Andrzej Seweryn wspomina Wojciecha Pszoniaka. "Zawsze mnie fascynował"
- Był arystokratą aktorstwa, nie "międlił" roli, chciał komunikować się z publicznością - Wojciecha Pszoniaka wspomina w rozmowie z WP Andrzej Seweryn, jego wieloletni przyjaciel i aktor, który często spotykał się z nim na planie i w teatrze.
19.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:12
Maciej Kowalski: Jakie były pana relacje z Wojciechem Pszoniakiem, poza tym, że wielokrotnie graliście razem?
Andrzej Seweryn: Nie powiedziałbym może, że byliśmy "codziennymi" przyjaciółmi, nie bywaliśmy u siebie co tydzień na obiadach, ale miałem poczucie, że świetnie się rozumieliśmy, a każde nasze spotkanie było tego znakomitym dowodem. Od razu wchodziliśmy ze sobą na wysoki poziom porozumienia, zarówno co do kwestii artystycznych i życiowych.
Jak zaczęła się ta niezwykła przyjaźń?
Naszym pierwszym zawodowym spotkaniem był film "Ziemia obiecana" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Trzy główne role grali: Daniel Olbrychski, który był już wtedy wielką gwiazdą polskiego kina, Wojtek Pszoniak, który był gwiazdą wschodzącą, bardzo cenioną, pojawiającą się zarówno w kinie, jak i w teatrze i ja. Obaj bardzo mi pomogli. Wiedzieli, że to będzie z korzyścią dla filmu, więc nie tworzyli atmosfery rywalizacji czy sporu. Pszoniak doskonale zdawał sobie sprawę, że przy pracy zbiorowej, takiej jak plan filmowy czy produkcja spektaklu teatralnego, niezwykle ważna jest autentyczna współpraca, swego rodzaju bliskość, poczucie bezpieczeństwa. Zawsze dbał o to, żeby każdy z nas czuł się dobrze.
Jak przebiegała wasza dalsza współpraca?
Znów wiązała się z Wajdą, który dostał propozycję przygotowania w jednym z francuskich teatrów "Onych" Witkacego i zaprosił nad do tego spektaklu. Pojechaliśmy razem i był to dla nas obu bardzo poważny egzamin. Wojtek był już po jednej roli we Francji, znał więc tamtejszy grunt i znów okazał się dla mnie wielkim wsparciem. To była długa przygoda - sporo razy zagraliśmy ten spektakl, przenosiliśmy go na inne sceny, mieliśmy więc przy nim sporo okazji, żeby razem wykonywać różne zadania i lepiej się poznać.
Jakim aktorem był Pszoniak?
Był arystokratą aktorstwa. Nie ulegał żadnym modom, błahostkom, nie kłaniał się fotografom. Miał bardzo ugruntowane poglądy na temat teatru i filmu, był mocno krytyczny wobec wielu nowych zjawisk. Znacznie ważniejsza od tej całej otoczki była dla niego sama rola, to, żeby jego postać była autentyczna i przekonująca. Bardzo ważne było dla niego, żeby sam uwierzył w postać, którą gra. Wiedział, że to jest pierwszy warunek, żeby uwierzyła w nią publiczność.
Dokładnie wiedział, kiedy trzeba włączyć wyobraźnię. Zawsze mnie fascynował tym, jak celnie używał aktorskich środków. Wymyślał gesty, słowa, miny, które bardzo skutecznie konstruowały rolę. Jego aktorstwo było, powiedziałbym, bardzo eleganckie. Nie "międlił" roli, bardzo pracował nad jej komunikatywnością. Miał wielki szacunek dla tekstu, dla pomysłów reżyserskich. Był pod tym względem dość bezkompromisowy. Podobnie zresztą, jak w przypadku kwestii politycznych czy publicznych, o których zdarzało mu się ostro i odważnie wypowiadać.
A gdyby miał pan przypomnieć jakąś anegdotę z jego udziałem?
Przychodzą mi do głowy przede wszystkim jego szale. Miał ich mnóstwo. Nie mam pojęcia, ile ich było, ale wiem jedno - choć spotykaliśmy się nader często, nigdy nie widziałem żadnego dwa razy. Mało tego - nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zobaczył jakiś, który był podobny do innego, który widziałem wcześniej.