Bardzo całuśna propozycja
Gdy stacje telewizyjne przedstawiły propozycje serialowe na wiosnę mało kto spodziewał się, że to właśnie "Usta usta" okażą się najciekawszą produkcją.
Trzeba przyznać, że po wielu próbach udało się stacji TVN trafić z produktem, który pochodzi z innego kraju, ale doskonale sprawdza się w naszych warunkach. "Usta usta" to produkcja będąca adaptacją oryginalnego serialu "Cold Feet", emitowanego w Wielkiej Brytanii w latach 1997-2006 w kanale ITV. Brytyjski klimat, potraktowanie bohaterów i życia z przymrużeniem oka to atuty serii. Na pewno siłą główną jest scenariusz.
Aktorzy występujący w "Ustach ustach" zapytani w jednym z wywiadów, dlaczego zdecydowali się na występ w takim serialu od razu mówili, że przekonał ich świetnie napisany scenariusz. Pozwala im pokazać wiele na ekranie, jednocześnie dając satysfakcję z pracy i radość z tworzenia postaci. A te, choć na pierwszy rzut oka wydają się typowe, mają swoje problemy i rozterki. Są jednak przepełnione humorem i po ludzku sympatyczne. Brawa dla twórców polskiej wersji za znakomity dobór aktorów.
Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na Wojciecha Mecwaldowskiego, który po raz kolejny pokazuje, że jest aktorem niedocenianym przez twórców. W obyczajowej konwencji przesyconej uśmiechem sprawdza się bowiem znakomicie. Pozostali radzą sobie równie dobrze, w tym także Paweł Wilczak, który już rolą Tomka w serii "Kasia i Tomek" pokazał, że role "dużych chłopców" to jest to, w czym jest po prostu najlepszy.
W serii obserwujemy życie trzech par. Świetnym zabiegiem scenarzystów jest pokazanie danych sytuacji z dwóch stron - męskiej i żeńskiej. W ten sposób zapraszają oni do oglądania wszystkich, dodatkowo pozwalając widzom utożsamiać się z bohaterami. Bo tak naprawdę każdy z nas może znaleźć w Julii, Adamie, Piotrze, Izie, Agnieszce i Krzysztofie siebie w większym lub mniejszym stopniu.
Co ważne serial traktuje o problemach, które nie są łatwe w lekki i przystępny sposób. Bohaterowie nie wydurniają się, ale zachowują jednak tak potrzebny i pożądany nieraz dystans. Utrata pracy, problemy w łóżku, niechciana ciąża czy złamane serce to sprawy będące dla nas codziennością, a jednak w polskich serialach obyczajowych wciąż traktowane śmiertelnie poważnie.
W tej produkcji nie ma topornych dialogów, czuć lekkość oraz dobrą zabawę na planie. Nie ma tematów tabu, którym do tej pory dla wielu jest seks. Okazuje się, że można tę kwestię pokazać w sposób zabawny, ironiczny i z uśmiechem. I nie zostać oskarżonym o spłycenie tematu, bądź wielkie kontrowersje. Aż strach pomyśleć, że w Wielkiej Brytanii ten serial pojawił się po raz pierwszy trzynaście lat temu, u nas jest uznawany za przełamujący schematy.
Tę odległość czasową dzielącą oryginał od polskiej adaptacji można jednak przekuć w atut. Ileż to razy zarzucano stacji TVN, że świat w jej serialach jest wyidealizowany i pełen blichtru. W "Ustach ustach" Warszawę oglądamy z perspektywy autobusu, domów nieprzepełnionych luksusem i pubów oraz kawiarni, gdzie toczy się towarzyskie życie kobiet i mężczyzn. Co więcej, telefon komórkowy, jedne z najważniejszych wynalazków XX wieku w decydującym momencie zawiódł. Wtedy trzeba było liczyć na przyjaciół.
I właśnie przyjaźń w tej produkcji wydaje się najważniejsza i jest pokazana jako złoty środek pozwalający rozwiązywać najtrudniejsze problemy i życiowe zakręty. Hasło, które przyświeca Anglikom od dawna "Always look at the bright side of life" wreszcie sprawdza się w Polsce. I pozostaje tylko spytać się polskich scenarzystów, dlaczego to my musimy czerpać wciąż serialowe wzorce z zachodu, a nie odwrotnie...