Asja Łamtiugina: Kim jest mama Olafa Lubaszenki?
Choć dziś Olaf Lubaszenko – zmagający się, z powodu choroby, z nadwagą – słyszy raczej mało przyjemne komentarze na swój temat, gdy był młodym chłopakiem, niejedna dziewczyna straciła dla niego głowę. Umiejętność czarowania kobiet odziedziczył po ojcu, Edwardzie Linde-Lubaszenko, ale urodę zawdzięcza bez wątpienia mamie, pięknej Asji Łamtiuginie.
I choć Łamtiugina – aktorka, poetka, malarka – jest dumna ze swojego syna, przyznaje, że nie miała wielu powodów do radości. W miłości jej się nie wiodło i długo pozostawała w cieniu swojego sławnego męża. W pewnym momencie nawet zupełnie zniknęła zarówno z ekranów, jak i ze sceny i zaczęła szukać sobie innego zajęcia.
Podczas gdy kariery jej syna nabierały rozpędu, Łamtiugina stała z boku. W pewnym momenie całkiem znikęła ze sceny. A szkoda. Poznajcie historię mamy Olafa Lubaszenki.
Romantyczne początki
Urodziła się 8 listopada 1940 roku w Żarach. Już w szkole zafascynowała się poezją, później pochłonęły ją marzenia o aktorstwie. I pewnie dlatego spojrzała łaskawym okiem na swojego kolegę, Edwarda Linde-Lubaszenkę.
- Zbliżyło nas do siebie zainteresowanie poezją – mówił Lubaszenko w Gazecie Krakowskiej. - Ona była wtedy młodą poetką, która dopiero marzyła o zostaniu aktorką, a ja byłem studentem medycyny, ale też występowałem w studenckim teatrze Kalambur, na scenie poezji, co nie było bez znaczenia. Ja jej recytowałem Majakowskiego, a ona mi Jesienina i Achmatową.
Małżeństwo na odległość
Zakochali się w sobie, Lubaszenko poprosił ją o rękę, a Łamtiugina zgodziła się bez wahania. Ale, jak wspominał aktor, ich ślub nie był wcale romantyczny. - Wzięliśmy go w Żarach koło Żagania. Jej mama była tam kierowniczką wydziału kultury i załatwiła w Urzędzie Stanu Cywilnego, że dostaliśmy ślub od ręki – mówił w wywiadzie dla w Gazecie Krakowskiej. - Nie było w tym zbyt wiele romantyzmu.
Później też nie było kolorowo i świeżo upieczeni małżonkowie nie mieli zbyt wielu okazji, by nacieszyć się swoim towarzystwem.
- Następnego dnia rozjechaliśmy się w różne strony, ja na studia do Wrocławia, ona do Warszawy, bo tam zaczęła naukę w szkole teatralnej – dodawał.
Wielka miłość
Przez pewien czas żyli na odległość, ale wreszcie Łamtiugina miała dość tej rozłąki.
- Ona dość szybko z wielkiej miłości do mnie wzięła urlop dziekański i zamieszkaliśmy razem – wspominał Lubaszenko w Gazecie Krakowskiej. - Zakochana kobieta jest nieobliczalna. Potem zresztą już razem zdaliśmy w tej szkole egzamin eksternistyczny i obydwoje zostaliśmy aktorami.
Ale Łamtiugina nigdy nie zdobyła takiej sławy jak jej mąż. Być może dlatego, że kiedy Lubaszenko brylował na ekranie, ona siedziała w domu, zajmując się dzieckiem.
Nie chciała mieć dzieci
Jak wspominał Lubaszenko, jego małżonce wcale nie było spieszno, by zostać matką.
- Nie ukrywam, że to ja ją błagałem, żebyśmy mieli dziecko – śmiał się w Gazecie Krakowskiej. - Ona nie chciała, a ja poczułem wolę bożą i bardzo chciałem mieć syna.
Mieliśmy już na to warunki, 140-metrowe mieszkanie w pożydowskiej dzielnicy Wrocławia, nieźle też zarabiałem. W końcu się zgodziła. Jak kiedyś sama się przyznała, zakochała się w nim dopiero gdy się pojawił na świecie. Olaf Lubaszenko przyszedł na świat 6 grudnia 1968 roku.
''Bez łaski''
Ale małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Gdy mały Olaf miał trzy lata, jego rodzice się rozwiedli.
- Moja żona zakochała się w pewnym reżyserze filmowym i do niego odeszła z synem – twierdził Lubaszenko w Gazecie Krakowskiej. - No, może nie odeszła, bo to ja wyprowadziłem się do teatralnego mieszkania i jej zostawiłem wszystko. Mam taką zasadę postępowania z kobietami, że kiedy mnie nie chcą, to odchodzę. Nie to nie, bez łaski.
Od tej pory to Łamtiugina zajmowała się synem, wspierała go w aktorskich dążeniach i jeździła z nim na plan filmowy. Ojciec o debiucie Olafa dowiedział się dopiero z telewizji.
Kariera poza sceną
Podczas gdy kariery jej syna i byłego męża nabierały rozpędu, Łamtiugina stale stała gdzieś z boku. W pewnym momencie zupełnie zniknęła ze sceny.
- Chyba z powodu „klimaksu”. Chciałam przetrwać go bez pomocy, bez lekarza, bez tabletek, zastrzyków itp. - tłumaczyła w "Życiu na gorąco", dodając, że klimakterium zniosła bardzo ciężko. - Szlochałam w każdym miejscu i o każdej porze, także na scenie. Wystarczyło, że ktoś na mnie popatrzył, albo, co gorsza, o coś zapytał.
Ale nie siedziała bezczynnie. Zaczęła pisać sztuki, zajęła się reżyserowaniem. Obecnie przygotowuje ludzi do egzaminów w szkole teatralnej, a także prowadzi warsztaty dla młodzieży.