zgREDy w natarciu
Ach, c贸偶 to m贸g艂 by膰 za film! Gdyby tylko re偶yser mia艂 cho膰 po艂ow臋 realizatorskiego polotu Zacka Snydera lub adaptacyjnej przenikliwo艣ci Matthew Vaughna, "RED" mo偶na by ulokowa膰 gdzie艣 pomi臋dzy "Stra偶nikami" pierwszego, a "Kick-Ass" drugiego. Tymczasem najbli偶ej mu chyba do wakacyjnych przeboj贸w pokroju "Salt". Tyle偶 smakowitych, co ci臋偶kostrawnych. To film jakich wiele. Niby jest z wykopem, niby z jajem, ale brakuje charakteru. I talentu.
Szkoda to wielka, bowiem tw贸r Roberta Schwentke, podobnie jak dwaj wspomniani konkurenci, czerpie z dobrodziejstw komiksowego pierwowzoru o demaskatorskich zap臋dach. Ale scenarzy艣ci, kt贸rzy wcze艣niej zmasakrowali 艣wietn膮 "Zamie膰" Grega Rucki, najwyra藕niej nie potrafili znale藕膰 dla 艣mia艂ej deprawacji mitu bohatera w艂a艣ciwego zastosowania. Kr贸tka (komiks mia艂 120 stron) historia emerytowanego zab贸jcy rozros艂a si臋 wi臋c do spisku obejmuj膮cego szereg nowych postaci, a motyw niemo偶no艣ci odkupienia win skutecznie rozp艂yn膮艂 si臋 w odm臋tach pociesznej wybuchowo艣ci.
Na ekranie dzieje si臋 du偶o, ale kolejnym eksplozjom adrenaliny brak zar贸wno wystarczaj膮cego st臋偶enia bana艂u i tandety (autoironiczne elementy s膮 ledwo wyczuwalne), by stanowi膰 grzeszn膮 przyjemno艣膰, jak i odpowiedniej ilo艣ci widowiskowego nowatorstwa, by skutecznie wdusi膰 w fotel. Wsparciem dla pi臋trz膮cych si臋 zwrot贸w akcji ma tu by膰 modna ostatnimi czasy ironia, jednak ca艂o艣膰 okazuje si臋 zdumiewaj膮co nie艣wie偶a i cokolwiek nijaka. Miast k膮艣liwej polemiki z emerytalnymi standardami Hollywoodu dostajemy nudny szpan w gwiazdorskiej obsadzie.
Emocji starcza na tak d艂ugo, jak d艂ugo aktorom chce si臋 pogrywa膰 z w艂asnym emploi. Czyli zazwyczaj przez dwie-trzy pierwsze sceny od pojawienia si臋 na ekranie. Niewa偶ne, czy to Bruce Willis rozprawiaj膮cy si臋 z odzia艂em komandos贸w w kapciach i szlafroku, urokliwa jak zawsze Mary-Louise Parker, wyra藕nie podekscytowana zadym膮 Helen Mirren czy paranoiczny John Malkovich z pluszow膮 艣wink膮 - ka偶de zu偶ywa si臋 szybciej ni偶 wystrzeliwane przez nich naboje.
Szcz臋艣liwie, obsada jest tu na tyle liczna (swoje pi臋膰 minut maj膮 m.in. Morgan Freeman, Brian Cox, James Remar i Ernest Borgnine), 偶e budulca na kilka co zr臋czniejszych potyczek jednak wystarcza. Problem w tym, 偶e przy takim nagromadzeniu postaci i sposobie ich zagospodarowania (fabularna u偶yteczno艣膰 kosztem osobowo艣ciowego uwarunkowania) 偶adna z nich nie urasta do miana bohatera z prawdziwego zdarzenia. Nie ma komu walczy膰. I nie ma z kim. O co tez jakby nie bardzo jest.
Pozostaje zatem komiksowy kalejdoskop, kt贸rego wzorki p艂ynnie przechodz膮 jeden w drugi. Pytanie czy damy si臋 w por臋 zahipnotyzowa膰, najlepiej jeszcze zanim kolejne konstelacje zaczn膮 si臋 powtarza膰? Je艣li nie, istnieje spora szansa, 偶e spomi臋dzy licho nakre艣lonej fabu艂y zacznie wyziera膰 niezagospodarowany potencja艂 pierwowzoru. Tylko pomy艣lcie! C贸偶 by to by艂 za film, gdyby zamiast skupia膰 si臋 na anatomii wybuchu pocisku z granatnika Schwentke obna偶y艂 umys艂 zblazowanego sw膮 przedwczesn膮 emerytur膮 kilera... Pomarzy膰 dobra rzecz.