Trwa ładowanie...
d1jpdn1
22-06-2012 01:07

Wysterylizowane miasto

d1jpdn1
d1jpdn1

Fanki Roberta Pattinsona od dłuższego czasu oblizują się na myśl o „Cosmopolis”. Na plakatach ich idol wygląda jak milion dolarów - zimny, ale seksowny drań w pieruńsko dobrze skrojonym garniturze. Do tego „Cosmopolis” firmuje swoim nazwiskiem sam David Cronenberg, kultowy awangardzista mainstreamu, jeden z mistrzów filmowego nurtu body horror. Występ u niego, u boku cieszących się szacunkiem w środowisku aktorów (m.in. Juliette Binoche, Paul Giamatti)
to dla młodego i ambitnego Pattinsona kolejna szansa nobilitacji po zszarganej przez krytyków hitowej serii „Zmierzch”.

Najnowszy obraz Kanadyjczyka oparty jest na powieści utytułowanego amerykańska Dona DeLillo. „Cosmopolis” powstało dziewięć lat temu, ale pozostaje zadziwiająco aktualne jako literacka krytyka pogrążającej się w ekonomicznym i politycznym kryzysie Amerykańskiej rzeczywistości.

Pattinson wciela się tu w Ericka Packera, dwudziestoośmioletniego rekina Wall Street, który mimo młodego wieku na drodze kariery osiągnął już wszystko. Jest znudzony i chłodny, nic nie wywołuje w nim intensywniejszych emocji. To patologiczne opanowanie poukładanie bohatera kontrastuje z chaosem, który panuje na oknami limuzyny, w której spotykamy go po raz pierwszy – i gdzie rozgrywa się większość akcji. Na ulicach materializuje się właśnie koniec świata: z kolejnych zaułków wylewają się niezliczone marsze i manifestacje, ulice są wściekłe i łakną krwi, miasto topi się w chaosie. Skojarzenie tej sytuacji z ruchem „Occupy Wall Street” nasuwa się samo.

W „Cosmopolis” pojawia się też Polski akcent. Niestety nie wnosi on optymizmu w pozbawiony nadziei, rozpadający się świat, który w pancernym pojeździe usiłuje przemierzać Packer. Film rozpoczyna cytat z "Raportu z oblężonego miasta" Zbigniewa Herberta: "Jednostką obiegową stał się szczur". Ten gryzoń to budzący obrzydzenie śmieciożerca, pod-zwierzę, które przemyka się nocą brudnymi ulicami. Otwierające film motto można potraktować też metaforycznie – jako gorzką ocenę dewaluacji zasad panujących w świecie finansjery, ale także w codziennym życiu, gdzie szacunek w relacjach międzyludzkich dawno przestał być w cenie.

d1jpdn1

Dlaczego Cronenberg zdecydował się całą akcję zamknąć w przestrzeni luksusowego auta? To zabieg, który powoduje niewygodną teatralizację filmowego tekstu, dodaje mu sztuczności. „Cosmopolis” staje się przez to bardziej artystyczną realizacją wizji i konwencji rodem z galerii sztuki a mniej filmem kinowym. Ale ograniczenie świata przedstawionego to również nawiązanie to ograniczanego przez obsesje, paranoje i absurdalne lęki umysłu bohatera.

Życie Packera jest na pozór idealne – ma piękna żonę, ogromną fortunę, odniósł sukces... jednak utrzymuje się w nim nieustanna obawa przed niedoskonałością, która czasami niebezpiecznie zbliża się do... potrzeby. Wśród gości, którzy wciąż przewijają się przez skórzana kanapę limuzyny, między rozlicznymi konsultantami, ekspertami i informatykami znajduje się także lekarz – bo nienawidzący niespodzianek Packer codziennie kompleksowo się bada. Medyk w pewnym momencie od niechcenia informuje bohatera, że tego prostata jest asymetryczna. To kamień, który uwalnia lawinę. Nie jest ważne co tak naprawdę oznacza ta informacja – już sama sugestia niedoskonałości w postaci choroby wystarczy, by zrzucić kajdany konwenansu i poprawności. Tak jakby jakiś rodzaj posiadanej dysfunkcji jak za dotknięciem magicznej różdżki zwalniałby bohatera ze smyczy, którą sam sobie uwiązał na szyi.

„Cosmopolis” nie jest ani łatwy, ani lekki, ani przyjemny. Może intrygować, może stymulować, może łatwo stać się przedmiotem rozbudowanej analizy. Ale to film męcząco sterylny i zimny, wykalkulowany, odcięty od jakichkolwiek spontanicznych emocji. Robert Pattinson przez cały czas jest w oku kamery – i choć nie przynosi sobie wstydu, trudno uznać jego wykonanie za satysfakcjonujące. Widz ma wrażenie, że beznamiętna mimika bohatera jest wynikiem warsztatowych luk, nie świadomej decyzji. Sposób gry Pattinsona idealnie wpasowuje się w konwencją, ale z takim bohaterem nie sposób poczuć więź. Trudne wyda się niektórym także nawiązanie więzi z samym filmem, który przypomina kunsztownie ukształtowaną lodową rzeźbę. Kiedy wiedzeni wrodzona ciekawością ukradkiem zechcemy ją polizać, odkryjemy, że nie ma żadnego smaku.

d1jpdn1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jpdn1