RecenzjeWychowanie chłopców w USA

Wychowanie chłopców w USA

Duncan (Liam James)
to zamknięty w sobie, przygarbiony i wycofany ze społeczeństwa czternastolatek. Jak głosi oryginalny tytuł filmu chłopak jest the way way back w stosunku do rówieśników. Szorstki ojczym ocenia go tylko na trójkę w skali od jednego do dziesięciu. Jest lato i właśnie zaczynają się najgorsze wakacje w życiu chłopaka. Spędzane w towarzystwie matki, która przymyka oko na swój niefortunny związek; nieznośnego ojczyma; jego nastoletniej córki pozującej na gwiazdę lokalnego kąpieliska i sąsiadki uparcie wtrącającej swoje trzy grosze we wszystkie rodzinne sprawy. Co sprawi, że koszmar Duncana zamieni się w kolorowy sen?

24.09.2013 13:33

W procesie transformacji rzeczywistości kluczową rolę odegra dowcip. Introwertycznemu Duncanowi potrzeba trochę dystansu do rzeczywistości i luzu w stosunkach z ludźmi. Patchworkowa rodzina stawia przed nim wymagania, których chłopak nie potrafi spełnić, więc – jak to zwykle bywa – jego dojrzewanie będzie miało miejsce poza domem. Faxon i Rash – scenarzyści oscarowych „Spadkobierców“ – największe dramaty potrafią ubrać w kostium ciepłej, zabawnej i (tylko odrobinę) wzruszającej komedii. Duncan nie musi zresztą stawić czoła śmierci jak spadkobierca Matt King (George Clooney). Nie jego zadaniem jest też odkrywanie sekretów, które umierający chciał zabrać do grobu. W równie jednak słonecznym i egzotycznym entourage’u, co Clooney, Duncan musi się zmierzyć z własnymi, symbolicznymi narodzinami – do dojrzałego życia, świadomego przeżywania emocji, sprawnego nawiązywania znajomości i
patrzenia w przyszłość pewnym wzrokiem.

Pewności Duncanowi brakuje najbardziej. Po rozwodzie rodziców chłopak został z efemeryczną matką (Toni Colette) i jej prymitywnym, egoistycznym partnerem pępkiem-świata-Trentem (fenomenalny Steve Carell!). Fakt, że w domu nie ma wzorców, które Duncan mógłby lub chciałby naśladować, każe chłopakowi szukać ich gdzie indziej. Figurę utraconego ojca i nigdy nie zyskanego przyjaciela, błazna i mędrca w jednej osobie znajduje w pracowniku lokalnego parku wodnego. Owen (Sam Rockwell) to jeden z tych mężczyzn, którzy bawią się życiem z chłopięcą beztroską. Uwodzą kobiety niespożytą energią i odstraszają je swoją nieodpowiedzialnością, ale znacznie łatwiej, niż trzymający dyscyplinę ojcowie-patriarchowie, nawiązują kontakty z nastolatkami. Duncan ewidentnie lgnie do Owena, bo ten go słucha, interesuje się nim, obrzuca go
dowcipami, a nie obelgami, oferuje sezonową pracę na basenie pełnym dziewczyn i pokazuje, że bycie pewnym siebie mężczyzną nie jest równoznaczne z byciem prymitywnym kolesiem.

Owen uwodzi dowcipem i lekkim podejściem do życia, choć to na żadnym etapie nie jest przecież łatwe. W tych samych słowach można opisać film Faxona i Rasha. „Najlepsze najgorsze wakacje“ to z jednej strony typowe kino inicjacyjne – pełne charakterystycznych dla siebie dramatów, rozczarowań, ekscytacji i wzruszeń. Z drugiej – historia tak świetnie i lekko napisana, tak zabawna, inteligentna oraz nienachalnie wypełniona dobrymi, życiowymi radami, że trudno jej się oprzeć. To historia dla mężczyzn, którzy chcieliby być tacy, jak Owen i chłopców, którzy są podobni do Duncana; dla matek wychowujących dorastających synów i dziewczyn marzących o tym, żeby niewinny wakacyjny romans trwał cały rok.

To film wielce nostalgiczny – skłaniający nas do spojrzenia w przeszłość – do odkurzenia wspomnień lub przywołania marzeń o wakacjach, które rzeczywiście byłyby przełomowe i zapowiadały, że nadchodząca jesień będzie najlepszą porą roku w naszym dotychczasowym życiu.

recenzjaliam jamesjim rash
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)