Bartosz Bielenia gwiazdą filmu "Boże ciało": "W dzieciństwie chciałem zostać księdzem"
Kiedy Karolina Stankiewicz rozmawiała z Bartoszem Bielenią, jeszcze nie było wiadomo, czy "Boże Ciało" zdobędzie nominację do Oscara. Dziś jest już wszystko jasne - film Jana Komasy powalczy o najważniejszą nagrodę filmową. Z tej okazji przypominamy wywiad z aktorem, który wciela się w chłopaka udającego księdza.
Karolina Stankiewicz, Wirtualna Polska: Chciałeś kiedyś zostać księdzem?
Bartosz Bielenia: Myślałem o tym, gdy byłem mały. Ale chyba z powodu performatywnego wymiaru tego stanu. Jak chodzi się co niedzielę do kościoła, to trudno się nie zafascynować osobą, która prowadzi rytuał, i w którą wszyscy są wpatrzeni. Szczególnie jeśli się ma zapędy aktorskie.
Czyli zostałeś wychowany w wierze katolickiej.
Tak, zostałem wychowany w wierze katolickiej. Myślę, że były też inne czynniki, które mnie do kościoła ciągnęły: zapach, spokój, bezpieczeństwo, chłód. To było dla mnie bardzo interesujące miejsce. I sam obrzęd – do takiego rytuału miałem dostęp jako dziecko i był on dla mnie fascynujący. Do dziś uważam, że ma bardzo plastyczny wymiar z tym kadzidłem, światłem, witrażem, ze wspólnym śpiewaniem, które do dziś jest dla mnie bardzo ważne.
Nadal śpiewasz w kościele?
Nie. Nie praktykuję już. Ale myślę, że w jakiś sposób odpokutowuję to, bo to nie jest moja pierwsza rola księdza.
Zobacz zwiastun "Bożego Ciała":
Jak ci się podobało odprawianie mszy?
Byłem zaskoczony, bo po wielu latach chodzenia do kościoła, okazało się, że gdy stanie się z tej drugiej strony ołtarza, perspektywa się całkowicie zmienia. Udział wiernego jest zupełnie inny niż prowadzącego rytuał. Tam jest dużo zmiennych, których się nie zauważa z tej drugiej strony. Konkretne czytania, gesty – to jest dość skomplikowane. Bardzo mnie zaskoczyło, że nie znam tego, choć tak wiele razy w życiu na to patrzyłem. Umknęło mi to, co też o czymś świadczy – o tym jak uczestniczymy w danym rytuale i na ile jesteśmy na nim skupieni.
Co twoim zdaniem przyciąga twojego bohatera do kościoła? Dlaczego chce być księdzem?
Myślę, że podobne rzeczy, co mnie kiedyś. Ale do tego jakiś spokój. Jego osobowość złamana przez to, co go w życiu spotkało, konstruuje się na nowo wobec tego silnego systemu wartości i wokół silnego wzorca w postaci księdza Tomasza, którego spotyka w poprawczaku. Możemy sobie dopowiadać, że to była dla niego figura ojca. Ale myślę, że dla niego po prostu był to szkielet, na którym mógł się oprzeć i zacząć na nowo budować jako lepszy człowiek. A innej perspektywy za bardzo na swoim horyzoncie nie miał. Więc uczepił się tego, bo były w nim jakieś jeszcze zalążki dobra, i to później przerobił w swojej wyobraźni w unikalną perspektywę patrzenia na świat.
Wydajesz się idealną osobą do tej roli. W jaki sposób ją dostałeś? Czy Jan Komasa od razu wiedział, że to będziesz ty?
Siedziałem normalnie w kolejce pod drzwiami wraz z innymi aktorami, którzy ubiegali się o tę rolę. Przeszedłem kilka etapów, więc był to zwyczajny tryb castingowy.
Kamera wspaniale cię chwyta w tym filmie. Masz niesamowicie podkreślone oczy…
To nie kamera, tylko spojrzenie Piotra Sobocińskiego, dzięki któremu film ma tak głęboki wymiar artystyczny. W tych pełnych rozmachu zdjęciach jest też wielka skromność, bo można było pokusić się o bardziej wydumane czy przeestetyzowane kadry, a Piotr skupił się na ludziach. Patrzył na nas czule, z ogromnym zrozumieniem postaci i historii.
Czy konsultowaliście film i twoją rolę z księdzem?
Tak. Był u nas ksiądz na planie, który przede wszystkim pilnował, żebyśmy nic nie zepsuli w liturgii, nie pomylili się. Ale sam nie pracowałem z nim nad moją postacią, bo jednak Daniel nie wie, jak to jest być księdzem. Nie chcieliśmy stracić tej świeżości.
Czy myślisz, że ten film może zostać odebrany jako taki, który godzi w Kościół jako instytucję? Czy wywoła kontrowersje?
Nie wiem. Jeśli w kogoś godzi miłość i wolność, to jest to jego problem.
"Boże ciało" i twoja rola w nim są chwalone nie tylko w Polsce, lecz także za granicą. Jak się z tym czujesz?
Bardzo mnie to cieszy i jestem wdzięczny. Cieszę się, że ta historia ma na tyle uniwersalny wymiar, że i zagraniczny widz może się z nią zidentyfikować. Nie zdziwił mnie tak dobry odbiór przez Włochów, bo oni mają podobne pole doświadczeń co Polacy. Ale Francja czy inne kraje, w których Kościół katolicki już od wielu lat nie jest tak obecny w kreowaniu opinii publicznej, pozytywnie mnie zaskoczyły.
Myślę, że w tej chwili świat ma spory problem z fundamentalizmem, nie tylko chrześcijańskim – może tutaj należy szukać podobieństw w doświadczeniach.
Pewnie tak. Wszędzie jest problem z jakąś grupą ludzi, którzy przyjęli pewną zatwardziałą perspektywę i nie chcą zmieniać poglądów, tylko kultywują swoje cierpienie.
Macie szansę zostać nominowani do Oscara. Czy myślisz, że powtórzycie sukces Pawlikowskiego?
Nie wiem. Już to, co się wydarzyło jest wielkim zaskoczeniem i radością. Nie spodziewałem się tego. Będzie mi bardzo miło i będę bardzo pozytywnie zaskoczony, jeśli trafimy na listę nominowanych. Czekamy.