„Blair Witch”: niepotrzebny powrót do lasu [RECENZJA DVD]
Najnowsza kontynuacja kultowego „Blair Witch Project” była przez dłuższy czas trzymana w tajemnicy, a jakimkolwiek wzmiankom na temat powstającego horroru towarzyszył niewiele mówiący tytuł „The Woods”. Kiedy twórcy wreszcie zaprezentowali właściwy tytuł - „Blair Witch”, niezdrowe podniecenie fanów mieszało się z powszechną obawą, która zwykle pojawia się, gdy ktoś się bierze po latach za wskrzeszanie legendy.
I chociaż pierwsze teasery „The Woods” sugerowały jeden z najlepiej zapowiadających się horrorów sezonu, szczególnie dla fanów teen slasherów w konwencji found footage, efekt końcowy będący kontynuacją kultowego „Blair Witch Project” okazał się wtórnym i niewiele wnoszącym obrazem. Czyli całkowitym przeciwieństwem pierwowzoru z 1999 roku.
Przypomnijmy, że „Blair Witch Project” nakręcony za marne 60 tysięcy dolarów zarobił absurdalną kwotę rzędu 248 milionów dolarów. Paradokumentalny horror o grupie przyjaciół, którzy padają ofiarą tytułowej wiedźmy, stał się prawdziwym hitem i wzorem do naśladowania dla wielu późniejszych projektów kręconych „z ręki” i stylizowanych na dokument. Twórcy „Blair Witch” z 2016 roku postanowili powrócić do tej konwencji, wykorzystać motyw wiedźmy z Blair, a zarazem rozwinąć warsztat, jakim posługiwali się twórcy pierwszej części. Niestety nowy film ze znacznie większym budżetem (5 milionów dolarów) i masą technologicznych gadżetów nie sprostał oczekiwaniom fanów, co nie znaczy, że nie warto się nim zainteresować.
Akcja „Blair Witch” rozgrywa się 20 lat po wydarzeniach z pierwszego „Blair Witch Project” i koncentruje się na Jamesie Donahue, bracie Heather, która zaginęła w lesie nieopodal Burkittsville. James przez całe lata starał się dotrzeć do prawdy o losie swojej siostry, więc kiedy obejrzał w sieci rzekome nagranie z lasu, na którym rozpoznał Heather, czym prędzej skontaktował się z autorem filmiku.
James w towarzystwie trójki przyjaciół wyrusza do feralnego lasu, gdzie z pomocą dwójki mieszkańców pobliskiej miejscowości stara się odnaleźć ślady Heather. Ich losy są przedstawione w formie nagrań dokumentalnych – jedna z przyjaciółek Jamesa, Lisa jest studentką szkoły filmowej i zabiera na wyprawę całą masę sprzętu nagraniowego. Każdy z bohaterów zostaje wyposażony w niewielką kamerkę przymocowaną do słuchawki, Lisa nie rozstaje się z aparatem cyfrowym; kiedy rozbijają obozowisko, jedna z kamer jest przymocowana do drzewa, ponadto dziewczyna targa ze sobą drona, którym okazyjnie nagrywa ujęcia z lotu ptaka.
Bogactwo technologiczne pozwoliło twórcom w wiarygodny sposób przedstawiać całą akcję z różnych, często nietypowych perspektyw. Nie uchroniło to jednak „Blair Witch” przed uniknięciem poważnych błędów. Scenariusz jest pretekstowy i służy wyłącznie temu, by jeszcze raz wrócić do wiadomego lasu i znowu pokazać grupę zagubionych młodych ludzi zdanych na (nie)łaskę grasującej tam wiedźmy. W przeciwieństwie do oryginalnego „Blair Witch Project” w nowym filmie widz ma wszystko podane jak na dłoni. Wiemy, co, jak i dlaczego, a tym samym twórcy nie są w stanie wzbudzić pożądanego niepokoju i zadbać o nastrój przesiąknięty wielką tajemnicą.
Dla kogoś, kto pamięta „Blair Witch Project” z 1999 roku, zeszłoroczny sequel nie ma zbyt wiele do zaoferowania poza bardziej złożonym (kiedyś nie było to możliwe) podejściem do konwencji paradokumentu. „Blair Witch” straszy jump scare'ami, ma jeden drobny i niewiele wnoszący zwrot akcji, a poza tym jest kolejnym slasherem z grupą przyjaciół zagubionych w mrocznym lesie. Film Adama Wingarda i Simona Barretta (panów znanych z dwóch części „V/H/S”) dorzuca trzy grosze w temacie horrorów found footage, ale zdecydowanie nie jest godnym następcą kamienia milowego, o którym wspomina się do dziś.
Wydanie DVD „Blair Witch” nie zawiera żadnych dodatków poza kilkoma zwiastunami najnowszych filmów z dystrybucji firmy Monolith. Film można obejrzeć w polskiej wersji z napisami lub lektorem.