Zemsta jest piękna
Myśl rzucona przez polskiego dystrybutora w zwiastunie jest tyleż zachęcająca, co zwyczajnie bluźniercza. Otóż z ekranu pada sugestia, jakoby „Colombiana” przedstawiać miała dalsze losy Matyldy z „Leona Zawodowca”. No i rzeczywiście, tak mniej więcej mogłaby potoczyć się jej historia – od dziecięcej traumy, po przygotowywaną latami wendettę. Ale czy naprawdę jest sens splatać ze sobą losy zagubionej nowojorskiej nastolatki i wściekłej na świat Kolumbijki?
17.09.2005 15:02
Oba filmy łączy nazwisko Luca Bessona. „Leon…” to jego reżyserskie opus magnum, „Colombiana” – kolejny sensacyjniak z producenckiej stajni. Stylistycznie trudno je ze sobą połączyć. A jednak wspólny mianownik się znajduje. Cataleya traci rodziców w podobnych okolicznościach, co krnąbrna Matylda – zostają zabici w gangsterskich porachunkach. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Gdy Matylda przepracowuje stratę, historia Cat mocno przyspiesza. Zanim zdążymy poznać ją jako zaradną dziewczyn(k)ę, dowiadujemy się, że wyrosła na żądną zemsty zawodową morderczynię, która tropi oprawców swojej rodziny, eliminując ich jednego po drugim.
„Colombiana” pozostaje wierna najświeższym przykazom europejskiego kina sensacyjnego – ciosy są tu szybkie, montaż niecierpliwy, a kamera wiecznie rozedrgana. Jest tu wszystko, czego nie powinno zabraknąć w kolejnej produkcji bessonowskiego studia EuropaCorp. Pojedynek na noże, pościg po dachach, solidne eksplozje. Jeśli polubiliście „Uprowadzoną”, „13. dzielnicę” lub którąkolwiek z części „Transportera”, jesteście w domu. To ten sam rodzaj baletu – brutalny, dynamiczny, taki, w którym wszystko jest możliwe.
Z drobną różnicą. Film Olivera Megatona ma jedną, niezaprzeczalną wadę – jego bohaterką jest kobieta. A tych reżyserzy Bessona nie potrafią prowadzić. Dlatego Cataleya, choć piękna i zabójczo skuteczna, nigdy nie wyrasta na postać z prawdziwego zdarzenia. Jest figurantką - wyprężoną kotką na gorącym blaszanym dachu, który ktoś podziurawił gradem kul.