsce 4 - najgorszy film 2013 roku
Film Kimberly Peirce, autorki znakomitego „Nie czas na łzy” z 1999, ale też rozczarowującego „Stop-Loss” z 2008, to w pewnym sensie pusta figura retoryczna – kopia tak bardzo zapatrzona w wytyczne książki Stephena Kinga i pierwszej jej adaptacji w reżyserii Briana De Palmy, że nieprzyjmująca niemal żadnych sugestii z zewnątrz.
Peirce, wybitnie nienadająca się na autorkę kina “akcji”, ale dotąd doskonale czująca wszelką inność i odrębność (nakręciła w końcu historie o dziewczynie, która chciała być chłopakiem i o żołnierzu, który chciał pozostać człowiekiem), dokonuje tym samym rzeczy podwójnie niebywałej. To, że odziera cały spektakl z towarzyszącej mu grozy można jej jeszcze wybaczyć. Nie każdy ma do tego dryg. Ale sposób, w jaki odczłowiecza postać Carrie, zamieniając ją w zdziwaczałe i perfidne monstrum, jakim chciały ją widzieć jej koleżanki z klasy, budzi już pewne zakłopotanie.