Bartosz Żurawiecki: Od slumdoga do milionera i z powrotem

Oscary powinny być rozdawane w grudniu. Najdalej 2 stycznia. Może wtedy człowiek by się czymś zadziwił, dowiedział się o istnieniu takiego czy innego nowego filmu, który jest cudowny i przepiękny, sporządził na gorąco listę popisów aktorskich, które trzeba obejrzeć, by dobrze rozpocząć roku... Jednym słowem, może by te Oscary jakoś go wciągnęły.

Bartosz Żurawiecki: Od slumdoga do milionera i z powrotem
Źródło zdjęć: © AFP

A tak, pod koniec lutego wszystkie karty tudzież nagrody zostały już rozdane i można się jedynie emocjonować obstawianiem, czy wygra faworyt czy wygra niefaworyt. Ten ostatni wygrywa zresztą nadzwyczaj rzadko, toteż poziom emocji opada z każdą minutą uroczystości, w której niezmiennie bombastyczność miesza się z wesołkowatością, a nieszczere uśmiechy przegranych towarzyszą patetycznym (najczęściej w angielskim znaczeniu słowa „pathetic”) przemowom zwycięzców. Wiem, taka konwencja, taka karma - trudna jednak do zniesienia dla kogoś po tej stronie Atlantyku, gdy na zegarze wybija 4.15 nad ranem i oczy kleją się żałośnie...

Ja to zwłaszcza nie mogę znieść tej litanii podziękowań, bywa, że odczytywanych ze zmiętej kartki (w tym roku przynajmniej rodzina Heatha Ledgera mogłaby być bardziej spontaniczna, a nie deklamować napisane wcześniej frazesy). Wszystkich, już na samym początku imprezy, przebił zresztą scenarzysta „Milka”, Dustin Lance Black, który podziękował samemu Panu Bogu. I choć popieram Blacka ideowo, to jednak retoryka kazań wprawia mnie w zażenowanie niezależnie od tematu. Geje i lesbijki mają chyba bardziej przyziemne problemy niż zastanawianie się, czy ich kocha amerykański Pan Bóg. No tak, ale ja żyję w kraju raczej „kurwy i szatana” niż boskim.

W ubiegłych latach zdarzały się niekonwencjonalne mowy po otrzymaniu statuetki, w tym nie zarejestrowałem niczego, co odbiegałoby od sztampy. Jeśli nie liczyć Japończyków zabawnie (czyli też zgodnie ze stereotypem) powtarzających „thank you, thank you!”. Skądinąd, to właśnie Japończycy byli beneficjantami jedynej chyba quasi-niespodzianki podczas tegorocznych Oscarów. Ich „Odejścia” („Okuribito”) w reżyserii Yojiro Takity wygrały w kategorii „najlepszy film obcojęzyczny”, pokonując m.in. powszechnie nagradzany „Walc z Bashirem”. Podejrzewam, że nikt w Polsce jeszcze dzieła japońskiego nie widział, słyszałem tylko, że jest bardzo wzruszające i traktuje o śmierci. Podobno laureatów tej kategorii wybierają głównie emeryci i renciści hollywoodzcy (innym szkoda czasu i wysiłku na oglądanie filmów, w których mówią po nieamerykańsku), wcale mnie więc ta wygrana nie dziwi.

Niektórych zaskoczyło jeszcze to, że Mickey Rourke został pokonany przez Seana Penna. Mnie nie, bo w końcu „Milk” miał osiem nominacji w najważniejszych kategoriach, a „Zapaśnik” tylko dwie. Mickey znowu padł na dechy, ale nie powinien się tym martwić. Niedługo Hollywood nakręci film biograficzny o jego wzlotach i upadkach, będzie więc jeszcze okazja uronić nie jedną łzę radości i wzruszenia. Może nawet rolę Mickeya Rourke zagra Sean Penn, który dostanie trzeciego Oscara za tę wcieleniówkę?

Cóż poza tym... Indie się cieszą z sukcesów „Slamdoga” albo protestują przeciwko fałszywemu obrazowi swego kraju i kolonialnej narracji filmu Danny’ego Boyle’a (patrz ostatni numer „Przekroju”), „Benjamin Button” nominowany w 120 kategoriach dostał jedynie kilka pomniejszych statuetek, okazał się więc „Benjaminem Bottomem” (idealny tytuł na porno-parodię, ciekawe, czy już takowa powstała?), Hugh Jackman jest niewątpliwie przystojny (choć wolę Jamesa Franco), a Meryl Streep fatalnie się ubiera na oscarowe uroczystości – wygląda zawsze jak baba na polskim weselu. Dziwię się zresztą, że wciąż na te imprezki chadza, skoro konsekwentnie przegrywa rywalizację. Ja, na jej miejscu, dawno bym się obraził!

Łatwo powiedzieć! Też się co roku na Oscary obrażam i obiecuję sobie, że nie zarwę przez nie już żadnej nocy w swoim życiu. I co? I co roku ślęczę jak idiota przed telewizorem albo komputerem do świtu. Oscary są nic niewarte. Życie bez Oscarów również.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)