Ukazanie w dwóch najciekawszych filmach pierwszego dnia festiwalu – „Glorii Victorii” Theodora Usheva i „Lecie 2014” Wojciecha Sobczyka – człowieczych losów przez pryzmat jego zmagania z ludzką agresją, wojennymi cierpieniami i beznadziejnym przeciwstawianiem się złu, okazało się być jedynie zapowiedzią kolejny filmów z sekcji konkursowej podejmujących podobną tematykę. Właśnie problem przemocy – choć niekoniecznie tej rozumianej dosłownie jako ucisk fizyczny – zdominował drugi dzień Animatora.
Najbardziej oczywistą jej formę zaprezentował Hisko Hulsing w animacji „Junkyard”. Przedstawił w niej historię pary zaatakowanej w metrze przez złodzieja. Finał zajścia okazał się znacznie tragiczniejszy niż moglibyśmy się spodziewać – mężczyzna chcący odebrać rabusiowi ukradzioną torebkę zostaje pchnięty nożem i osuwa się w kałuży krwi. Przedstawienie tego dramatycznego zajścia jest jednak dopiero wstępem. Okazuje się, że napastnik i ofiara się znają – to dobrzy przyjaciele z dzieciństwa, których życie odmiennie jednak doświadczyło. Zaopatrzenie tej historii w rozbudowaną retrospekcję miało na celu ukazanie źródeł przemocy. Gdyby film zakończył się na pchnięciu nożem, ukazałby czarno-biały świat, z jasno rozpisanymi rolami dla dobrych i złych charakterów. Film tego holenderskiego reżysera ma jednak odmienny cel: chce przyjrzeć się genezie zła i uchronić swoich bohaterów przed zbyt pochopnym przypięciem łatek. W jego interpretacji zło nie jest zjawiskiem metafizycznym, pojawiającym się w ludzkich sercach za
sprawą jakiejś nieczystej mocy. Ma swoje konkretne przyczyny, skrywające się w trudnej sytuacji społecznej, zaniedbaniu czy biedzie. Hulsing, choć daleki od usprawiedliwiania zabójcy, obdarza go cechami tragicznymi. On również jest ofiarą przemocy – tej często niedostrzegalnej, ale niemniej destruktywnej, skrywającej się za obojętnością, brakiem zrozumienia i miłości.
Przemoc odpersonalizowaną, zasłoniętą rozbudowanym systemem nakazów i zakazów, ukazał duet Michelle i Uri Kranot w filmie „Hollow Land”. Do swojej dystopijnej wizji wprowadzili dwójkę bohaterów – małżeństwo spodziewające się dziecka. Po zejściu z gigantycznego statku, kierują się oni w stronę osiedla mieszkaniowego, które okazuje się jedynie makietą, za którą rozciąga się bezkresna pustynia. Jednak żeby na nią wkroczyć, muszą dostosować się do jednego, choć całkowicie absurdalnego, wymogu – muszą założyć na głowę gumowy przepychacz do rur. Gdy docierają do upragnionego miasta rygory się zaostrzają, a nad ich wypełnianiem czuwa wszechobecny snop światła, którego uwadze nic nie umknie. Tu źródłem przemocy jest niezidentyfikowana władza o panoptycznej strukturze – sama pozostając niewidzialną, kontroluje każdy aspekt ludzkiego życia. Groteskowość wizji Duńczyków wcale nie odbiera tej władzy grozy. Wręcz przeciwnie, karykaturalność przedstawienia wzmaga pełznący strach przed nieznanym źródłem opresji.
Na powszechnie znaną formę zniewolenia, na którą dobrowolnie się godzimy, gdyż – jak głosi tytuł filmu – jest ona dla naszego bezpieczeństwa, zwróciła uwagę Izibene Onederra w autobiograficznym „Hotzanak, For Your Own Safety”. W animacji ukazała wydarzenie, w którym brała udział – rewizję osobistą doświadczoną podczas odprawy na lotniku. Każdy kto kiedykolwiek leciał samolotem dobrze zna procedurę przedzierania się przez miliony bramek i kontrolerów. W wizji Hiszpanki zaistniała sytuacja nabrała kształtów wręcz inferniczno-apokaliptycznych. Smolistą, nieuporządkowaną kreską naszkicowała obraz opresyjnego systemu, który wnika w intymność naszego ciała, nie zważając na poczucie godności. Ta zinstytucjonalizowana przemoc tak mocno przeniknęła nasze umysły, że bez mrugnięcia okiem przechodzimy przez kolejne punkty kontrolne. Dopiero w momencie wzmożonej ingerencji służb przychodzi refleksja – czy to aby na pewno dla naszego bezpieczeństwa?
Najsubtelniej problem przemocy przedstawił w najciekawszym obrazie wczorajszego dnia Santiago ‘Bou’ Grasso w animacji „Father”. Przeniósł nas w niej do Argentyny roku 1983, w sam środek protestów przeciwko reżimowi junty wojskowej. Tysiące kobiet wyszło wtedy na ulice, by domagać się pociągnięcia do odpowiedzialności osoby winne zniknięcia ich synów, zamordowanych, jak później się okazało, przez władze. Jednak protesty widzimy tylko w dokumentalnej formie na samym końcu filmu, jako dodatek do właściwej części animacji. Tej tragicznej sytuacji przyglądamy się z bardzo nieoczywistej strony, poprzez dramat córki wysokiego stopniem wojskowego skazanego za udział w ludobójstwie. Jej tragedia rozgrywa się bez słów, w czterech, skromnych ścianach mieszkania, w którym rytm wyznacza bicie zegara. Jej samotność rymuje się z pustką w rodzinach ofiar zbrodniczego systemu – w obliczu przemocy wszyscy są ofiarami.
Sposobów opowiadania o przemocy jest tyle, ile jej wymiarów. Przemoc fizyczna, psychiczna, symboliczna, instytucjonalna, systemowa – zło skrywa się pod wieloma maskami. Można grzmieć z oburzeniem, doszukiwać się przyczyn, interweniować, bądź oddać medytacji. Każda forma wydaje się odpowiednia do opowiedzenia o przemocy, która z każdym dniem wydaje się rozciągać swoje macki i wchodzić na wyższy poziom wyrafinowania. Dobrze, że artyści dostrzegli ten palący problem i potrafili podjąć w tak wielowymiarowy sposób.