"Tego się nie widywało”
Kałużyński chwalił Spielberga przede wszystkim za realizm; za to, że reżyser pokazał nawet nie tyle rzeczywistość wojny, co "skalę związanych z nią przeżyć, łącznie z romantycznymi czy nawet schematycznymi wyobrażeniami o niej".
- Po raz pierwszy oglądamy na ekranie śmierć wojenną, jak ona naprawdę wygląda. Zazwyczaj jest ona przedstawiana jak w westernie: trafiony pada, żal go albo nie (jeżeli był bandytą) i przechodzimy do następnej sceny. Tymczasem prawda jest taka, że żołnierz raniony śmiertelnie umiera długo, w cierpieniach i bywa, że w złudzeniu. Takie właśnie są śmierci w "Szeregowcu Ryanie”: koledzy usiłują zatamować krwawienie, pocieszają go fałszywie, dają mu się napić, starają się uczestniczyć w jego delirium - pisał. - Tego się nie widywało.
Przyznawał jednak, że rozczarowaniem było dla niego patetyczne zakończenie:
- Tutaj film pofolgował sobie na korzyść raczej tradycji kinowej, niż dbałości o wierność - kwitował.